28 grudnia 2022

Pustka potrafi pochłonąć każdego, czyli "Zwiastunka" Bartłomiej Sztobryn

Tytuł: Zwiastunka
Autor: Bartłomiej Sztobryn
Wydawnictwo: Wydawnictywo K2A
Liczba stron: 394
Gatunek: fantastyka, sf, science fiction
Rok wydania: 2021

      Dzięki TikTokowi dowiedziałam się o istnieniu autorów, o których nigdy nie słyszałam. No i tak trafiłam na filmiki Bartka Sztobryna, który udzielał rad odnośnie pisania. Tak mi się spodobało, że jego odpowiedzi były konkretne, rzeczowe, a do tego w naprawde miłym tonie, że jak ogłosił informację o discordzie, aż musiałam dołączyć. No i jak już tam się zasiedziałam, głupio było nie przeczytać tego, co napisał, co nie?

      Zwiastunka to opowieść o Oli, której życie można wprost określić jako patologiczne. Jednak pewnego dnia poznaje Brata Jana, przywódcę Stowarzyszenia Odnowy Ducha, który daje znaki, że nie do końca jest zwyczajnym człowiekiem. Zachęcona tą informacją stara się uciec od doczesnego życia ku wolności.

      Autor w fantastyczny sposób pokazał, że gdy czegoś nam brak, nosimy w sobie pustkę, desperacko pragniemy ją czymś zapełnić. Używki, przemoc czy właśnie przynależność do sekty, by wreszcie poczuć się kimś normalnym… chcianym.. a nawet kimś potrzebnym. To pokazuje, że człowiek, nieważne w jakim momencie swojego życia, jest postacią stadną i są momenty, gdzie zrobi wszystko, by do tego (nawet jedynie kilkuosobowego) stada należeć. Trudno jest taką osobę wyrwać z jej życia i pomóc. Dla niej miejsce, gdzie się znajduje, to bezpieczna przystań, jej miejsce, gdzie nic niespodziewanego nie powinno się stać. Dokładnie to widać w momencie, kiedy Ola przybiera nowe imię. Znalazła swoje miejsce i dostosowała się do niego, zmieniając się, bo była pewna, że tak trzeba, by nadal być akceptowaną. I również widać, że potrzeba szoku, czegoś strasznego, by taką osobę wyrwać z jej nowego życia. Właśnie to wszystko zostało w wyśmienity sposób przedstawione.
      Naprawdę imponuje mi, że Bartek przedstawił sposób działania sekty tak, jak to bywa w rzeczywistości, czyli powoli, subtelnie, naciskając tam, gdzie się powinno, by popchnąć ofiarę a jednocześnie jej nie wystraszyć. Czytając, sama nie spostrzegłam, kiedy Ola po prostu wsiąknęła w sektę, co dobrze świadczy nie tylko o researchu, lecz też o swego rodzaju wrażliwości i delikatności autora.

      Co do konstrukcji fabuły, dobrym pomysłem było przeplatanie teraźniejszości i przyszłości (teoretycznie można powiedzieć, że teraźniejszości i przeszłości, jednak dla mnie bardziej pasuje teraźniejszość i przyszłość), bo z jednej strony dostałam historię jak to się wszystko zaczęło, a z drugiej strony jak to się wszystko kończy. No i głównym pytaniem było “co się tam tak spieprzyło”. To wszystko zostało poprzetykane historią Jana, jego rozmowami, monologami. I tu mam problem. Jan został tak świetnie stworzony, że miałam go dość. Wkurzał mnie za każdym razem, jak go widziałam. Dodatkowo już po kilku chwilach irytowało mnie to, co mówił Niby można by zarzucić monotonność jego słowom, ale przecież o to chodziło. Jan zawsze opowiadał na jeden temat w dość podobny sposób, bo to niejako była jego misja życiowa. Tym się w życiu kierował i do tego próbował nawracać innych, powoli burząc światopogląd innych.

      Jeśli chodzi o Olę, jestem zachwycona. Jest przedstawiona tak realnie i tak konkretnie, nie ma w niej żadnego lania wody. Ma swój patologiczny świat, który powoli próbuje zmienić. I tutaj powtórzę to, co w prawie każdej recenzji. Podstawy! Tu są genialne podstawy! Czuć dźgania Oli przez otoczenie do dostosowania się, ale jednocześnie ona nie zmienia się ot tak od razu jak za sprawą zaczarowanej różdżki. To jest proces, który został wspaniale przedstawiony. No po prostu aż się łezka uroniła, że nie było nielogicznych zmian osobowości, których nienawidzę. No i były momenty, kiedy chciałam ją mocno przytulić.

      Bardzo, ale to bardzo podobały mi się postacie drugoplanowe. Każda miała główną cechę przewodnią, wokól której powstały jej osbowości. Jednak bywały momenty, że przez długi czas na twarzy miałam dosłownie karpia. Niektóre zachowania były tak odmienne od tego, jacy byli bohaterowie, ale z drugiej strony one tak dokładnie pasowały. Tak, mam na myśli Kamealę. To było mistrzostwo w przekręcaniu świata do góry nogami! Nie mogłam się pozbierać!

      Książka jest genialnym debiutem! Po prostu jednym z lepszych, które czytałam. Mrocznym, ciężkim przedstawieniem prawdziwego życia. Fakt, czasami można się pomieszać w przeskokach czasowych, ale idzie się przyzwyczaić. Czyta się naprawdę szybko. Cały czas ma się wrażenie, że pod pozorem błahostek i luźnej atmosfery pod spodem zbierają się ciemne chmury mroku, by w danym momencie zaatakować. Dobry research, świetne backstory postaci, cudowne otoczenie to przepis na dobrą książkę. Ale niektóre wypowiedzi Jana omijałam. No cóż, nie chciałam się jeszcze bardziej denerwować haha! Wystarczyło mi, że mnie wkurzał podczas fabuły! Zdecydowanie polecam dla fanów czegoś mocniejszego.

2 grudnia 2022

Superbohaterski powrót do przeszłości, czyli Titans sezon 1

Nazwa: Titans
Tytuł oryginalny: Titans
Rok produkcji: 2018
Gatunek: science fiction, akcja, fantasy
Odcinki: 11x około 45 min
Kraj oryginalnej premiery: USA

      Chyba każdy kojarzy teen titans, serial animowany z cartoon network. Zawsze utożsamiałam się z Gwiazdką albo Riven, w zależności jaki humor miałam. Dlatego też z niecierpliwieniem czekałam na ten serial aktorski. Miałam nadzieję, że utrzymają klimat, jaki tam panował, te charakterystyczne osobowości, tę atmosferę. Cóż… Chyba powinnam przestać mieć jakiekolwiek oczekiwania co do seriali, filmów czy książek. Zdecydowanie nigdy nie są spełnione.

      Jak na CN, tytani mieli pokonać Slade i jego popleczników, tak tutaj fabuła przybiera zupełnie inny kierunek. Raven jest młodą dziewczyną, która ma tajemnicze moce. Gwiazdka ma za zadanie odnaleźć zagrożenie dla świata i je unicestwić, chociaż nie pamięta kompletnie nic ze swojej przeszłości.
      Cały sezon skupia się na Rachel. Od początku ma wrażenie, że ktoś chce ją dopaść. Pomocy szuka u Greysona, czyli znanego nam Robina. Obydwoje muszą sobie poradzić z ojcem Raven, który za wszelką cenę chce zobaczyć córeczkę (z tego powodu giną ludzie, cóż za miłe zaproszenie do rozmowy, czyż nie?), a ona nie do końca panuje nad swoją mocą. No i trzeba dodać, że Robin pokłócił się z Batmanem i jakoś ta relacja musi postąpić naprzód. Do naszej dwójki dołącza się Starfire, a później Gar, czyli Bestia, i cała nasza paczka musi jakoś ocalić świat.

