28 grudnia 2022

Pustka potrafi pochłonąć każdego, czyli "Zwiastunka" Bartłomiej Sztobryn

Tytuł: Zwiastunka
Autor: Bartłomiej Sztobryn
Wydawnictwo: Wydawnictywo K2A
Liczba stron: 394
Gatunek: fantastyka, sf, science fiction
Rok wydania: 2021

      Dzięki TikTokowi dowiedziałam się o istnieniu autorów, o których nigdy nie słyszałam. No i tak trafiłam na filmiki Bartka Sztobryna, który udzielał rad odnośnie pisania. Tak mi się spodobało, że jego odpowiedzi były konkretne, rzeczowe, a do tego w naprawde miłym tonie, że jak ogłosił informację o discordzie, aż musiałam dołączyć. No i jak już tam się zasiedziałam, głupio było nie przeczytać tego, co napisał, co nie?

      Zwiastunka to opowieść o Oli, której życie można wprost określić jako patologiczne. Jednak pewnego dnia poznaje Brata Jana, przywódcę Stowarzyszenia Odnowy Ducha, który daje znaki, że nie do końca jest zwyczajnym człowiekiem. Zachęcona tą informacją stara się uciec od doczesnego życia ku wolności.

      Autor w fantastyczny sposób pokazał, że gdy czegoś nam brak, nosimy w sobie pustkę, desperacko pragniemy ją czymś zapełnić. Używki, przemoc czy właśnie przynależność do sekty, by wreszcie poczuć się kimś normalnym… chcianym.. a nawet kimś potrzebnym. To pokazuje, że człowiek, nieważne w jakim momencie swojego życia, jest postacią stadną i są momenty, gdzie zrobi wszystko, by do tego (nawet jedynie kilkuosobowego) stada należeć. Trudno jest taką osobę wyrwać z jej życia i pomóc. Dla niej miejsce, gdzie się znajduje, to bezpieczna przystań, jej miejsce, gdzie nic niespodziewanego nie powinno się stać. Dokładnie to widać w momencie, kiedy Ola przybiera nowe imię. Znalazła swoje miejsce i dostosowała się do niego, zmieniając się, bo była pewna, że tak trzeba, by nadal być akceptowaną. I również widać, że potrzeba szoku, czegoś strasznego, by taką osobę wyrwać z jej nowego życia. Właśnie to wszystko zostało w wyśmienity sposób przedstawione.
      Naprawdę imponuje mi, że Bartek przedstawił sposób działania sekty tak, jak to bywa w rzeczywistości, czyli powoli, subtelnie, naciskając tam, gdzie się powinno, by popchnąć ofiarę a jednocześnie jej nie wystraszyć. Czytając, sama nie spostrzegłam, kiedy Ola po prostu wsiąknęła w sektę, co dobrze świadczy nie tylko o researchu, lecz też o swego rodzaju wrażliwości i delikatności autora.

      Co do konstrukcji fabuły, dobrym pomysłem było przeplatanie teraźniejszości i przyszłości (teoretycznie można powiedzieć, że teraźniejszości i przeszłości, jednak dla mnie bardziej pasuje teraźniejszość i przyszłość), bo z jednej strony dostałam historię jak to się wszystko zaczęło, a z drugiej strony jak to się wszystko kończy. No i głównym pytaniem było “co się tam tak spieprzyło”. To wszystko zostało poprzetykane historią Jana, jego rozmowami, monologami. I tu mam problem. Jan został tak świetnie stworzony, że miałam go dość. Wkurzał mnie za każdym razem, jak go widziałam. Dodatkowo już po kilku chwilach irytowało mnie to, co mówił Niby można by zarzucić monotonność jego słowom, ale przecież o to chodziło. Jan zawsze opowiadał na jeden temat w dość podobny sposób, bo to niejako była jego misja życiowa. Tym się w życiu kierował i do tego próbował nawracać innych, powoli burząc światopogląd innych.

