22 sierpnia 2023

Hokus Pokus Czary Mary, dużo płaczu, lecz kot cały, czyli "Spells Trouble. Wiedźmi czar" P C Cast & Kristin Cast

Tytuł: Spells Trouble. Wiedźmi czar
Seria (tom): Siostry z Salem (1)
Autor: P C Cast & Kristin Cast
Tłumaczenie: Stanisław Kroszczyński
Wydawnictwo: Jaguar
Liczba stron: 352
Gatunek: fantastyka
Rok wydania: 2021

      Duet P.C. Cast oraz Kristin Cast kojarzę doskonale z serii Dom Nocy, której to fanką byłam (i nadal jestem, pewnie aż do rereadu). Dobre skojarzenia miałam również po serii W kręgu mocy Partholonu. I chociaż solowa książka Kristin była dla mnie fatalna, to siadałam do tej książki pełna nadziei.

      Mag i Hunter to bliźniaczki, które właśnie obchodzą szesnaste urodziny. Spędzają je najpierw w towarzystwie przyjaciół i chłopaka tej drugiej, a później, wraz z matką, odprawiają rytuał przyjęcia bogów patronów. Jako jedyne wiedźmy strzegą pięciu bram do pięciu różnych zaświatów. Jednak wszystko zaczyna się psuć, gdy podczas rytuału pojawił się potwór, a Abigail zostaje zabita w momencie przyzwania bogini. Bramy zaczynają się psuć i kruszeć, a wizja najazdu potworów z pięciu “piekieł” staje się realna.

Tamtego dnia Sara zdała sobie sprawę, że miasto nieprędko otrząśnie się ze zbiorowego szaleństwa, które pochwyciło je w swoje szpony.
      Patrząc na okładkę byłam zachwycona. Czytając środek już mniej. Czy jestem zawiedziona? I to jak! Naprawdę miałam duże oczekiwania co do tej książki. Sam początek jeszcze napawał optymizmem, dawał nadzieję, że to będzie coś dobrego. Jednak im dalej w las, tym ciemniej i gorzej.
      Pierwsze strony książki zawierają historię Sary Goode, przodkini naszych bohaterek, która za pomocą magii ucieka z więzienia i wraz z córką wyrusza, by odnaleźć miejsce, gdzie będzie mogła się osiedlić na stałe i żyć w spokoju. Taki początek wszystkiego, który wprowadził mnie trochę w historię i przygotował na to, co będzie ważne.
     W teraźniejszości Abigail umiera dość wcześnie, dlatego też całość cały czas się kręci wokół bliźniaczek. Czasem pojawią się przyjaciele czy chłopak, Kirk, ale mam wrażenie, że tylko wtedy, kiedy są potrzebni. Na resztę fabuły są odstawieni na bok jak niepotrzebne rzeczy. Fakt, mają wtedy motywację do pozostania poza radarem, jednak nadal wyczuwałam takie typowe odstawienie. Ale wracając do wątku, bliźniaczki muszą sobie poradzić z żałobą. To doskonały sposób na zademonstrowanie jak działa ich magia i jaki stosunek do niej mają bliscy dziewczynek. Tak, fajnie to zostało wykorzystane, jednak widać było kolosalną różnicę pomiędzy dziewczynami. Pomimo tego, że bliźniaczki, różniły się od siebie diametralnie. Z każdą kolejną akcją moją twarz zdobił grymas niesmaku. Poszczególne punkty fabularne były rozciągane tak, że około dwieście stron mogłam streścić w kilku zdaniach. Nie było zagłębiania się, wszystko odbywało się prostolinijnie, co trochę męczyło. Chciałam wejść w tę rodzinę, ten świat, w problemy, a jednak wszystko było wyłożone jak prosta kreska na kartce papieru. No tak się nie robi! Przez to cała historia po prostu po mnie spłynęła.
      Bardzo, ale to bardzo nie podobało mi się “faworyzowanie” jednej z bliźniaczek jeśli chodzi o jakieś “atrakcje emocjonalne”. Rozumiem, że są osoby bardzo emocjonalne, są osoby z twardą skórą czy tyłkiem, ale kiedy laska co chwilę ryczy czy ma zjazdy, to nawet nie chce mi się jej lubić. Naprawdę, przez większość książki miałam myśl “borze, a ona znowu ryczy, znowu coś jej się stało”. Przez to była męcząca i irytująca. I miałam wrażenie, że tylko jej się pozwala na odczuwanie większych i głębszych emocji, a druga jest do ratowania dupy i logicznego myślenia, chociaż to też nie wyszło za dobrze, bo czasami odczuwałam, jakby tej bliźniaczce żałoba przeszła koło nosa tak jak i wszystko. Ech, można to było napisać inaczej, lepiej, tak, by przedstawić te momenty i charaktery dziewczyn w jakoś bardziej przystępny sposób, by czytelnik się nie męczył.

