20 września 2019

"Moja lady Jane" Cynthia Hand, Jodi Meadows, Brodi Ashton

Tytuł: Moja lady Jane
Seria (tom): Ladyjanistki
Autor: Cynthia Hand, Jodi Meadows, Brodi Ashton
Tłumaczenie: Maciej Pawlak
Wydawnictwo: Sine Qua Non
Liczba stron: 432
Gatunek: fantastyka
Rok wydania: 2017
Hej Nat!

Jak dobrze wiesz, nadmierna reklama książki odstrasza mnie. To samo było z "Moją lady Jane". Była wszędzie. Dosłownie wszędzie. I chociaż spodobał mi się pomysł dodania osób zmiennokształtnych, to długo czekałam, by to przeczytać. Byłam też trochę zdystansowana, ponieważ aż trzy kobiety to pisały. Wyrok był jeden. Albo bardzo dobre, albo bardzo złe. Z trzech styli pisania nie mogło wyjść coś zwykłego. Ale przekonałam się, co nie?

"Moja Lady Jane" skupia się wokół trzech osób. Edward VI Tudor, król Anglii, powoli umiera na krztusicę i musi znaleźć kogoś, kto zajmie się państwem. Jane Grey, kuzynka Edwarda, jest osobą specyficzną, ponieważ ponad wszystko kocha książki. Ale to na nią spada obowiązek korony, gdyż takie jest życzenie króla. Gifford zaś to syn doradcy króla, a zarazem małżonek (z przymusu) Jane. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie końska natura mężczyzny, spisek, tajemnice, a dodatkowo zwierzęce tożsamości niektórych bohaterów. Cała trójka na stronach tej książki stara się odnaleźć siebie, zadbać o kraj, a jednocześnie ukarać winnych.

Na samym początku muszę wspomnieć, że najważniejszy w tej książce jest prolog. Autorki bezpośrednio piszą do nas, że traktują to jak zabawę, że nie jest to poważne, więc w skrócie, nie trzeba spinać tyłka, a jeszcze nam wytłumaczą cały świat. Tak w skrócie. I właśnie widząc to bez żadnego problemu możemy wpaść w otchłań, jaką jest ta książka. Jeżeli chodzi o samą fabułę, to jest ona na bazie prawdziwych wydarzeń. Historia Edwarda VI Tudora połączona z fantastyką. Będę szczera. Większość fantastyki, która dzieje się w "przeszłości", a którą czytałam, to fantastyka, gdzie dosłownie wszystko jest wymyślone, od władzy, aż po państwa. Miłą odmianą była pozycja, gdzie mamy rzeczywistą historię wzbogaconą o nową rasę, a mianowicie Eðianó (ewianów), którzy potrafią zmieniać się w zwierzęta. I właśnie dzięki temu ta historia mnie kupiła. Była czymś odświeżającym po dość niefortunnej serii, byłą lekka, zabawna, przyjemna, a do tego naprawdę ciekawa. Nawet przedłużenie życia króla Edwarda i Jane było dobrym wyborem, by jak najwięcej pokazać ze świata, które wykreowały te trzy kobiety. Dobrym pomysłem również było ukazanie myśli bohaterów. Każdy z nich miał inne spojrzenie na świat i co, co myśleli, a co robili, to zestawienie było wręcz cudowne. Cała historia była dla mnie spójna, nie zauważyłam luk fabularnych, za co daję plusa. Całość po prostu wciągnęła mnie do środka i kazała przeżywać przygody wraz z bohaterami, a to jednak coś znaczy.

Jeśli chodzi o bohaterów, to jestem jak najbardziej za. Przez całą fabułę każdy zachowywał się tak, jak został wykreowany. Na to zawsze będę zwracać uwagę. Jeśli chodzi o Jane, to pokochałam ją od pierwszych stron. Miłośniczka książek, która by tylko czytała? Identyfikuję się z nią! Idealne odwzorowanie mnie! Do tego jest odważna, uparta i jak trzeba, to tupnie nogą, a co! Jak się bawić, to się bawić! Dodatkowo stopniowo, wraz z rozwojem historii, dorasta, zmienia się. To jest tak dobrze wykorzystane, że nie mogę się doczekać kolejnych książek tych pań.