      Seriale DC mają to do siebie, że panuje w nich dużo mroku. Wiecie, im ciemniej tym lepiej, a jak widz praktycznie nic nie widzi, to już genialnie. Nie no, żartuję. Ale tak, im mroczniej opowiedziana jest historia, tym lepiej się z tym czuję. W serialu animowanym cudownie połączyli to z żartami i wesołością, tworząc równowagę pomiędzy skrajnościami. Głupiutkie teksty przeplatane poważniejszymi zdarzeniami działały i właśnie to sprawiło, że pokochała tę bajkę. Tutaj jednak twórcy ucięli ten zabawny aspekt, zostawiając sam mrok. No i nie do końca to zagrało. W pewnym momencie miałam dość i po prostu wyłączyłam odcinek, dając sobie kilka dni(!) na odpoczynek. Bolał mnie fakt, że miałam wrażenie, jakoby twórcy pchali bohaterów w bijatyki i w sumie tylko w nie. Naprawdę czułam się, jakby oni co chwilę się bili i to był sens całego sezonu, aby bili się jak najwięcej. Tak, adrenalina jest potrzebna, napędzanie akcji również, ale jak to się pcha jedno za drugim to jest za dużo. Tak jakby zjeść osiem tostów bez popicia! Staje w gardle i od razu możesz schować toster na kolejne pół roku, bo będziesz miał ich dość.
      Najbardziej jednak jestem rozczarowana finałem. Tyle mówienia o tym, pokazywania i przygotowywania, że ma to być coś epickiego i… I żopa. Tak bardzo zdegustowana, rozczarowana i zawiedziona, że nie miałam ochoty odpalać drugiego sezonu, jakby wyszedł. I nie odpaliłam!

      Co do bohaterów, to sama nie wiem. Robin zachowuje się trochę dziecinnie, a przeceż jest tym logicznie myślącym, zaprowadzającym dyscyplinę szefem! Tak, nie czytałam komiksów, więc nie wiem jaki jest oryginał oryginał, bazuję na wersji z CN. I właśnie nijak mi się on nie pokrywa
      Raven to ta poważna, tajemnicza, skryta dziewczyna, a w serialu jest zwykłą nastolatką, co w sumie jest na plus, patrząc na to w jakim momencie jej życia jesteśmy i co o sobie wie. No nie będzie lewitować i uczyć się czarów, kiedy nie tylko nie ogarnia swoich mocy, lecz dodatkowo dopiero poznaje kim jest. Jednak brakowało mi jej peleryny, kocham ją.
      Gwiazdka… Heh… Od zawsze była moją faworytką. Ta wesoła, rozgadana, kochana przez wszystkich. W serialu jest zupełnym przeciwieństwem. Czy tylko ja odniosłam wrażenie, że ona się wywyższa? Nie wiem. Nie spodobała mi się. To nie tak Gwiazdka, dla której nic nie robiłam! Poważna, małomówna, zabrakło Gwiazdkowości w Gwiazdce.
      Jedynie Gar przywrócił mi wiarę. Według mnie jemu najbliżej do wersji z CM. Zabawny, lubiący fast foody i gry, trochę się popisujący. No Bestyjka nasza. I w pewnym momencie ogarnęłam, że to dla niego i dla Raven oglądałam ten serial, tylko oni mnie tu trzymali.

      Ogólnie mówiąc, niezbyt podobał mi się serial. Tak, miał plusy jak właśnie Gar czy Raven, fabuła była w miarę logiczna, ale to nie wszystko. Brakowało mi tego czegoś, co serial o superbohaterach powinien mieć. Brakowało mi fabuły pomiędzy licznymi walkami. Fabuły, która mnie porwie, przytwierdzi do krzesła i powie “PATRZ! ANI SIĘ WAŻ WSTAWAĆ”. Niektórzy mogą czerpać przyjemność z oglądania, ja niestety nie. Raczej nie zdecyduję się na kolejne sezony.

26 listopada 2022

Cnotliwa Panna nie taka Cnotliwa i nie taka Panna, czyli "Krew i Popiół" Jennifer L. Armentrout

Tytuł: Krew i popiół
Seria (tom): Krew i popiół (1)
Autor: Jennifer L. Armentrout
Tłumaczenie: Danuta Górska
Wydawnictwo: Muza / You&Ya
Liczba stron: 512
Gatunek: fantastyka
Rok wydania: 2022

      Bardzo długo wzbraniałam się przed tą książką, sama nie wiem czemu. Jakoś nie czułam, żeby to było to, czego potrzebowałam. Ale wszędobylska obecność Hawke’a jako książkowego męża i postaci, do której się wzdycha, sprawiła, że po nią sięgnęłam.

      Poppy, jako Panna, żyje bardzo rygorystycznym życiem. Wiecznie skryta za welonem, jedynie kilka osób może zobaczyć jej twarz czy z nią porozmawiać. Do tego nikt nie może jej dotknąć, a swoje życie musi poświęcić na przygotowanie do Ascendencji. Jednak Poppy o wiele bardziej ciągnie do miecza czy łuku. Jej życie zmienia się diametralnie, kiedy poznaje Hawke’a.

      Na samym początku muszę zaznaczyć, że uwielbiam, jak do fantastyki dodaje się coś nowego, jednak kiedy ktoś próbuje dodać nowe rasy, które nazywa wilkłak (czemu nie wilkołak?!) czy wampr (a wampir?!), to dla mnie jest trochę naciągane. Ale i tak uśmiałam się przy nazwie SYSUNI. Tak, sysuni, ostatni w tym sezonie! No ale kobieta się stara W każdym razie wracając do fabuły, jestem za. Jestem jak najbardziej za. Fajny pomysł, by poprowadzić fabułę z perspektywy osoby, która jest odizolowana od innych, która nie wie za wiele. Dzięki temu również i my jesteśmy powoli wprowadzani w tej świat, a nie przygnieceni nawałem informacji. Jednaj z drugiej strony cały czas męczyło mnie czym dokładnie jest Ascendencja, na czym polega rytuał, o co chodzi. Tak, to potrafi wkurzać za każdym razem jak się czyta o tym wydarzeniu. Męczące było też to, że autorka trochę zbyt wolno przedstawiała fakty odnośnie całego świata, więc błądziłam po omacku, nie wiedząc czy coś jest dobre, czy nie, bo… Bo po prostu za mało wiedziałam o świecie. Niestety w fantastyce ważne jest dawkowanie informacji o powstałym świecie w ten sposób, by nie powiedzieć za dużo, lecz jednocześnie by czytelnik czuł się swobodnie i wiedział na czym stoi. Tutaj mi tego zabrakło, co trochę zabrało przyjemności z czytania.
      Musiałam też pamiętać, że całość dzieje się w czasach średniowiecznych, gdzie to mężczyzna miał władzę nad wszystkimi, w tym nawet nad swoją żoną, to on czuł się ważniejszy. To daje się bardzo odczuć, kiedy Poppy jest ofiarą przemocy nie tylko fizycznej, ale i psychicznej czy seksualnej. Samym tym zabiegiem autorka niejako dodała karty do talii Hawke’a, który dosłownie odwrotnym zachowaniem będzie tym lepszym, tym, którego się będziemy trzymać.
      Największym atutem fabuły nie były walki, czy ucieczki, lecz chemia między dwójką bohaterów. Armentrout udało się stworzyć relację, która, chociaż trochę toksyczna, miała w sobie to coś, co mnie trzymała przy telefonie. I jasne, postacie poboczne były fajne, wszystkie przeszkody w dążeniu do celu pasujące, lecz to właśnie romans był tą kotwicą. Ale i tu mam pewne zastrzeżenia. Pamiętajcie, jeśli kobieta mówi NIE, to znaczy NIE. Po prostu. Naprawdę raniące było dla mnie, kiedy Poppy mówiła nie, a facet brnął dalej, jakby miał w dupie jej słowa. W realnym życiu tak może wyglądać początek gwałtu. Książkę tę czyta wiele młodych osób, więc chcąc czy nie chcąc będą marzyły o takim facecie i spotkaniach z nim. Patrząc na to jakie wzorce młodzież bierze z książek boję się, że nie będą potrafiły powiedzieć STOP, kiedy będą dochodzić do granicy. No bo jak to tak, w książce bohaterce się podobało, więc czemu ona ma powiedzieć nie? Co z tego, że jej się nie podoba/boi się chłopaka/nie jest gotowa, przecież może jej się spodobać. Jestem kategorycznie przeciwna przedstawianiu w taki sposób mężczyzn. Wyjątek jest, kiedy bohaterka rozumie, że to złe i podkreśla to, a nie cieszy się jak napalona małolata. No. Wyrzuciłam z siebie swoje żale odnośnie tego punktu.