Mercy imagined Freya as part of the earth itself, so every flower and tree, even every blade of grass symbolized her goddess.
      Co do dziewczyn, jestem trochę bardzo zniesmaczona jak zostały przedstawione. Hunter to ta, która myśli logicznie, ma twardą dupę, nic jej nie ruszy, bo miała trudną przeszłość. I chociaż później dowiedziałam się co się stało, to nadal miałam wrażenie, że ona nie do końca odczuwała żałobę, a jedynie mówiła, że to czuje. No naprawdę miałam wrażenie, że laska nie umie w emocje. Pod koniec książki całkowicie zmienia zachowanie, będąc przeciwieństwem siebie. Miałam wrażenie, że w tamtym momencie to nie Hunter, a jakaś inna laska się tak zachowuje. To nie podobało mi się. Nie było podstaw, konsekwencji, a przede wszystkim nie było wciśniętego przycisku, który by aktywował nagłą zmianę zachowania. I można wytłumaczyć otoczką i tym, co się wydarzyło, jednak w tamtym momencie nie widziałam powodu, by ona zaczęła się tak, a nie inaczej zachowywać.
      Mag jest gorszą siostrą. Przez całą książkę miałam wrażenie, że ona tylko marudzi i wyje, wyje i marudzi. I tak już wspomniałam, wiem, że są osoby bardzo emocjonalne, delikatne, sama wyję przy jakiejkolwiek kłótni, bo tak sobie radzę z emocjami, to jednak sposób przedstawienia jej był krzywdzący dla dziewczyny. Tak nieudolnie stworzona postać jedynie irytowała swoją osobą. Z jednej skrajności w drugą, z naciskiem na płacz. Nie dało jej się przemówić do rozsądku, bo ona wie lepiej. Logiczne argumenty? A gdzie tam! To zazdrość. Miałam wrażenie, że mam styczność z dzieckiem, a nie z kobietą bliską pełnoletności. Borze, naprawdę nie chciałam o niej czytać.
      Co do postaci drugoplanowych, nie było lepiej. Przyjaciele bliźniaczek cechowali się tym, że on gra w drużynie i jest bardziej przyjacielem Hunter niż Mercy, a ona… Jest ich przyjaciółką. I w sumie tyle ich osobowości. Kompletnie niestworzone postacie, bez głębi, bez konkretnego charakteru. Jest jeszcze Kirk, który według mnie jest strasznie sprzeczną osobą. Raz robi tak, raz tak, mówi jedno, myśli drugie, a robi trzecie. I koniec końców wiadomo dlaczego, jednak wszystko zostało wykreowane bardzo, ale to bardzo sztucznie i nierealnie. Pod koniec facet nagle ryczy tak, że aż gile z nosa lecą, a kilka sekund później jest już pewien siebie. Przecież jak można udawać, że lecą gile z nosa?! Jak?! Czy to nie jest nierealne?! I takich smaczków logicznych jest dużo. bardzo, ale to bardzo dużo.
      Została jeszcze Xena. Według mnie to jedyny promyk słoneczka w całej książce. Kobieta kot, która zachowuje się jak człowiek i kot. No ubawiłam się czytając fragmenty z nią. Jedyna postać, która została jako tako stworzona, która ma charakter i coś specyficznego, coś charakterystycznego.

What you put out into the world returns to you, and that goes for thoughts, acts, and energy.
     Książka miała mi dać czarodziejski vibe z kocim dodatkiem, a otrzymałam nastoletnie płaczki i szybkie dorastanie połączone z beznadziejnym wątkiem romantycznym, który próbował tu być jednocześnie nie będąc. Fabuła jest rozwlekana niepotrzebnymi dialogami tak, by niewiele treści działo się na wielu, wielu stronach. Dawno nie męczyłam się z taką pozycją. I dawno się tak nie zawiodłam. Płascy bohaterowie, historia bez głębi, żeby tylko napisać, żeby tylko skończyć. Nie polecam!