30 listopada 2016

"Nikt nie zna wszystkich jej imion. Opowieść o królowej Hatszepsut" Hanna Goworowska-Adamska

Tytuł: Nikt nie zna wszystkich jej imion. Opowieść o królowej Hatszepsut
Autor: Hanna Goworowska-Adamska
Wydawnictwo: Maszoperia Literacka
Liczba stron: 212
Gatunek: Literatura piękna
Rok wydania: 2010

Hej Nat!
      Promocje w księgarniach radują moje serce, lecz godzą w mój portfel. Kupuję książki, które normalnie bym nigdy nie kupiła. Czasami trafiam na coś okropnego, lecz czasami spotykam perełki. I właśnie tak było tym razem.

      Od gimnazjum interesowałam się mitologią grecką, czasami rzymską, lecz jakiś czas temu przyciągnął mnie panteon egipski. Niestety, ale wiele legend i mitów przeczy sobie, nie wiadomo kto był dzieckiem kogo, czyj był ojciec i tak dalej, jednak to nie przeszkodziło mi w zagłębieniu się w szczegóły. Trafiając na półce na tę książkę nie mogłam przejść obojętnie. Śmiesznie niska cena i dziwna, niezbyt przyciągająca okładka? No biorę! I właśnie tak trafiłam na coś, dzięki czemu podróże pociągiem minęły mi przyjemnie.

      Poznajemy Hatszepsut jako młodą dziewczynkę, która przygląda się panowaniu ojca, a już kilka stron dalej zostają ogłoszone zaręczyny bohaterki i Totmesa. Od tej pory Hatszepsut uczy się jak być dobrą królową oraz żoną.

      Miło było czytać o tym, jak mała dziewczynka dorasta i staje się wspaniałą królową. Może i nie wczułam się w skórę Hatszepsut, lecz niejednokrotnie płakałam przez nią i dzięki niej. Jej historia mnie po prostu wzruszała, doprowadzała do śmiechu, jak i wściekłości. Chciałam, by wiodło się jak najlepiej i cieszyłam się z jej szczęścia. Przeszkadzały mi jedynie imiona bohaterów, lecz wiem, że takie nosili naprawdę, więc po prostu tolerowałam to. No bo przecież imiona takie jak Dżehuteju, Weser-Amon czy Hapuseneb nie są łatwe do zapamiętania, a właśnie w takim stylu są wszystkie imiona. Ale dałam radę i nawet to nie przeszkodziło mi w rozkoszowaniu się książką.

      Historia sama w sobie została napisana dobrze, fajnie przedstawiono życie królowej, to, z czego musi zrezygnować oraz z czym musi się godzić. Mogę przyczepić się do tego, że niezbyt wiele się tam wiele, nie ma zwrotów akcji, o ile jakaś akcja istnieje. Zwykła opowieść o życiu. Ale właśnie takiej nudnej, a zarazem ciekawej książki potrzebowałam, dlatego mi się spodobała. Z perspektywy czasu widzę, jak główna bohaterka została wykreowana. Idealna, bez wad i skaz, wręcz nierzeczywista, co jest wkurzające, ale szczerze? Podczas czytania mi to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, podobało mi się, że przynajmniej w książce wszystko się dobrze skończy. Jednak co do scen seksu, to wszystko było takie poetyczne, może nawet aż za bardzo. Wszędzie być żar i ogień, przez jakiś czas myślałam, że autorka była zbyt nieśmiała, żeby wprost pisać o tych sprawach. No i jeszcze jedna rzecz. Ja rozumiem, że ona była uważana za córkę boga, ale wszystkie krzywdy i wszystko co złe przyjmowała z godnością królowej. Nie człowieka, lecz królowej. Była bardziej królową niż człowiekiem, przez co niezbyt mogłam się z nią utożsamić.

      Na początku nie mogłam wgryźć się w książkę. Napisana została w specyficznym stylu, a do tego liczne przeskoki czasowe nie ułatwiają. Gdy już się przyzwyczaiłam, było zdecydowanie lepiej. No ale właśnie te przeskoki... Niejednokrotnie nie wiedziałam ile minęło między jednym wydarzeniem a drugim, kilka dni, tygodni, miesięcy, a może lat. No po prostu nie wiedziałam i to mnie rozpraszało oraz irytowało.