Durgą postacią, którą wręcz uwielbiam, jest Gifford. Ma mały problem, natury futerkowej, jak to mówili w Harrym Potterze. Za dnia jest koniem. Galopuje, żre trawę i sianko, a w postaci ludzkiej pisze wiersze. Udaje, że kiedy go nie ma, chodzi na dziewki, ponieważ dla niego lepiej mieć opinię rozpustnika, niż oznajmić, że jest się zmiennokształtnym. Cóż, to jego sprawa, ale to małe niedopowiedzenie bywało powodem wielu, oj wielu kłótni.

Ostatnią osobą jest Edward, nieśmiały chłopiec, marzący o prawdziwej miłości i pocałunku. To jedyna osoba, której kreacja niezbyt mi odpowiadała. Znaczy się, brakowało mi tego czegoś, co mogłabym nazwać "królewskością". Nie czuć było od niego aury króla, tylko zwykłego człowieka. A jednak powinien mieć w sobie to coś, coś, co widać u każdego władcy w większości książek. I mimo całego prologu, że to zabawa, to naprawdę tego mi brakowało przez całą książkę.

Bohaterowie drugoplanowi jak doradca, siostra króla, czy cała reszta zostały naprawdę szczegółowo wymyślone. Nie są to postacie jedne z wielu, które mają jakiś zawód, ale dostały naprawdę dopasowane cechy do swojego zadania. Każda jest inna, każda jest na swój sposób szczególna i każda wciągnęła mnie w historię. I tak, siostrę Edzia miałam ochotę zamordować widelcem z kiełbaską na końcu.

Ogólnie mówiąc jestem naprawdę zaskoczona, jak bardzo można zmienić historię wprowadzając tylko jedną zmianę, a mianowicie dodatkową rasę fantastyczną. Całe świat staje do góry nogami i dosłownie wszystko jest możliwe. Książka jest lekka, przyjemna i wciągająca. A przede wszystkim urocza. Idealna na jesienne wieczory, które właśnie nadchodzą. Otul się kocykiem, weź gorącą herbatkę i daj się porwać autorkom w ten cudowny świat. I chyba nabrałam ochoty do przeczytania książek o Tudorach. Ups?


Ściskam
Aga

19 września 2019

Zupa kurczakowa

Zupa kurczakowa nie jest dosłownie kurczakowa, ale podstawą smaku, jak dla mnie, jest właśnie kurczak. Uwielbiam ją robić i zazwyczaj jest jej tyle, że jem ją przez kolejne 3 dni. Ale co tam, jest pyszna, więc robię!

Podstawa:
- kurczak
- pieczarki
- kukurydza
- kapusta pekińska
- rosół / kostka rosołowa
- przyprawy

Opcjonalnie:
- brokuły
- kalafior

Na początek smażymy pieczarki. Następnie przysmażamy delikatnie kurczaka w przyprawach (ja osobiście uwielbiam dodawać słodką paprykę i curry). Gdy ten będzie ścięty z zewnątrz (może być surowy w środku, chodzi o zamknięcie go i ten smak smażenia), dodajemy kukurydzę. Smażymy około 3-4 minuty i dodajemy pieczarki. Następnie dolewamy rosołu, albo wody, lecz wtedy wrzucamy kostkę rosołową (ilość zależna od ilości wody, ja zazwyczaj wrzucam 2). Pod koniec gotowania wrzucamy pokrojoną w paski kapustę pekińską. Można doprawić pieprzem.
Opcjonalnie, jeśli mam, wrzucam kalafior i brokuła, żeby zrobić bardziej jarzynową, ale nie trzeba.



Przepis specjalnie dla Lisikotka, by nie musiał jeść zupek chińskich ^_^