      Co do bohaterów, to mam mieszany uczucia. Poppy jako Panna, która ma minimalny kontakt ze światem wie nadwyraz dużo, co trochę mnie dziwiło. Fakt, wymykała się i dużo rozmawiała ze swoim strażnikiem czy przyjaciółką, ale to nadal duża wiedza. Plus w momentach sam na sam z Hawke stawała się panną bez mózgu, której jedynie facet w głowie. Proszę was, laska kreuje bohaterkę na silną babkę, która nie boi się bitki i bez żalu poświęci swoje życie, a gdy chodzi o faceta to mózg jej topnieje? Tak, w grę wchodzą emocje i że pierwszy raz była bliżej z osobnikiem przeciwnej płci, no ale błagam was, to tak mi nie pasowało do niej. Gdyby nie to, Poppy byłaby świetna! Uparta, charakterna, zadziorna i dążąca do celu. Takie bohaterki lubię i cenię, ba! Szukam ich! Znaczy tak, każdy ma jakieś wady,ale niektóre z nich po prostu przekreślają u mnie szanse na polubienie.
      A Hawke… Ach Hawke… Jestem na niego zła. Fakt, jest fantastycznym facetem, o którym marzą kobiety i pewnie zostałby moim kolejnym książkowym mężem, ale ma jedną wadę, której nienawidzę. Kiedy kobieta mówi nie, to znaczy nie i koniec kropka. Nie idziesz dalej, nie nalegasz, nie przekonujesz, bo nie znaczy nie. I choćby skały srały, nie przekraczasz granicy! To jest po prostu romantyzowanie braku poszanowania kobiecej granicy. A co, jakby taki Hawke znalazł się w klubie? Laska mówi nie, a on swoje i musi zamawiać anielskiego shota, bo nie czuje się bezpiecznie. I mam gdzieś, że jest odważny, wytrwały i dba o swoich ludzi. Ta jedna wada sprawiła, że go jedynie lubię, a nie kocham (w życiu realnym bym go nie trawiła, ale to fikcja, więc mogłam spojrzeć łaskawiej).
      Armentrout potrafi stworzyć również postacie drugoplanowe. Charakterne, różnorodne, ale jednocześnie w typie rasy, którą stworzyła. To bardzo ważne, bo potem wychodzą takie kwiatki jak rodzinny wilkołak zachowujący się jak sztywny wampir. Na przykład taki Kieran, który, gdy go poznajemy, jest niczym połączenie dupka i wrzodu na tyłku, a koniec końców lubimy go coraz bardziej. Albo Alastir, który wydaje się służbistą bez serca. Oni wszyscy mają wyraźne charaktery, da się ich polubić, albo i nie, bo są jacyś, nie są mdłymi kluchami.

      Ogólnie książka ma wady, ma toksyczne zachowanie, które może mieć wpływ na czytelnika, ale ma w sobie coś, co aż przyciąga do czytania i aż chce się więcej. Zakończenie jest zbudowane w taki sposób, że natychmiast musiałam wziąć drugi tom i dowiedzieć się co dalej. Autorka naprawdę miała dobry pomysł na stworzenie fabuły i pociągnięcie jej, jednak najbardziej męczyłam się prz kolejny raz powtarzanych słowach uwielbienia do Hawke’a czy teksty typu “księżniczko” do Poppy. Ile można! Ale pomimo tych wszystkich wad bawiłam się fantastycznie czytając tę książkę. Zdecydowanie polecam, jednak trzeba pamiętać, że to połączenie fantastyki z romansem, który jest tutaj bardzo ważny i wyraźmy. Ale tak, polecam!

23 listopada 2022

Trolle, syreny i pani magister, czyli "Dotyk północy" Adelina Tulińska wyd. 1

Tytuł: Dotyk Północy
Seria (tom): Dotyk Północy (1)
Autor: Adelina Tulińska
Wydawnictwo: Biblioteka
Liczba stron: 288
Gatunek: fantastyka
Rok wydania: 2016

      Jadąc do szpitala nie bardzo zastanawiałam się nad wyborem książek, wszak miałam tam być tylko trzy dni. Nie miałam wtedy Legimi, więc brałam co miałam pod ręką. Oj zdecydowanie powinnam przeznaczyć więcej czasu na wybór

      Laura na co dzień żyje normalnie. Studiuje, pracuje i próbuje nie zwariować. Jednak czegoś jej brakuje. Wyjeżdża więc na wolontariat do Norwegii, gdzie ma odnowić jedną ze ścian starej posiadłości. Wszystko się komplikuje, gdy poznaje mężczyznę, który pociąga ją wyglądem i odpycha zachowaniem.

      Powiem tak, pomysł na fabułę był niczego sobie, jednak wykonanie i detale sprawiły, że nie czerpałam przyjemności z czytania. W ogóle. Zdecydowanie widać, że to debiut autorki. Wiem też, że powstało drugie wydanie tej powieści, w której chyba nastąpiły jakieś zmiany, lecz ja akurat miałam starą odsłonę.
      Sama fabuła była bardzo lekka, więc szybko się czytało, a to niezaprzeczalny plus przy słabych książkach. Drugim plusem było sięgnięcie po niecodzienne rasy, tak jak trolle czy syreny (kiedyś królowały wampiry i wilkołaki, a obecnie wróżki, więc to dość miła odmiana). Lecz mimo to nie potrafiłam się wciągnąć. Cała otoczka dlaczego to Laura została wybrana na akurat tamten wolontariat, że niedoświadczonej osobie dali do odnowienia starą posiadłość i to jak cudownie i idealnie ona to robiła jest dla mnie zbyt… Po prostu zbyt. Zalatuje trochę Mary Sue. Do tego akcja na początku rozwleka się jak ciągnący ser na tostach, by później gnać na łeb na szyję, by wszystko połączyć i nadążyć. Idzie się przy tym wszystkim wymęczyć. Ta niejednolitość w tempie akcji, brak równowagi pomiędzy szybkością i spowolnieniem akcji w odpowiednich momentach sprawiła, że kompletnie się wynudziłam, a na koniec nie do końca ogarniałam kto, co, jak i kiedy.

      Co do bohaterów, to, tak jak już wspomniałam, główna bohaterka była niczym Mary Sue. Wszystko jej się udawało, miała niesamowity talent i… zero osobowości. Wydawała mi się tak płytką osobą, że jedyną jej cechą charakteru było “patrzcie, ładnie namalowałam”. I fakt, chociaż wykazała się odwagą i tak dalej, nie czułam tego w niej. Autorka nie potrafiła pokazać w niej tej odwagi ani głębi w osobowości.
      Co do naszego bożyszcza Laury, Gabriela, to nie jest facet, o którym bym śniła. Mam wrażenie, że został stworzony na wzór bad boya, który jedyne co ma to tajemnice, złośliwość i nielubienie wszystkich, ale to nie jest to, czego oczekuję od mężczyzny, by zdobył moje serce. No nie zdzierżyłam faceta. Moze i potem się lekko zmienił i był odrobinę bardziej otwarty, to nie, po prostu nie jest to mój typ (o wiele bardziej wolę Rhysanda z pierwszych części od Maas czy Saetana od Bishop).

      Książka ma duży potencjał, byłaby naprawdę dobra i może jest w wydaniu drugim. Niestety po tej części nie bardzo mam ochotę na sprawdzenie. Może kiedyś, nie wiem, wątpię, za dużo książek mam do nadrobienia. Pozycja faktycznie plusy ma, jak rzadko używane rasy czy lekkość czytania, ale to nie wystarczyło mi, bym się cieszyła. Byłam szczęśliwa w momencie, kiedy ją skończyłam i mogłam przejść do czegoś innego. Możecie próbować czytać, ale robicie to na własną odpowiedzialność.

19 listopada 2022

Kiedy trzeba wyciągnąć czołg, czyli "Biały Żar" Ilona Andrews

Tytuł: Biały Żar
Seria (tom): Hidden Legacy / Ukryte dziedzictwo (2)
Autor: Ilona Andrews
Tłumaczenie: Dominika Schimscheiner
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Liczba stron: 509
Gatunek: fantastyka
Rok wydania: 2022

      Powoli przekonuję się do nowości i staram się, by wszędobylska obecność jakiejś pozycji mnie nie zniechęcała. Idzie coraz lepiej, dlatego też, głównie po fenomenalnej części poprzedniej, wzięłam się za Biały Żar.