      Jeśli chodzi o Olę, jestem zachwycona. Jest przedstawiona tak realnie i tak konkretnie, nie ma w niej żadnego lania wody. Ma swój patologiczny świat, który powoli próbuje zmienić. I tutaj powtórzę to, co w prawie każdej recenzji. Podstawy! Tu są genialne podstawy! Czuć dźgania Oli przez otoczenie do dostosowania się, ale jednocześnie ona nie zmienia się ot tak od razu jak za sprawą zaczarowanej różdżki. To jest proces, który został wspaniale przedstawiony. No po prostu aż się łezka uroniła, że nie było nielogicznych zmian osobowości, których nienawidzę. No i były momenty, kiedy chciałam ją mocno przytulić.

      Bardzo, ale to bardzo podobały mi się postacie drugoplanowe. Każda miała główną cechę przewodnią, wokól której powstały jej osbowości. Jednak bywały momenty, że przez długi czas na twarzy miałam dosłownie karpia. Niektóre zachowania były tak odmienne od tego, jacy byli bohaterowie, ale z drugiej strony one tak dokładnie pasowały. Tak, mam na myśli Kamealę. To było mistrzostwo w przekręcaniu świata do góry nogami! Nie mogłam się pozbierać!

      Książka jest genialnym debiutem! Po prostu jednym z lepszych, które czytałam. Mrocznym, ciężkim przedstawieniem prawdziwego życia. Fakt, czasami można się pomieszać w przeskokach czasowych, ale idzie się przyzwyczaić. Czyta się naprawdę szybko. Cały czas ma się wrażenie, że pod pozorem błahostek i luźnej atmosfery pod spodem zbierają się ciemne chmury mroku, by w danym momencie zaatakować. Dobry research, świetne backstory postaci, cudowne otoczenie to przepis na dobrą książkę. Ale niektóre wypowiedzi Jana omijałam. No cóż, nie chciałam się jeszcze bardziej denerwować haha! Wystarczyło mi, że mnie wkurzał podczas fabuły! Zdecydowanie polecam dla fanów czegoś mocniejszego.

2 grudnia 2022

Superbohaterski powrót do przeszłości, czyli Titans sezon 1

Nazwa: Titans
Tytuł oryginalny: Titans
Rok produkcji: 2018
Gatunek: science fiction, akcja, fantasy
Odcinki: 11x około 45 min
Kraj oryginalnej premiery: USA

      Chyba każdy kojarzy teen titans, serial animowany z cartoon network. Zawsze utożsamiałam się z Gwiazdką albo Riven, w zależności jaki humor miałam. Dlatego też z niecierpliwieniem czekałam na ten serial aktorski. Miałam nadzieję, że utrzymają klimat, jaki tam panował, te charakterystyczne osobowości, tę atmosferę. Cóż… Chyba powinnam przestać mieć jakiekolwiek oczekiwania co do seriali, filmów czy książek. Zdecydowanie nigdy nie są spełnione.

      Jak na CN, tytani mieli pokonać Slade i jego popleczników, tak tutaj fabuła przybiera zupełnie inny kierunek. Raven jest młodą dziewczyną, która ma tajemnicze moce. Gwiazdka ma za zadanie odnaleźć zagrożenie dla świata i je unicestwić, chociaż nie pamięta kompletnie nic ze swojej przeszłości.
      Cały sezon skupia się na Rachel. Od początku ma wrażenie, że ktoś chce ją dopaść. Pomocy szuka u Greysona, czyli znanego nam Robina. Obydwoje muszą sobie poradzić z ojcem Raven, który za wszelką cenę chce zobaczyć córeczkę (z tego powodu giną ludzie, cóż za miłe zaproszenie do rozmowy, czyż nie?), a ona nie do końca panuje nad swoją mocą. No i trzeba dodać, że Robin pokłócił się z Batmanem i jakoś ta relacja musi postąpić naprzód. Do naszej dwójki dołącza się Starfire, a później Gar, czyli Bestia, i cała nasza paczka musi jakoś ocalić świat.