      Mówiąc ogólnie,  jeśli lubisz starożytny Egipt, ta książka będzie dla Ciebie naprawdę ciekawa, lecz jeśli nie, to niezbyt się ną zachwycisz. Wszystkie święta czy obrzędy zostały ciekawie opisane, dzięki czemu spodoba się fanom Egiptu.

Ściskam
Aga

8 listopada 2016

Stosik Urodziny + Falkon

Miałam robić regularne stosiki, ale ja to ja i nie dziwię się, że nie robiłam. Przybyło mi wiele książek, ale pokażę wam te, które dostałam/kupiłam w ciągu ostatnich 2 tygodni. Na pierwszy rzut idzie mały stosik urodzinowy.
Pierwszą książkę, czyli "Mag" Michaela Scottego (jak się to odmienia?) dostałam od mojej przyjaciółki, Edyty. Jest to druga część cyklu "Sekrety nieśmiertelnego Nicholasa Flamela" i chociaż nie przeczytałam pierwszej, to się za nią zabiorę. Okładka jest przecudowna i mam spore wymagania co do tej pozycji.
Kolejne 3 książki, czyli "Księga Sandry" Tamory Pierce, "Piratika. Kierunek: Papuzia wyspa" Tanith Lee oraz "Żelazny cierń" Caitlin Kittredge, to prezent od przyjaciela, Adriana. "Księgę Sandry" nigdy nie czytałam, nawet nie znam autorki. Tak samo jest w "Żelaznym cierniem", więc nie wiem czego oczekiwań. Jednak co do "Piratiki", to pierwsza część od jakiegoś czasu jest u mnie i czeka na przeczytanie. Jestem ciekawa, ponieważ podobno jest w niej coś o piratach, a nigdy o nich nie czytałam.
Następna książka to "Dziedzictwo" Melissy de la Cruz, czyli prezent od najwspanialszego chłopaka. Około rok temu przeczytałam całą serię i się w niej zakochałam! Powoli kompletuję wszystkie części (a tą już mam 3!) i kiedyś będę mogła się pochwalić całą serią!
Ostatnie dwie książki to mój zakup dla samej siebie. "Błękitna godzina" oraz "W cieniu klątwy" Alyson Noël to drugi i trzeci tom serii "Nieśmiertelni",której pierwszą część mam od kilku miesięcy. Czytałam tylko "Ever", lecz tak mi się spodobało, że mam ochotę na ciąg dalszy przygód Ever Bloom.
Kolejny mały stosik to moje zdobycze z festiwalu fantastyki Falkon, który odbył się w miniony weekend (4-6.11.2016) w Lublinie. Powiem szczerze, że największym ograniczeniem były pieniądze i czas. Tak wiele stoisk z książkami kusiło, jednak wybrałam 3 książki Patricii Briggs, pierwszą część serii "Alfa i Omega" czyli "Wilczy trop" oraz piątą i szóstą część serii o Mercedes Thompson. Ja naprawdę nie wiem dlaczego zaczynam kupowanie serii od środkowych książek, a nie od pierwszych. Niestety, tak właśnie kompletuję wszystkie serie i cykle, które chcę mieć.
Na dodatek mam komiks autorstwa Andrzeja i Katarzyny Pilipiuk oraz Zbigniewa Larwy. Na dodatek mam autograf Andrzeja Pilipiuka!
Cieszę się strasznie, ponieważ jest to mój pierwszy (!!!) autograf jakiegokolwiek autora, lecz mam nadzieję, że nie ostatni. Wiem, że była też Katarzyna Berenika-Miszczuk, lecz jej nie spotkałam, ale widziałam Jacka Komude! Tylko nie miałam jego żadnych książek, a wtedy już pieniędzy brak...
Na sam koniec kilka zdjęć, naprawdę kilka! Jako, iż byłam wolontariuszką, to niektóre są typowo z życia wolontariusza. Żałuję, że nie zrobiłam więcej.