      Nevada stoi na czele rodzinnej agencji detektywistycznej. Jest chodzącym wykrywaczem kłamstw, a jej moc w ostatnim czasie dość szybko urosła. Już nie tylko rozpoznaje kłamstwa, lecz też potrafi siłą wyciągnąć prawdę. Tym razem musi znowu współpracować z Szalonym Roganem, co jest ciężkie patrząc na to, co ich łączyło jeszcze niedawno. Do tego Roger nadal coś czuje do Nevady, a ta ma na głowie uratowanie nie tylko życia dziecka, co i całego miasta.

      Pierwszy tom dosłownie pokochałam. Miał w sobie dokładnie to, czego potrzebowałam, a do tego równowaga pomiędzy akcją a romansem została zachowana. W tym tomie trochę większą przewagę miał jednak romans, chociaż akcja mocno się odcisnęła. Była poważniejsza, bardziej skomplikowana, chociaż momentami można było się uśmiechnąć (pamiętajcie, nigdy nie lekceważcie fretek!). Cała fabuła opiera się na dążeniu do tego, kto dokładnie jest odpowiedzialny za katastrofę, która dosięgnęła Houston. Nevada wraz z Roganem musi się dość sporo napracować i nagłówkować, by wykminić kto i dlaczego to robi, a dodatkowo jaki będzie ich następny krok, by zapobiec większym szkodom. Naprawdę podobało mi się jak autorzy po prostu rzucali kłody pod nogi naszej parze, a ułatwienia wcale nie były tak oczywiste. Fajnie, że zostało pokazane, że życie, pomimo pracy i konfliktów, dzieje się dalej i kolejne zdarzenia są nieuniknione. No bo przecież czas nie zatrzymuje się w momencie, kiedy zaczynają pracę, co nie? Bardzo podoba mi się, że mamy zderzenie dwóch światów. Nevada musi na wszystko zapracować własnymi rękoma, Rogan za to wszystko ma jak na wyciągnięcie ręki przez to jaką ma opinię i ile pieniędzy posiada. Dwa tak różnorodne podejścia do życia nie mogą się skończyć nudą. Niektórzy zarzucają książce chaos pod względem akcji. można tak uważać, to fakt, ale jak dla mnie to całkiem zrozumiałe. Tam dzieje się wszystko, częstokrotnie wszystko naraz i bohaterowie po prostu muszą to ogarnąć najlepiej jak mogą. Mam wrażenie, że autorzy postawili bardziej na realność, czyli nie idziemy liniowo i zdarzenia nie dzieją się kolejno, tylko tak jakby było w rzeczywistości. Jak się wali, to wszystko i nie ma przebacz. Dla mnie naprawdę niesamowity plus.

      Co do bohaterów, to pokochałam ich jeszcze bardziej. Nevada zyskała na pewności siebie, sile charakteru (to nie tak, że go brakowało, po prostu tutaj jest jeszcze silniejszy), a do tego ma większą wiarę w siebie. Rogan odkrywa przed nami coraz więcej siebie, stając się odrobinę bardziej ludzki. Między tą dwójką cały czas iskrzy, to nie tyle napędza akcję, co jest po prostu naturalne i dodaje pikanterii podczas ich spotkań. Bardzo mi się podoba, że Rogan nadal jest sobą, stanowczym, bezwzględnym, upartym i zabójczym facetem, którego przeszłość zmieniła. W tym tomie jego przeszłość została trochę bardziej ukazana, dzięki czemu można zbliżyć się do niego, poznać, trochę bardziej zrozumieć. Normalnie w romansach w jego towarzystwie znajdowałaby się panna w opałach o uległym usposobieniu. Czy to opis Nevady? A w życiu! Laska prędzej użyłaby wszystkich środków jakie ma, by skopać mu dupę, nawet jeśli wiedziałaby, że przegra, niż stała się bezbronną księżniczką czekającą na swojego księcia na rumaku. Aż nie raz miałam ochotę krzyczeć “Do boju dziewczyno! Pokaż jak to robimy!”. Postać 3xF - fenomenalna, fantastyczna no i fajna. Dosłownie babka z jajami, która rządzi.
      Tuż obok naszej głównej dwójki stoi rodzina Nevady, fenomenalna ekipa, która rozwala system. Każda z nich zachowała swój charakter z poprzedniej części, a dodatkowo rozwinęła się, dorosła. Żadna z nich przeszła lekką metamorfozę przez zdarzenia w poprzedniej części, lecz nadal zostały sobą. Naprawdę uwielbiam tę rodzinę. Wręcz da się wyczuć miłość pomiędzy nimi, te więzi rodzinne, które ich spajają. A to, że każdy z nich jest w stanie poświęcić życie dla jakiegokolwiek członka rodziny jest cudowne! Łapie za serce!

      Jak ja się cieszę, że dalej opłacam Legimi i mogłam przeczytać drugą część tak szybko. Nie mogłam się doczekać. To jedna z tych historii, których części dalszej nie mogę się doczekać. I tak samo jest tutaj. Końcówka stawia czytelnika w takim momencie, że już natychmiast potrzebujemy trzeciego tomu, żeby wiedzieć co się będzie działo. Halo! Jak można nie powiedzieć jak się to zakończy! No i co się stanie z niektórymi osobami!
      Serię kocham, po prostu kocham i już wiem, że będzie leżała na półce “Kocham, nie oddam, jeszcze będzie stempelek, żeby nikt nie zajumał”. O tak, zdecydowanie warto! Polecam z całego serduszka!

11 listopada 2022

Historia wypisana na skórze, czyli "Tusz" Alice Broadway

Tytuł: Tusz
Seria (tom): Księga skór (1)
Autor: Alice Broadway
Tłumaczenie: Sylwia Chojnacka
Wydawnictwo: Czwarta strona
Liczba stron: 378
Gatunek: fantastyka
Rok wydania: 2018

      Przyznam się szczerze, zakochałam się w tej okładce. Jest lśniąca, tajemnicza i przepiękna. Tak, to jedyny powód dlaczego zabrałam się za tę książkę. I tak, jestem okładkową sroką, którą można z łatwością przekonać właśnie piękną okładką.

      Cała nasza historia, każde wydarzenie ma nie tylko na nas wpływ, lecz również zostaje wytatuowane na naszej skórze. Wszystko zaczyna się w momencie, gdy ojciec głównej bohaterki umiera. Zgodnie z tradycją i prawem jego ciało zostało oskórowane, a z jego skóry zrobiono księgę. I to nie byle jaką księgę, bo zawierającą całe jego życie.

      Bardzo trudno jest wymyślić coś nowego w fantastyce. Czasami ma się wrażenie, że wszystkie motywy zostały już wymyślone i wykorzystane. Aż znajduje się takie perełki z nowymi elementami fantastycznymi. I ja jestem po prostu zachwycona. Autorka nie tylko oparła się na tatuowaniu, lecz głównie skupiła się na fakcie, że wszystko co robimy zostanie zapamiętane, a świat opiera się głównie na wyborach, przy czym nie zawsze mamy do wyboru czerń i biel. Bardzo wizualne są też dość drastyczne sceny. Obdzieranie człowieka ze skóry? A proszę bardzo, ona to opisze, bo dla wykreowanego przez siebie świata to jest właśnie codzienność, coś naturalnego. Ta książka, chociaż młodzieżowa, stawia wiele trudnych i poważnych pytań. Alice świetnie wplata je pomiędzy fabułę, sprawiając, że nie tylko autorka, ale i czytelnik muszą się nad nimi zastanowić. Miło jest czytać coś, co ma głęboki sens, a nie jest nudnym wywodem kolesia o jestestwie bycia czy innych prawdach niebios.

      Przyznam się, że kupiłam książkę pod wpływem chwili i ceny na okładce wersji kieszonkowej z biedronce. Jedyne czego mogę się przyczepić to nie tak cudowna okładka jak w normalnej wersji (nie świeci się aż tak, jest bardziej matowa), ale nadal ma swój urok. Czekałam, aż wielki szum o niej umilknie, żebym mogła w spokoju czytać bez wpadania na nią na każdym kroku. I nie żałuję. Czytało mi się fenomenalnie. Szybko i wciągająco - dokładnie tak to mogę opisać. Jestem zachwycona pomysłem, chociaż fakt, skrywa ona w sobie trochę nielogiczności i dziur, a drugi tom przede mną i już nie mogę się doczekać, aż przeczytam. Niestety doba się nie wydłuży, a książki na regale wstydu zalegają cały czas… Ale zdecydowanie polecam! Ma w sobie to coś, co przyciąga pomimo błędów, które zawiera.