      Seriale DC mają to do siebie, że panuje w nich dużo mroku. Wiecie, im ciemniej tym lepiej, a jak widz praktycznie nic nie widzi, to już genialnie. Nie no, żartuję. Ale tak, im mroczniej opowiedziana jest historia, tym lepiej się z tym czuję. W serialu animowanym cudownie połączyli to z żartami i wesołością, tworząc równowagę pomiędzy skrajnościami. Głupiutkie teksty przeplatane poważniejszymi zdarzeniami działały i właśnie to sprawiło, że pokochała tę bajkę. Tutaj jednak twórcy ucięli ten zabawny aspekt, zostawiając sam mrok. No i nie do końca to zagrało. W pewnym momencie miałam dość i po prostu wyłączyłam odcinek, dając sobie kilka dni(!) na odpoczynek. Bolał mnie fakt, że miałam wrażenie, jakoby twórcy pchali bohaterów w bijatyki i w sumie tylko w nie. Naprawdę czułam się, jakby oni co chwilę się bili i to był sens całego sezonu, aby bili się jak najwięcej. Tak, adrenalina jest potrzebna, napędzanie akcji również, ale jak to się pcha jedno za drugim to jest za dużo. Tak jakby zjeść osiem tostów bez popicia! Staje w gardle i od razu możesz schować toster na kolejne pół roku, bo będziesz miał ich dość.
      Najbardziej jednak jestem rozczarowana finałem. Tyle mówienia o tym, pokazywania i przygotowywania, że ma to być coś epickiego i… I żopa. Tak bardzo zdegustowana, rozczarowana i zawiedziona, że nie miałam ochoty odpalać drugiego sezonu, jakby wyszedł. I nie odpaliłam!

      Co do bohaterów, to sama nie wiem. Robin zachowuje się trochę dziecinnie, a przeceż jest tym logicznie myślącym, zaprowadzającym dyscyplinę szefem! Tak, nie czytałam komiksów, więc nie wiem jaki jest oryginał oryginał, bazuję na wersji z CN. I właśnie nijak mi się on nie pokrywa
      Raven to ta poważna, tajemnicza, skryta dziewczyna, a w serialu jest zwykłą nastolatką, co w sumie jest na plus, patrząc na to w jakim momencie jej życia jesteśmy i co o sobie wie. No nie będzie lewitować i uczyć się czarów, kiedy nie tylko nie ogarnia swoich mocy, lecz dodatkowo dopiero poznaje kim jest. Jednak brakowało mi jej peleryny, kocham ją.
      Gwiazdka… Heh… Od zawsze była moją faworytką. Ta wesoła, rozgadana, kochana przez wszystkich. W serialu jest zupełnym przeciwieństwem. Czy tylko ja odniosłam wrażenie, że ona się wywyższa? Nie wiem. Nie spodobała mi się. To nie tak Gwiazdka, dla której nic nie robiłam! Poważna, małomówna, zabrakło Gwiazdkowości w Gwiazdce.
      Jedynie Gar przywrócił mi wiarę. Według mnie jemu najbliżej do wersji z CM. Zabawny, lubiący fast foody i gry, trochę się popisujący. No Bestyjka nasza. I w pewnym momencie ogarnęłam, że to dla niego i dla Raven oglądałam ten serial, tylko oni mnie tu trzymali.

      Ogólnie mówiąc, niezbyt podobał mi się serial. Tak, miał plusy jak właśnie Gar czy Raven, fabuła była w miarę logiczna, ale to nie wszystko. Brakowało mi tego czegoś, co serial o superbohaterach powinien mieć. Brakowało mi fabuły pomiędzy licznymi walkami. Fabuły, która mnie porwie, przytwierdzi do krzesła i powie “PATRZ! ANI SIĘ WAŻ WSTAWAĆ”. Niektórzy mogą czerpać przyjemność z oglądania, ja niestety nie. Raczej nie zdecyduję się na kolejne sezony.