2 czerwca 2017

Pełna Chata / Full house - s01 e01


      Od dawna słyszałam o tym serialu, a dzięki temu, że w Neftlixie pojawiła się kolejna część, postanowiłam wziąć się za pierwowzór. Wiedziałam mniej więcej jaki to typ serialu, coś w stylu "Przyjaciół" czy też "Teoria Wielkiego Podrywu". Głównie miałam się śmiać i nie zastanawiać się nad logiką. Niestety, w moim życiu króluje logika (zboczenie matematyka).
No ale zacznijmy.

      Ogólnie chodzi o to, że Danny'emu zmarła żona, zostawiając go z trzema córkami. W ich wychowaniu pomaga jego szwagier wraz z najlepszym przyjacielem, ale aby to robić, muszą razem zamieszkać. W skrócie, trzech dorosłych facetów i trzy małe dziewczynki.
Sam początek serialu przypomniał mi kawał, w którym teściowa przyjechała do zięcia na tak długo, na ile chciałby zięć, a ten tylko odparł "To mamusia się nawet herbatki nie napije". Ale fajnie to wyszło i mi się podobało. W sumie to dwie małe dziewczynki z ukochaną babcią!

      Potem następuje scena poznania dwóch kolejnych bohaterów i tu pojawia się minus, ponieważ nie bardzo wiem kto kim jest. W sensie wprowadziło się dwóch facetów i albo nie dosłyszałam kim oni są, albo nie było to powiedziane. Jeden z nich jest wujkiem, ale może być bratem, szwagrem, przyjacielem... No kimkolwiek!

      To, jak zachowywały się dzieci, było naprawdę fajne! No bo dzieci przecież mają głupie pomysły, wybijał wyobraźnię i nigdy nie wiadomo co się stanie, trzeba być gotowym na wszystko. I już tutaj zauważyłam coś śmiesznego, a mianowicie gdy młodsza córka wisiała sobie na firance, ojciec nie panikował. W dzisiejszych czasach matma pewnie zeszłaby na zawał, a ojciec rozkładał dmuchany materac, by nic przy ściąganiu jej nic się jej nie stało. A przynajmniej w wielu rodzinach by tak było. Właśnie w tej scenie przypomniałam sobie własne dzieciństwo, kiedy bez problemu wdrapywałam się na drzewo, a zdarte kolano było dowodem dobrej zabawy. No i jeszcze prawie mieszkanie w budzie. Nie moja wina, że kochałam małe pieski i byłam psią mamą! Dlatego tu plus za pomysłowość dzieci!

      Tylko jedno mi przeszkadza w wielu serialach. Stosunek dzieci do rodziców. Ja rozumiem, że przedstawienie ojca jako niedorajdy, a córki jako pani i władcy w tym domu śmieszy, ale dla mnie jest to niezrozumiałe. Ojciec to ojciec, nie może poddawać się córce. Znaczy się, są momenty, kiedy powinien, ale nie wtedy, kiedy córka ma go całkowicie w dupie. To pokazanie, że ojciec nie ma głosu w domu i w sumie nie jest nikim ważnym. Nie rozumiałam, nie rozumiem i nie zrozumiem tego fenomenu.

      Ale wreszcie, pod koniec odcinka przekonałam się, że ich mama nie żyje. Podejrzewałam to, ale nie byłam pewna. Nie, nie czytałam opisu przed odcinkiem, tylko już po.

      Najpiękniejsza scena to była ostatnia. Wspólne śpiewanie openingu Flinstone'ów? Chwyciło mnie za serce. Wychowałam się na tej bajce (tak samo jak na Jetsonach i podobnych), więc to był mój kolejny powrót do dzieciństwa. Aż mi się łezka w oku zakręciła! I samymi tymi dwiema scenami, czyli pomysłowością dzieci i piosenką, ten serial mnie kupił. Po prostu kupił.

      Zdecydowanie polecam.

1 czerwca 2017

Koktajl szpinakowy


  • szpinak
  • gruszka
  • pietruszka
  • pomarańcza



Bierzemy wszystko do pojemnika i blendujemy. Pietruszka powinna być w małych ilościach, ponieważ ma naprawdę intensywny smak. Polecam dać więcej pomarańczy, wtedy jest pyszny.
Idealny jako obiad. Do tego proponuję grillowanego kurczaka, by zapewnić porcję białka.