10 listopada 2022

Niezbyt fantastyczna fantastyka, czyli "Mara Dyer. Tajemnica" Michelle Hodkin

Tytuł: Tajemnica
Seria (tom): Mara Dyer (1)
Autor: Michelle Hodkin
Wydawnictwo: YA!
Liczba stron: 412
Gatunek: fantastyka, literatura młodzieżowa
Rok wydania: 2014

      O tej książce słyszałam już jakiś czas temu. Była bardzo polecana, a charakterystyczna okładka zapadła mi w pamięć na tyle, że bez trudu rozpoznałam ją przeglądając empik go.
Po opisie oczekiwałam kawał dobrej fantastyki, wielkie wydarzenia, coś magicznego, jakieś spektakularne moce, katastrofy na tle magicznym. Coś, co by było mocno związane z fantastyką. Niestety, ale przeliczyłam się.

      Cała historia skupia się wokół Mary Dyer, która cudem wyszła cało spod zawalonego budynku. W tym zdarzeniu straciła ona swoją przyjaciółkę, chłopaka i jego siostrę. To wszystko sprawiło, że ma SPU, przez który zaczyna mieć halucynacje, które wprost niszczą jej życie.
      Aby poczuć się lepiej i w miarę normalnie żyć, wraz z rodziną przeprowadza się do innego miasta.
     I właśnie tu zaczyna się główna akcja. Mara musi przeżyć w szkole, mając halucynacje i będąc przekonaną, że to ona zabiła swoich przyjaciół. Pomaga jej w tym Noah, chłopak, który z jakiegoś powodu usilnie stara się być blisko niej.

      Przez opis byłam gotowa na jakieś wielkie wydarzenia o naturze fantastycznej. Jakieś apokalipsy, czy duchy krążące po świecie. Coś zdecydowanie więcej, niż skrawek mocy praktycznie niewidocznej dla nikogo. Koniec końców mogę stwierdzić, że dostałam całkiem dobrą książkę o chorej psychicznie dziewczynie, której moce pojawiają się zaledwie kilka razy i to gdzieś w oddali. Widziałam tylko skutki tych momentów, które równie dobrze można było przypisać przypadkowi. A mimo wszystko historia wciąga. Z pozoru zwykłe relacje pomiędzy chłopakiem a dziewczyną, lecz napisane nie tak lekko, jak się można w tego tematach spodziewać. Koszmary nawiedzające Marę zdecydowanie zabierając cukierkowatości tej całej sytuacji.

      Plusem historii jest poruszenie ważnych tematów jak samotność, potrzeba przynależności czy też izolacja. Wielu młodszych czytelników będzie mogło odnaleźć odrobinę siebie w głównej bohaterce.

      A skoro już o niej mowa, Mara zupełnie nie pamięta co się działo w opuszczonym szpitalu. Męczy ją to, a do tego cały czas myśli o śmierci swoich przyjaciół. Zwariować idzie! A raczej jej się wydawało, że zwariowała. Dużą zaletą Mary jest cięty język. Nie znoszę bohaterów-kluch, dlatego cenię sobie dobre dialogi rozkręcające opisy. Co jak co, ale to właśnie w nich można poczuć najwięcej zabawy. Samo to, że laska jest uparta i dąży do celu nie bacząc na koszty sprawia, że aż chce się czytać. No bo przecież tak wiele może się zwalić, co nie? Ale też mimo wszystko cenię sobie sposób narracji, bo dzięki niej mogłam odczuć wszystkie emocje szargające Marą.

      Cała książka, chociaż w klimatach horroru i thrillera daje swoje pięć minut wątkowi romantycznemu, dzięki czemu jest skierowana do młodzieży, ale też wszelkie napięcia fabularne zostały ładnie wygładzone. Nie ukrywam, wciągnęłam się. Tak, brakowało mi większej ilości fantastyki, ale nie było aż tak źle. Czy polecam? Myślę, że warto po nią sięgnąć. Naprawdę dobra pozycja bez głupawych, durnych bohaterów, którzy tylko wywołują u nas wstyd za ich istnienie. No i tak okładka. Przecudowna, mieniąca się i wyglądająca inaczej w zależności skąd na nią spojrzycie.

18 października 2022

Czołg w garażu i wykrywacz kłamstw pod ręką, czyli "Płoń dla mnie" Ilona Andrews

Tytuł: Płoń dla mnie
Seria (tom): Hidden Legacy / Ukryte dziedzictwo (1)
Autor: Ilona Andrews
Tłumaczenie: Dominika Schimscheiner
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Liczba stron: 480
Gatunek: fantastyka
Rok wydania: 2022

      Ilona Andrews, nazwisko, które kojarzę od czasu młodości, kiedy brylowałam pomiędzy romansami paranormalnymi. “Jej” seria o kate Daniels twardo trzymała się tuż obok serii o Mercedes Thompson, więc co chwilę o niej słyszałam. Tym razem booktube rozszalał się na temat serii Ukryte dziedzictwo, a dokładniej pierwszego tomu “Płoń dla mnie”. I dziękujmy Legimi, że wrzuciło na serwis i mogłam przeczytać!

      Nevada jest po dwudziestce i zajmuje się rodzinną firmą detektywistyczną. Przez chorobę ojca i dalsze komplikacje firmę i jej długi przejęła firma zewnętrzna, która proponuje dziewczynie zadanie nie do odrzucenia. Szansa na powodzenie misje wynosi zero, lecz pojawia się niespodziewana pomoc. Szalony Rogan zaś jest… Szalony i ma własne powody, by pomóc Nevadzie. Jednak okazuje się, że to wszystko jest początkiem większej sprawy.

      Kiedy dowiedziałam się, że Ilona Andrews to duet-małżeństwo, coś mi zaskoczyło i wiele wyjaśniło. Czytając widać, że nie jest to do końca ani damskie spojrzenie na historię, ani męskie, tylko właśnie zrównoważone, co jest jednym z większych plusów. Dodatkowo jestem fanką rozwijania akcji - na początku małe zadanie, który z każdym krokiem okazuje się coraz poważniejszą akcją! I to jest coś fenomenalnego. Wreszcie nie mamy bohatera wrzuconego w sam środek jakiejś wielkiej sprawy (a dość często ostatnio to spotykałam), tylko postać, która każdego nowego dnia dowiaduje się, że coraz bardziej zanurza się w gównie. I musi sobie poradzić! Do tego stworzenie logicznej całości, by z pozornie błahych spraw stworzyć spisek, całkowicie mnie kupiło.
Co do romansu, tak, pojawia się. Jednak jest on poprowadzony tak subtelnie, że nie kieruje całą akcją, on nie jest tu najważniejsze. Fakt, pomaga przy fabule, jest potrzebny w paru momentach, bo bez tego szlag by trafił i Nevadę i cały świat, ale nie jest główną osią fabularną. Dlatego też jeśli ktoś lubi książkę z akcją z nutą romansu, który dodaje pikanterii, to ta pozycja jest dla niego.

      Świat stworzony przez duet jest po prostu fantastyczny. Już nie chodzi o same moce, ale ich stopniowanie, umiejętności, które potrafią tylko najlepsi, tytuły, a nawet ogarnięcie genetyki, jaka moc z jaką się łączy i nie to coś niesamowitego! Tak jak to, kto jakie geny magiczne może przekazać, czego się w genach doszukiwać. Dla mnie to jeden z wyższych poziomów kreacji świata magicznego, co szanuję.