Kolejka do kas była przeogromna. Podejrzewam, że ludzie czekali ponad godzinę, jak nie więcej.
Jako wolontariusze mieliśmy własne miejsce do spania. Jednak to miejsce, to zwykły kawałek podłogi. Strasznie niewygodny!
Swoje dyżury miałam w godzinach 5:30-9:30 i 17:30-21:30. Normalnym śniadaniem dla mnie była zupka chińska, ciepła i szybko się ją robiło. Jednak i tak przeważyło to, że była ciepła. Niejednokrotnie na dyżur szłam owinięta w koc!
Alpaki są wszędzie. Kocham alpaki i ubolewam nad tym, że nie kupiłam sobie żadnej. Me serce płacze, ale kiedyś ona będzie moja!
Miły gadżet do robienia zdjęć. No bo kto tego nie kojarzy? Nie oglądałam wprawdzie serialu, ale mam go w planach i coraz bardziej on kusi!
Opaska to najważniejsza rzecz na Falkonie. Bez niej nie było wstępu. Bałam się, że szybko odpadnie, ale jak powiedział jeden facet, była "idiotoodporna" co się sprawdziło. Chodzenie w niej przez 3 dni, prysznic i bawienie się nią nie zniszczyło jej, a jedynie pogięło. Ale przynajmniej miałam szybsze wejście niż normalny uczestnik. Ach te plusy bycia helperem.

6 listopada 2016

"Syrena" Kiera Cass

Tytuł: Syrena
Autor: Kiera Cass
Tłumaczenie: Małgorzata Kaczarowska
Wydawnictwo: Jaguar
Liczba stron: 392
Gatunek: fantasy, sc-fi
Rok wydania: 2016

Cześć Kath!
      Po długim czasie zabrałam się za czytanie i tak jak obiecałam proszę oto Syrena autorstwa Kiery Cass. Myślałam, że w wakacje uda mi się przeczytać o wiele więcej książek, ale niestety jest to jedyna w pełni przeczytana. Pewnie się zastanawiasz co o niej myślę i co ona opowiada? Zaraz ci przytoczę fabułę.

      Książka o pięknej okładce (jak i reszta okładek dla książek Kiery) i dosyć prostym tytule z samego początku mnie wręcz nudziła. Zabrałam ją ze sobą do Niemiec, gdy leciałam na wymianę, i zaczęłam czytać w samolocie. Mimo niezwykłych chęci do przeczytania podczas całego wyjazdu przeczytałam zaledwie dwadzieścia dwie strony! Masakra, nigdy tak wolno mi to nie szło. Po miesiącu od powrotu zasiadłam do książki ponownie, zmuszając się do czytania - jedna z najlepszych decyzji jakie podjęłam w czerwcu. Spodobała mi się w momencie dołączenia pierwszej młodszej siostry Kahlen i odejścia najstarszej. Otóż nie wiem czy wiesz, ale w książce występują syreny, lecz nie takie jak sobie wyobrażasz.

      Każda syrena, którą wybrała Matka Ocean musiała wcześniej być przy granicy śmierci w jej objęciach - mówiąc prościej, bliska utonięcia. Pewnie się zastanawiasz dlaczego Ona ratuje tylko nieliczne dziewczyny? Musi czuć w nich coś niezwykłego, wole życia i talent. Zawsze są nie więcej niż cztery syreny, bo na utrzymanie więcej dziewcząt Matka nie ma siły. Poznajemy Khalen jako najmłodsza z trójki, lecz po czasie staje się średnią, gdy do przytulnej rodzinki trafia młoda Azjatka, a najstarsza odchodzi po stu latach służby (tyle trwa zadośćuczynienie i praca dla Matki, potem dziewczyny dostają nowe, ludzkie życie). Lecz kolejne dziewczęta coraz bardziej mi przeszkadzały w historii. Na początku Kahlen miała niezwykły kontakt z młodszą siostrą, lecz gdy kolejna dołączyła do ich grona to osłabło, a autorka skierowała życie bohaterki na tor rozterek miłosnych i pewnego pięknego chłopka. Nuda i bardzo nieoryginalne. Po autorce Rywalek spodziewałam się czegoś o wiele lepszego, ale no cóż. Nie będę ci streszczać całego wątku miłosnego bo jest zwyczajny i pogmatwany. Najpierw wielka miłość i strach przed nią, potem trudności, rozpad i załamanie, powrót do zakazanej miłości, kara, a na końcu i tak wszystko jest zakończone happy end'em, nie pasującym do tego co mówiła wcześniejsza fabuła.

