12 października 2019

Klon klonowi nierówny, czyli "Orphan Black" sezon 1

Nazwa: Orphan Black
Tytuł oryginalny: Orphan Black
Rok produkcji: 2013
Gatunek: science fiction
Odcinki: 10x43 min
Scenarzysta: Graeme Manson
Reżyser: John Fawcett

Wiesz jak to jest wyjechać gdzieś, gdzie jest mało do robienia, człowiek się nudzi i nie wie co ze sobą zrobić, a do tego nie może spać? To właśnie ja od kilku dni. Dlatego też wieczorami/nocami uparcie oglądam Netflixa, albo czytam randomowe wypociny na Wattpadzie, bo oczywiście zapomniałam książek. No ale oglądanie serialu o północy jest całkiem spoko, zwłaszcza, kiedy łózko w miarę wygodne, a Silniejsza Połówka chrapie jak maszynka do golenia połączona z blenderem. Nie koloryzuję, serio tak chrapie. Orphan Black skusiło mnie ikonką, okładką, plakatem, no zwał jak zwał. Było dziwne i intrygujące. Nie wiem czemu, ale moim pierwszy skojarzeniem było "Orange is the new black", dlatego trochę zwlekałam z oglądaniem. Ale do rzeczy.

Sarah jest młodą kobietą, która wraca do miasta, żeby odzyskać córkę. Na peronie jednak spotyka kobietę, która zachowuje się dziwnie, ściąga buty, żakiet, a następnie... Wskakuje pod pociąg. Zwykły samobójca? Bynajmniej. Kobieta ta wyglądała identycznie jak Sarah, dlatego ta postanawia podszyć się pod zmarłą, by odzyskać swoje dziecko. Nie podejrzewa jednak, że Beth, samobójczyni, była wciągnięta w większą akcję. Dodatkowo Sarah musi teraz udawać detektyw oskarżoną o zabójstwo cywila, kiedy nie ma zupełnie pojęcia o przeszłości Elizabeth, o tym wydarzeniu, ani dlaczego dzwonią do niej obcy ludzie w sprawie spotkania i nessesera. Całość komplikuje fakt, że Felix, przyjaciel Sarah, za jej namową, sprawił, że zmarła Beth to oficjalnie w dokumentach właśnie jego przyjaciółka. A i do tego Vic, toksyczny handlarz narkotykami, który kocha Sarah i chce kasę. A to dopiero początek całej plątaniny wydarzeń.

Powiem Ci tak, nie czytałam opisu serialu, bo mi się nie chciało. No i w sumie dobrze, że tego nie zrobiłam, pewnie bym się zraziła. Jeśli chodzi o fabułę, to już pierwszy odcinek daje mocnego kopa fabularnego. Wszystko co się dzieje jest dziwne, niezrozumiałe, ale z jakiegoś powodu intrygujące. Z każdym odcinkiem nadchodzi coraz większe bagno. Wszystko się wali, sypie, co może pójść źle, to zazwyczaj idzie beznadziejnie, a kiedy widać iskierkę światła, to i tak wszystko szlag trafia. Lawina konsekwencji jest nieunikniona Co napędza każdy wątek, każde wydarzenie.
Klony, z tego co pamiętam z filmów, zazwyczaj były przedstawiane jako sztywne lalki, bezmózgie istoty, które ślepo wykonują rozkazy. Czasami zdarzyć się mogło, że jeden z nich zyskał własną świadomość i chciał żyć po swojemu, ale zazwyczaj to był zagubiony w życiu i świecie szczeniaczek. W tym serialu dochodzi się do czegoś więcej. Klony, jako wynik eksperymentu, mają własne życie, własne osobowości, marzenia, cele... To po prostu zwykli ludzie, którzy nie powstali w naturalny sposób. I nie dowiedziałyby się o tym, że nim są, gdyby nie spotkały siebie i nie zaczęły dociekać. Coś innego, coś nowego i świeżego w świecie seriali i naprawdę dobrze wykorzystane. No bo kto by nie chciał oglądać o tym jak organizacja naukowa stara się dowiadywać jak najwięcej odnoście eksponatów-klonów, inna organizacja chce je zabić, bo nie są urodzone, tylko stworzone - tak, religijni fanatycy zawsze na propsie w takich sytuacjach, no i na koniec, kto by nie chciał oglądać jak jeden przypadek rozwalił życie nieświadomej kobiecie.