      Nevada jest kobietą charakterną. Ma swój system wartości i kurczowo się go trzyma. Zdecydowanie woli unikać “wyższych sfer magicznych”, jak ja to nazywam, czyli potężniejszych osób jak i Rodów, którzy mają władzę. Nie jest damą w opałach, bardziej rycerzem, który nie szuka księżniczki, a leci walczyć ze smokami, by chronić swój ród. Tak, to zdecydowanie dobrze opisuje dziewczynę. Dla rodziny zrobi dosłownie wszystko, by inni byli bezpieczni. A mimo to wszystko nadal jest kobietą i przy przystojnym facecie miękną jej kolana. Takie zestawienie idealnie odzwierciedla prawdziwość i naturalność człowieka, bo co jak co, ale każdy ma jakieś słabości, w tym również osoby, przy których nie do końca jesteśmy sobą. Ale największy plus jest taki, że pomimo wątku romantycznego, Nevada nie zachowuje się jak fiubździułka, której umysł nagle spowiła mgła irracjonalności, tylko mimo wszystko jest sobą, tak po prostu sobą i w swoim stylu próbuje ogarnąć co i jak.

      Cała grupa bohaterów jest świetnie skonstruowana. Każdy jest na swój sposób unikatowy, ale gdy przychodzi co do czego, dogadują się, lub wręcz przeciwnie, jeśli ich charaktery są po przeciwnej stronie. A co, to się w każdym kryje, nie widać na pierwszy rzut oka i czytelnika czeka nie lada niespodzianka. Chociaż i tak jestem wielką fanką babci Nevady. Dlaczego? Po przeczytaniu książki wszystko wiadomo! Podoba mi się, że postacie mające jakieś specyficzne zachowanie mają je nie dlatego, że tak się autorom spodobało, ale dlatego, że tak ta postać dojrzewała przez swoją historię, a do zajmują się one tym, czym normalnie by mogły się zajmować po wydarzeniach, które rozegrały się w ich życiu. Ta normalność, ludzkość, konsekwentność zdobyła moje serce.

      Jestem po prostu zachwycona książką. Historia, bohaterowie, świat magiczny to dokładnie stworzone dzieło, które ma za zadanie bawić jak i zachwycać czytelnika. Wsiąknęłam po całości i bawiłam się przednio. I tak, drugi tom już przeczytałam, ale o tym niebawem. Na tę chwilę powiem tyle - brać w łapki i czytać! 3xF - Fenomenalne, fantastyczne no i fajne!

11 października 2022

Odgrzewanie kotleta w piecu, a nie mikrofali, czyli Bishoujo Senshi Sailor Moon Crystal

Tytuł: Bishoujo Senshi Sailor Moon Crystal
Tytuł oryginalny: Bishoujo Senshi Sailor Moon Crystal
Gatunek: Romans, magia, przygodowe
Kraj produkcji: Japonia
Rok produkcji: 2014
Liczba odcinków: 14
Studio: Toei Animation

Kiedyś próbowałam oglądnąć stare anime Sailor Moon. Pamiętałam je z dzieciństwa, kiedy co jakiś czas widziałam niektóre odcinki w telewizji. Jako fanka anime czułam obowiązek oglądnąć to. Zaczęłam i wyłączyłam podczas drugiego odcinka. Jak niektóre starsze anime były spoko, tak tu kreska i ogół mnie wręcz odrzucił. I tak poczekałam kilka (albo kilkanaście) lat, aż nagrają to od nowa. I całe szczęście! Czytając wikipedię zakochałam się w uniwersum i naprawdę pragnęłam zapoznać się z anime. Ale za każdym razem mnie odrzucało (robiłam kilka podejść, na marne!). Tym razem... Mnie wciągnęło!

Kreska
Trochę sceptycznie podchodziłam do oglądania SM, ponieważ bałam się. Z jednej strony miałam w głowie starą kreskę, z drugiej strony jednak bałam się, że już przekombinowali. Ale wiecie co? Kreska jest cudowna! Z jednej strony współczesna, ale jednak nie jest zbyt 3d, by raziło po oczach. Ok, jedyny taki moment to transformacja, ale na to można przymknąć oko, bo po jakimś czasie przyzwyczaiłam się do tego.


Fabuła
Chyba każdy kojarzy fabułę tego anime. Młoda dziewczyna poznaje kota, a następnie dowiaduje się o tym, że jest czarodziejką z księżyca. Co za tym idzie, odnajduje kolejne czarodziejki, broni swojego miasta i całej planety przed złem, a na dodatek musi być uczennicą.
Ogólnie patrząc na całość, podoba mi się. Ukryta tożsamość, pokonywanie wroga i jednoczesne ogarnianie życia będąc niezbyt ogarniętą osobą jest zabawne jak i wciągające. Przeszkadzało mi trochę, że to wszystko tak szybko mknie, można powiedzieć, że trochę za szybko, ale podobno właśnie takie tempo było w mandze. Cóż, trzymam za słowo i więcej na ten temat nie marudzę. Może to nie jest anime górnych lotów, ale to powrót do czasów dzieciństwa, gdzie często widziało się Sailor Moon w gazecie, mało naklejki czy kupowało gadżety na odpuście.


Bohaterowie
Co ja mogę powiedzieć na ten temat? Byli prawie tacy sami, jak zapamiętałam z dzieciństwa. Bunny jak zawsze nieogarnięta śmiało pokazywała nam, że na polepszenie jej osobowości już za późno. Największą róznicę zauważyłam właśnie w głównej bohaterce, która była bardziej egoistyczna i brakowało jej tej całej otoczki sympatyczności i bycia miłym, teraz myślała głównie o sobie, co było powodem wielu problemów. Nowa wersja anime nie zmieniła charakterów reszty bohaterów wobec starej, a przynajmniej takie mam wrażenie. Jednak trochę mi przeszkadzało, że tak mało poznaliśmy bohaterów. I może tak było w mandze, to brakowało mi tej linii przywiązania do nich, tego, za co staną się moimi przyjaciółmi na ekranie.



Ogólna ocena
Jestem zachwycona. Tak po prostu zachwycona. Chociaż fabuła momentami mknie dość szybko, a Usagi jest zbyt głupiutka, to jednak ma w sobie to coś, co mnie wciągnęło. Byłam zachwycona tymi wszystkimi magicznymi przedmiotami, transformacjami jak i magiczne walki. Brakowało mi głębszego wejścia w codzienność bohaterów, poznanie ich dogłębniej, stworzenie więzi z nimi. Może i patrzę na to przez różowe okulary i nostalgię, może i nie potrafię tego obiektywnie ocenić, a wszelkie niedociągłości, błędy i rzeczy, których staram się unikać, ignoruję, ale moje dziecięce serduszko zabiło mocniej, kiedy zobaczyło znowu Sailor Moon i stwierdziło, że będzie się dobrze bawić. No i się dobrze bawiłam!

8 października 2022

Śpiąca Królewna niezbyt śpiąca i bez księcia, czyli "Malice" Heather Walter

Tytuł: MMalice
Seria (tom): Malice Duology (1)
Autor: Heather Walter
Tłumaczenie: Ewa Skórska
Wydawnictwo: Muza
Liczba stron: 384
Gatunek: fantastyka
Rok wydania: 2022

      Motywy bajek są ostatnio bardzo często wykorzystywane w książkach, czy to bycie Kopciuszkiem, Piękną i Bestią, czy Śpiącą Królewną. No i właśnie ta ostatnia Księżniczka jest tutaj odgrzewana. A z tą książką spotkałam się zanim została przetłumaczona, kiedy oglądałam Tik Toka

      Na cały ród królewski w Biarze została nałożona klątwa. Rodzą się tylko dziewczynki i każda z nich umrze w wieku dwudziestu jeden lat, chyba że do tego czasu pocałuje miłość swojego życia. Aurora właśnie skończyła dwadzieścia lat, został jej rok życia, a setki pocałowanych chłopców nie świadczą dobrze o szansach na znalezienie odpowiedniej osoby. Jeśli jednak ona umrze, kraina pogrąży się w chaosie, gdyż jedynie potomkini królowej Leythany może zasiadać na tronie. Z drugiej strony w mieście zaczęły się rodzić dziewczynki z kolorowymi włosami i magią w sobie, a to wszystko dzięki paktowi z ludem Etherian, którzy podzielili się odrobiną mocy.
      Jednak w państwie nie dzieje się za dobrze. Łaski, czyli magiczne kobiety, nie mogą opuszczać granic państwa, mają coraz więcej zakazów i nakazów pod pretekstem ochrony magii. I w tym wszystkim znajduje się Alyce, jedyna w swoim rodzaju mroczna Łaska, którą każdy pogardza do momentu, kiedy potrzebuje jej eliksirów. Dziewczyna najchętniej widziałaby królestwo rozwalone w drobny mak, jednak przez kodeks Łask nie może nic nikomu zrobić.