      Jeżeli jesteś zwolenniczką takich lekkich książek to serdecznie polecam, bo prócz chłopaka ideału nie znajdziesz tu zbyt wiele, ani wartości moralnych ani jakichkolwiek innych. Napiszę wkrótce, jak tylko zbiorę się i przeczytam do końca kolejną książkę.

Całuski, Twoja
Calla

18 października 2016

"Always you" Kirsty Moseley


Tytuł: Always you
Seria (tom): Best friend (1)
Autor: Kirsty Moseley
Wydawnictwo: Amazon, CreateSpace
Liczba stron: 328
Gatunek: literatura współczesna
Rok wydania: 2012

Hej Nat!
      Zawsze staram się pamiętać o jakiejkolwiek książce, kiedy mam jechać pociągiem. Raz nie miałam pojęcia co ze sobą zabrać i została mi polecona ta pozycja. Przeczytałam. Przynajmniej miałam zajęcie, prawda?

      Muszę przyznać, że o tej autorce nigdy nie słyszałam. Nie wiedziałam jaki gatunek pisze, ani w jakim stylu, wiedziałam jednak, że ta książka jest wciągająca. Miałam ją jako e-booka i nie zwróciłam uwagi na okładkę, więc nie miałam o niczym pojęcia.

      Riley rozpoczyna naukę w nowej szkole, gdzie nie zna nikogo oprócz swojego przyjaciela. Z Clayem jest blisko od dzieciństwa, gdzie jedno tam i drugie. Podczas jednego z meczy Claya, Riley poznaje chłopaka o imieniu Blake. Raz kręci z jednym, a raz z drugim chłopakiem. Gdy decyduje się na Claya, Blake nie rezygnuje. Walka o Riley trwa, a ognia dokłada wyjazd do Vegas i to, co się tam działo.