Jest jeszcze coś, co mi się naprawdę spodobało w tym serialu. To, jak został przekazany. Nie ma tu ugrzeczniania scen. Kiedy ktoś kobie kogoś innego w jaja, jest to pokazane. Wbicie ołówka w oczy? Proszę bardzo! Sceny seksu? Wedle życzenia. Okaleczenia, tortury i inne uszkodzenia? Nie ma zamazanych. Coś realnego, co możemy widzieć, a nie tylko domyślać się, co się stało. Dzięki temu wiem jak każda z tych kobiet działa, co potrafi, a nie "ciekawe co zrobiła, może go kopała, bo bała się więcej? A może poszła na całość, tak wbrew temu jaka jest na co dzień?". Koniec z domysłami, jest wszystko postawione jasno i czysto.

Dla mnie szaleństwem było stworzenie tak różnych, odmiennych postaci. Kompletne przeciwieństwa samych siebie. Sarah to buntowniczka, punkówa, która próbuje udawać grzeczną. Wiecznie przyciąga problemy, wszystko potrafi skomplikować, by uciec z córką. Z jednej strony próbuje uciec, a z drugiej wziąć odpowiedzialność za to co zrobiła. Podoba mi się to, że naprawdę widać jej zagubienie w świecie. Że jej natura buntownika została, chociaż trochę utemperowana, ale została, kiedy chciała się ustatkować dla Kiry. To wszystko widać w jej spotkaniach z córką, z Artem, z Felixem.
Alison to po prostu kura domowa. Ma dwójkę dzieci, męża i pistolet. Dla niej najważniejsza jest rodzina, zrobi wszystko, by zapewnić jej bezpieczeństwo. Jednak, standardowo, jako kurwa domowa jest odrobinę niepewna siebie, boi się odpowiedzialności jaką niesie ze sobą cały misterny plan, a na dodatek panikuje, kiedy ktoś się skrada. Z każdym odcinkiem ona się zmienia. Priorytety zostają, rodzina nadal jest dla niej najważniejsza, ale z każdym dniem potrafi zrobić dla nich jak najwięcej, Od panicznej kury domowej, aż po pewny siebie, wyrachowany filar domu.
Cosima, uwielbiam to imię, jest przepiękne, to naukowiec. Robi doktorat z... i ma fioła na punkcie nauki. To właśnie ona zajmuje się badaniem próbek od wszystkich dziewczyn, ustala co się z nimi dzieje, kim są, skąd pochodzą i o co chodzi z nimi w tym świecie. Dla niej na pierwszym miejscu jest nauka. Kiedy jednak dochodzi uczucie, gubi się jak na nerda przystało. Jest człowiekiem i to widać.
No i Helena. Helena, której wprost nienawidzę. Wykreowana została idealnie. Maniaczka, która jest oddana sprawie. Chora psychicznie, a do tego manipulowana, by wypełniać rozkazy. Można rzec, że dopiero w kolejnych odcinkach zyskuje człowieczeństwo i własną wolę.

Najpiękniejsze jest to, że te wszystkie postacie gra jedna aktorka, Tatiana Maslany. O borze, przez pierwsze dwa, albo trzy odcinki myślałam, że to kilka kobiet, które są podobne do siebie, ale po przejrzeniu FilmWeba okazało się, że to jedna i ta sama osoba. Talent aktorski na naprawdę piekielnie wysokim poziomie. Tak zagrać kilka postaci? I to zupełnie różnych? W jednej chwili jest kurą domową, spokojną, empatyczną, a zaraz psychiczną zabójczynią, która jest chodzącym szaleństwem! Jej imię i nazwisko powinno być definicją aktorstwa. Ale to, że ona gra poszczególne postacie to nic. Ona gra postać, która udaje inną postać i, o kurde, nie widać wtedy docelowej postaci tylko... Hmmm... Może tak. Sarah udaje Alison na przyjęciu. Nie widzę Tatiany, która gra Alison, tylko Sarah, która podszywa się pod swojego klona. Ta kobieta naprawdę potrafi tak zmieszać dwie postacie, że wychodzi jak rzeczywistość! Klękajcie narody, obejrzę wszystkie filmy z tą laską.