      Bałam się, że stworzenie historii na podstawie Śpiącej królewny będzie nudne i klasyczne,. czyli zamknięta księżniczka i książę, który musi ją odnaleźć i obudzić. A tu niespodzianka! Dochodzi więcej magii niż w klasycznej baśni, co tylko dodaje ciekawości całości. Autorka dała tu wszystko, tajemnice, bale, klątwy, szantaże! Dla każdego znajdzie się coś dobrego. Najbardziej jednak podobało mi się to, że to był powiew nowości we wszystkich schematach. Akcja działa się odpowiednio szybko, jednak zdarzały się przynudnawe momenty, na szczęście ich było minimalnie mało.
      Historia wciąga i nie pozwala puścić, aż do ostatniej strony! Niektóre zwroty akcji były dokładnie przemyślane na tyle, że nie miało się żadnego prawa by się ich domyślić, a jednocześnie miały solidne podstawy, by się wydarzyły.

      Księżniczka nie jest ułożoną panienką, która czeka na księcia na białym koniu. Pragnie przełamać klątwę, jednak nie pozostaje bierna. Szuka i kombinuje na własną rękę, przełamując schemat pokornej i nic nie robiącej księżniczki. Aurora jest niecierpliwa, ciekawska i zdesperowana. To daje jej fajną motywację do działań, jakie podejmuje. Lekkość i determinacja tej postaci fajnie przełamywały złowrogość i pogardę, jaką czuć było od mieszkańców podczas czytania reszty książki. To był taki chwilowy promyk słońca, który pozwalał odetchnąć, rozluźnić się, poczuć odrobinę nadziei.

      Przeciwieństwem jej jest zaś Alyce, dziewczyna o niskiej samoocenie, potępiana przez wszystkich dookoła, znienawidzona za dar jaki posiada. Przez całe życie czuła się tą gorszą, złą, niechcianą, co tylko wzmacniało w niej pragnienie buntu, akceptacji i ucieczki. Od początku książki pokazuje charakter, zachowując jednak ostrożność, dodając ciekawości do akcji. Miło było zobaczyć rozwój tej postaci na przestrzeni historii, jak się rozwija, wręcz dorasta do niektórych decyzji, czasami zachaczając o desperację. Mimo wszystko wszystko pięknie łączyło się w jej unikalny charakter.

      Na początku sceptycznie podchodziłam do tej książki. Zbyt duża ilosć tik toków wręcz mnie przytłoczyła i zniechęciła. Jednak po kilku miesiącach ciekawość zwyciężyła, a jej obecność na Legimi tylko mnie popchnęła do przeczytania. Historia według mnie naprawdę fajnie rozplanowana i stworzona, a świat, chociaż nie został przedstawiony do końca, to zdobył moje serce. Ukazanie tak różnych ras, które były ze sobą powiązane, bardzo mi się spodobało. Pochłonęłam książkę naprawdę szybko i nie miałam takich chwil, gdzie musiałam odpocząć, by nabrać znowu ochotę na czytanie. Po prostu leciałam ciągiem. Naprawdę polecam przeczytać i czekać na drugi tom. Nie mogę się doczekać!

29 września 2022

Brak rozwoju czy rozwój bez podstaw? A może oba? Czyli "Diana i Chaos" Mimi Noxa

Tytuł: Diana i Chaos
Seria (tom):Diana i Chaos (1)
Autor: Mimi Noxa
Wydawnictwo: Self Publishing
Liczba stron: 387
Gatunek: fantastyka,
Rok wydania: 2022

      Kiedy piszę książkę i widzę, że gdzieś jakiś bohater ma tak samo na imię jak mój, chcę przeczytać i poszukać podobieństw, czy aby przypadkiem nie są zbyt zbliżeni do siebie w charakterze czy wyglądzie. No i tak zobaczyłam “Dianę i Chaosa”. Przeurocza okładka sprawiła, że dodałam do półki na Legimi, lecz trochę czasu minęło, zanim wzięłam się za czytanie.

      Na terytorium Zonty każde pierworodne dziecko oddawane jest bogom na służbę. Każde z nich zostaje przydzielone do odpowiedniej świątyni za pomocą magicznej kuli, przez którą bogowie informują o byciu patronem poszczególnej osoby. Bywa jednak tak, że żaden z dwudziestu siedmiu bogów nie wybierze dziecka. W takim przypadku niewybraniej zostaje skazany na śmierć pod pretekstem stwarzania zagrożenia dla świata. Takim przypadkiem miała być Diana, lecz w ostatnim momencie wybrał ją Chaos. Niby nic niezwykłego, lecz Diana została jego pierwszą kapłanką w historii, a sam bóg nie cieszy się sympatią panteonu. Z niewyjaśnionych powodów wybór ten stoi bogom kością w gardle.

      Diana już na pierwszych stronach książki chce pokazać, jak skrzywdzona przez los została. Jej ojciec ma ją w dupie, matka jest chora, a ona zachowuje się jak księżniczka. Czyli zbiór cech i scen, które odrzucają mnie od bohatera. Z biegiem czasu nie było lepiej. Nagle dziewczyna staje się robotna, jednocześnie marudzi na swój los i akceptuje go, jakby nie mogła się zdecydować. To tak, jakby ktoś podmienił Dianę na całkiem inną osobę. Dziewczyna, która została wychowana jako panna z dobrego i bogatego domu, która sama nic nie robiła nadle ot tak wszystko ogarnia w małej chatce? Nie uwierzę. A to, jak zachowywała się pod koniec książki, kiedy swoim zachowaniem zaprzeczała swoim słowom i myślom, a do tego zachowywała się jak typowa trzynastolatka, to już szkoda gadać, bo naprawdę to było stworzone według mnie źle. Zwyczajnie źle. I jedynie pokazywało rozpuszczoność dziewczyny, co przeczyło temu, co przeszła.

      Chaos za to jest kreowany za tego tajemniczego. Praktycznie nic o nim nie wiemy, nikt nic o nim nie wie, nawet z początku, gdzie pokazany jest moment pojawienia się Chaosa w panteonie, mało co wynika. Teoretycznie ten kawałek ma wyjaśniać nienawiść innych bogów do niego, ale średnio to wyszło. Przez całą książkę po trochu go poznajemy, ale nie aż tak, bym poczuła z nim jakąś więź. Chociaż podziwiam za powód, dlaczego wybrał Dianę na swoją kapłankę.

      Historia sama w sobie była naprawdę dobra. Autorka miała całkiem ciekawy pomysł jak stworzyć historię Diany i Chaosa, ale wykonanie nie należy do najlepszych. Styl autorki w tej książce jest dość słaby. Nie tyle prosty, co jakby widać zaloty amatorszczyzny, a przecież ma już za sobą dwie inne książki. Poza tym… Ja rozumiem, że bogowie nienawidzą Diany, bo jest kapłanką Chaosa i powinna nie żyć, bo żaden z bogów jej nie wybrał, ale żeby każdy kapłan czy kapłanka ją nienawidzili? Tak wszyscy wszyscy? Wydaje mi się to trochę przerysowane, żeby tylko ona miała jak najbardziej pod górkę jak się da. Absolutnie tego nie kupuję! Poza tym niektóre pomysły w książce mi się kompletnie nie podobały, jak duszki warzywa czy pomocnica mysz. Zbyt dziecinne do tego, co miało nadejść później. Największy ból sprawił mi brak rozwoju postaci. Chaos był taki sam na początku jak pod koniec. Diana przeżyła wiele, ale nadal była taka sama jak przed wyborem na kapłankę, a jej niby zmiana na lepsze była chwilowa bez żadnych motywów i podstaw do tego. A przecież to kluczowe w tworzeniu postaci!

      Koniec końców czytało mi się dobrze, chociaż była to jeden wielki rollercoaster uczuć. Przez chwilę było przyjemnie, a zaraz później tragicznie, by po chwili znowu było dobrze. Brakowało mi tej normalizacji.Całość ta była spowodowana zmianami charakteru Diany. Jakby jedna jej część była w porządku, a druga zupełnie nie. No i to odbierało całą przyjemność z czytania. Ale cóż poradzić. Zakończenie zostało stworzone tak, by sięgnąć po drugi tom, co pewnie uczynię, jak wyjdzie. Jestem ciekawska, nic na to nie poradzę.

27 września 2022

Na fali popularności, czyli "Bursztynowy Dym" Kristin Cast

Tytuł: Bursztynowy Dym
Seria (tom): Uciekinierzy (1)
Autor: Kristin Cast
Tłumaczenie: Iwona Michałowska-Gabrych
Wydawnictwo: Książnica
Liczba stron: 239
Gatunek: fantastyka, romans paranormalny
Rok wydania: 2015

      Kristin Cast znam z serii "Dom Nocy", którą kocham, a przynajmniej jej pierwsze tomy. Kiedy zobaczyłam, że są jeszcze nieprzeczytane przeze mnie książki jej autorstwa, byłam po prostu zachwycona. Wiedziałam, że prędzej czy później je przeczytam. Chyba przespałam cały ten BUM na “Bursztynowy Dym”, bo nie pamiętam, by była jakoś reklamowana w mediach. Albo jego nie było, co mnie nie dziwi.

      "Bursztynowy Dym" zawiera w sobie historię Furii, ich syna Aleka oraz dziewczyny Evy. Gdy z Tartaru ucieka zło, tylko Alek z pomoca Evy może je poskromić, ale najpierw muszą się odnaleźć. Jak na złość wszystko idzie nie tak.

      Powiem szczerze, że pomysł na fabułę jest naprawdę dobry. Kocham mitologię, a tutaj mamy nawiązanie do mitologii greckiej. Mamy Furie, które... Nie do końca wiem czym się zajmują, mamy Pytie, która wspomaga wojownika i mamy Charona, który jest jedynie postacią epizodyczną, albo statystą. Czytając opis z tyłu książki nie dowiedziałam się zbyt wiele, ale to wystarczyło, by mnie zachęcić. Niestety, czytając tę książkę miałam wrażenie, że panuje tam chaos. Potrzebne fragmenty są zbyt szybkie, a niepotrzebne sceny są rozciągnięte na siłę, by tylko dodać dennego dowcipu na poziomie gimnazjum. A do tego wciskane na siłę podteksty erotyczne. Akcja też składa się z durnych momentów, które podkreślają głupotę bohaterów.

      A co do samych bohaterów, oni są okropni. Alek chwalił się, że chodzi po świecie ludzkim, a nie ogarnia tam prawie nic, niekonsekwencja słów i czynów aż krzyczą z jego osobowości i zachowania. Do tego zachowuje się jak typowy sebek z blokowiska. Jedyne na czym się zna to bijatyka, zakochany w sobie narcystyczny chłopaczyna, który rozumu nie używa wcale. Gdyby ktoś chciał jakiś kupić, syn Furii mógłby sprzedać nówkę sztukę nieśmigana. To jednak mu nie przeszkadzało w byciu nadętym bufonem, którego każdy ma się słuchać, bo tak.

      Evy zaś pasuje do Alek idealnie. Równie beznadziejna i głupia co on. A do tego bardzo przerysowana. Dziewczyna przechodzi przemianę na kartach książki, jednak nie jest ona naturalna, nie przebiega tak, jak dzieje się historia. Laska ma 23 lata, chociaż czasami miałam wrażenie, że jakieś maksymalnie 15. Idzie na imprezę i nie zamyka samochodu, bo po co. Przecież nic się nie stanie, co nie?

      Czy jest tu antagonista? Jak najbardziej tak! Jednak wystarczy powiedzieć, że to typ z gatunku "Masz się mnie bać, bo tak, bo tak mówię mi masz odczuwać strach przede mną". Śmiech na sali, a nie porządny antybohater, którego chce się pokonać. No błagam, dajcie mu realności i pazura!

      Jestem bardzo wkurzona. Oczekiwałam czegoś dobrego, zwłaszcza po przeczytaniu “Domu Nocy”, a dostałam jedno wielkie rozczarowanie. Fabuła, bohaterowie, chaos… To wszystko męczyło. Jedyny plus to fakt, że książka jest krótka i szybko się czyta, nie trzeba się za bardzo wysilać. Jedynie dzięki temu przetrwałam. Zostawię na półce jedynie dla ładnej okładki, a czytania nikomu nie polecam...

24 września 2022

Ta impulsywna siostra i jej seksowny demon, czyli "Mag w Czerni" Jaye Wells

Tytuł: Mag w czerni
Seria (tom): Sabina Kane (2)
Autor: Jaye Wells
Tłumaczenie: Mirosław P. Jabłoński
Wydawnictwo: Rebis
Liczba stron: 344
Gatunek: fantastyka
Rok wydania: 2011

      Czy wreszcie wracam do zaczętych części? Być może. Czy uda mi się je dokończyć? Nie wiem. Czy wreszcie wracam do blogowania? O tak!
A więcpo tak długim czasie siegnęłam po książkę, którą mam na półce, która na mnie czekała, wołała, a ja uparcie ignorowałam. No ale jak już postanowiłam, że muszę przeczytać pozycje z regału wstydu, to dlaczego nie ciąg dalszy serii? Chociaż pewnie niedługo przesiądę się na jakieś nowości, bo planuję wykupić Legimi - łatwiejszy dostęp, gdy ma się małe dziecko, lepiej latać z telefonem niż książką.

      To już moje drugie spotkanie z Sabiną i... Jestem zadowolona z tej znajomości. Bałam się, że kolejne części będą gorsze, tak zwany syndrom drugiego tomu, ale na szczęście nie było aż tak źle. Tym razem spotykamy Sabinę, gdy wraz z Adamem jedzie na spotkanie ze swoją siostrą, Maise. Już od samego początku widać różnicę pomiędzy dziewczynami. Jak Sabina jest impulsywna i cięta, tak Maise jest miła i rozważna. Jednak całej rodzinnej sielance przeszkadza jedno, a raczej jedna osoba, która próbuje zabić nie tylko Sabinę, ale też i jej demona. Wiele osób oskarża Sabinę o ataki i łamanie prawa, chociaż ta się tylko broni. Niestety nikt nie chce jej wierzyć, przez co jest jeszcze więcej problemów. Na dodatek Adam dostał misję, więc musiał wyjechać, a na horyzoncie pojawił się były kochanek Sabiny.
Wojna wisi na włosku, a podobno tylko Sabina może uratować świat.

      Już od pierwszych stron Sabina ponownie podbiła moje serce. Była uparta, ciekawska i pewna siebie, czyli taka, jaką oczekujemy, że będzie. Jest po prostu sobą, a nawet lepszą sobą niż w pierwszej części. Dodatkowy plus zyskuje za ukazanie swojej wrażliwszej części, co powoduje dopełnienie całości charakteru. W tym tomie widzę Sabinę jako całość, a nie tylko rozrabiakę-zabijakę. Co jest równie dobre, autorka nie zaniedbała reszty bohaterów. Są świetnie napisani, zachwycają albo wkurzają, w zależności co mają zrobić, a do tego chce się do nich wrócić.

      Sama akcja to cudo. Nie dość, że dynamiczna, szybka, bez grama chaosu, który łatwo mógłby się wkraść, to jeszcze posypana humorem i zabawą. Nie ma chamskich wstawek z dowcipem na siłę, wszystko wydaje się naturalne, zgodne z tym co się dzieje jak i z charakterami bohaterów. No czyta się świetnie! Można pochłonąć w jeden dzień, co zrobiłabym, gdyby tylko moje dziecko dało mi więcej czasu.

      Co mnie najbardziej zaskoczyło? Rozwój bohaterów. Że wystarczy tak niewiele części, bo zaledwie dwie, żeby bohaterowie się rozwinęli, poszli naprzód, zmienili i to w naturalny sposób, jakby byli żywymi ludźmi/stworzeniami. Tego oczekuję po autorach, właśnie takiego potraktowania swoich dzieci! By żyły tym, co im pisarz dał, a nie jedynie odgrywali role w książce niczym aktor w filmie.

      Czy polecam? Jak najbardziej tak. Fantastyczna zabawa, dobry humor i wspaniali bohaterowie. A do tego fakt, że to wszystko dzieje się w innym świecie , gdzie wszystko może się wydarzyć… No proszę, tego nie można nie przeczytać! A, i pamietajcie! Jak spotkacie nagiego kota na ulicy, uważajcie. To może być demon!