Serial jest do pochłonięcia na jeden raz. Mi zajęło to dwie noce, bo już padałam, ale naprawdę nie mogłam się oderwać. Fabuła wciąga. Bohaterowie jak prawdziwi. Całość akcji, co mi się bardzo podobało, została oddana kobietom. Jasne, są faceci, ale ich wkład jest mniejszy niż płci pięknej, bo to właśnie ona wszystko napędza, ona stanowi źródło kłopotów i akcji. Wreszcie naprawdę dobry serial akcji, gdzie nie ma samych facetów, a kobieta nie jest jakąś super wybranką czy niewinną niewiastą. Siadaj natychmiast do Netflixa i odpalaj pierwszy sezon. Wsiąkniesz i zanim się obejrzysz, cały dzień Ci zleci, a odcinków zabraknie. Tak dobrego serialu, który nie jest fantastyką, dawno nie oglądałam. Aż jutro zacznę kolejny sezon pewnie!

1 października 2019

Jesienny Tag, czyli 2 lata zaległości, a odpowiedzi nadal takie same

Znowu zostałam nominowana, lecz tym razem przez Kamę Salvatore z bloga Lawendowa - Salvatore Book. Jesienny tag to ideał na jesień, prawda? Zignoruję to, że zostałam nominowana 2 lata temu. Po prostu zapomniałam o tym! Wybacz! Ale nie przedłużam już!

1. Szeleszczące liście - świat jest pełen kolorów: wybierz książkę z jesiennymi barwami na okładce.
Oj, trochę tego może być, ale zdecydowałam się na trzy. Żadnej nie przeczytałam (czy to moja wina, że książki, które czytam w 99% mają ciemną okładkę? Nie!), ale są na mojej liście (a raczej w zeszycie. Tak, musiałam założyć zeszyt do listy książek do przeczytania. To chyba źle o mnie świadczy, prawda?)


2. Cieplutki sweter - w końcu jest na tyle zimno, by chodzić w grubych, ciepłych swetrach: która książka wywołuje w tobie uczucie puchatego ciepełka?
Zdecydowanie cykl "Mroczny Łowca" oraz "Miłość na kołku" (kto wymyślił tłumaczenie tej serii?!). Zawsze jak to czytam, wracają wspomnienia studiów, kiedy to kupowałam sama swoje pierwsze książki i zagłębiałam się w świat romansu paranormalnego. Ach, co to za piękne wspomnienia. No i te historie takie słodkie i czułe. Idealnie mnie otulają.

3. Jesienna burza - wicher wieje, deszcz się leje: wybierz książkę do czytania w burzowy dzień.
Boję się burzy, więc to powinno być coś, co znam, a jednocześnie coś, co mnie uspokoi, złagodzi. No i musi mieć bohatera, przy którym czułabym się bezpiecznie. Zdecydowanie "Łowca Gildii" z Eleną i Raphaelem. Przy nich zawsze jestem bezpieczna!

4. Chłodne, rześkie powietrze: wskaż najciekawszą fikcyjną postać, z którą zamieniłbyś się miejscami.
Oj, tu jest problem. Chciałabym się zamienić z Jaenelle Angelini z "Czarnych Kamieni" Anne Bishop, ale nie wiem czy bym udźwignęła tą całą odpowiedzialność, presję i magię. A sama postać jest nie tylko ciekawa, ale i intrygująca i tajemnicza. W jednym ciele potężna czarownica i dziecko, a na dodatek to nie rozdwojenie jaźni, tylko spójna, jednolita całość.

5. Gorący cydr jabłkowy: która książka jest według ciebie niedoceniona i chcesz, by stała się kolejnym bestsellerem?
"Czarne Kamienie" Anne Bishop. Mało słyszę o tej serii, ale naprawdę zasługuje na miłość czytelniczek i czytelników. Genialny świat, niebanalni bohaterowie, a do tego te wszystkie intrygi. Coś cudownego i niedocenianego!

6. Pumpkin Spice: jaki jest twój ulubiony, jesienny posiłek?
Żelki. I frytki. I kurczak. I brokuły. I kalafior. I nie wiem jak mam wybrać, skoro tak wiele rzeczy ja lubię!