      Trudno mi jest opisać historię. Z jednej strony wiele się dzieje, lecz z drugiej, jakby wszystko było na jednej płaszczyźnie. Wszystkie tez zdarzenia są tak nierealne, tak przesłodzone, że aż miałam dość. Najgorsze było to, że się wciągnęłam! Chociaż nie widziałam najmniejszego sensu, to się wciągnęłam! No bo mamy dziewczynę, która dochodzi do szkoły, gdzie zna jedynie swojego przyjaciela. On rozpowiada, że ona jest jego dziewczyną, ona temu zaprzecza, ponieważ nie chce stracić tej przyjaźni. Typowy friendzone. Po poznaniu Blake'a wszystko się zaczyna. Jednocześnie spotyka się z nim, mając nadzieję na związek, oraz daje wyraźne sygnały Clay'owi, że jest zainteresowana. Jeszcze gdyby to były tylko flirty, to bym to ogarnęła. No bo flirtowanie z dwoma facetami jest jeszcze go zrozumienia. Ale to co ona zrobiła... Od zawsze śpi w jednym łóżku z przyjacielem i jest dobrze, można tak. Ale skoro ona się całuje z Clayem i to dość namiętnie, a dzień później tłumaczy mu, że nie chce stracić tej przyjaźni, do tego jakiś czas później on jej robi dobrze,a ona jemu i sytuacja z rana się powtarza, to coś jest nie tak! Kto normalny tak robi? I do tego w całym tym czasie nasza bohaterka spotyka się z Blake'em, chodzi z nim na randki i się całuje. Chciałabym to jakoś inteligentnie podsumować, ale się nie da. Kolejna rzecz, której nie rozumiem, to sprawa szkoły. Oni dwoje (Riley i Clay) mieszkają po sąsiedzku. On ma w szkole pełno znajomych, a ona nie zna żadnego z nich? Ani oni jej? To co, nikt Claya nie odwiedzał? Nie wybierali się nigdzie wspólnie? Odseparowywał ich od siebie? Do tego wyjazd i ślub. W wieku lat siedemnastu (17!) byli pewni, że chcą być razem do końca życia i wzięli ślub. Owszem, zdarzają się takie pary, ale po ich zachowaniu to był raczej szczenięcy wybryk. I porwanie oraz szpital? To tak, jakby autorka pod koniec zorientowała się, że to wszystko jest przesłodzone i dała coś złego, jednak jej styl sprawił, że nawet to było przesłodzone! Naprawdę trzeba mieć talent, żeby przesłodzić takie rzeczy. Do tego wszystkiego dołożone są pieniądze. Przecież nie może być tak, że ich nie mają! Któreś musi być bogate,żeby móc wszystko kupić. W tym przypadku padło na Claya. A do tego w Vegas wygrał sporo pieniędzy, żeby autorka nie musiała się wysilać z myśleniem, jak utrzymają dom, kiedy zamieszkają razem. Przecież to takie proste wyjście! Dać im pieniądze bez starania. Bo ich życie jest idealne! I jeszcze ich rodzice! Matka Claya jest jak najbardziej za małżeństwu, jednak gdy mamy moment w szpitalu, gdzie Riley zgadza się na operacje chłopaka,matka nagle jest przeciwko.To tak, jakby mówiła "Róbcie co chcecie, bawcie się w rodzinę, ale w złych momentach dalej jesteście dziećmi". To bez sensu! Ja rozumiem, troska o syna, ale jeśli akceptuje się to małżeństwo, to całe, a nie tylko kawałek!

      Co do samych bohaterów... No nie jest dobrze. Oczywiście muszą być idealni, popularni, piękni i każdy chce z nimi być, albo ich przelecieć. Mary oraz Gary Sue, państwo idealni! Dobrali się idealnie. Ona działa na dwa fronty, a on jej wszystko wybacza. W normalnym życiu zachowują się jak dzieci. Dosłownie jak dzieci. Po ślubie próbują zachowywać się jak dorośli, ale to im po prostu nie wychodzi. Są raczej jak dzieci, które bawią się w dom. I sama ta sytuacja, którą opisałam wyżej. Jak ktoś może robić takie rzeczy z inną osobą, mówić jej, że to nic, a potem randkować z inną? Przecież tutaj pokazana jest głupota tej dziewczyny! No po prostu głupota! Do tego zachowanie względem siebie. Na początku książki są przyjaciółmi, lecz zachowują się jak para bez całowania. Robienie sobie malinek? Skakanie po sobie? Serio? Może jestem za stara, żeby to zrozumieć. Tylko powiedz mi, która normalna osoba tak robi? No która? Blake'a też nie przedstawili w dobrym świetle. Pokazany jest jako chory psychicznie psychopata. To boli najbardziej, ponieważ można w genialny sposób wykreować taką osobę, lecz tutaj po prostu autorka poszła po najprostszej drodze. Dała dziwnego człowieka, który zrobi wszystko, co pasuje do fabuły. Serio?

      No jestem po prostu wściekła. Miałam nadzieję na coś fantastycznego, a dostałam książkę z typowym schematem i kiepskim wykonaniem. Jak wspomniałam Ci na początku, niestety książka mnie wciągnęła. To jej jeden z dwóch plusów - chociaż jest okropna i przewidywalna, to wciąga. Drugi to taki, że się szybko czyta. Nie opisałam Ci wszystkiego co chciałam, ponieważ brak mi słów i nie mam pojęcia jak ugryźć niektóre rzeczy, jednak mam nadzieję, że nie przejdziesz przez to samo co ja i na podróże zawsze się zaopatrzysz w coś dobrego.
Ściskam
Aga

12 października 2016

"My Avenging Angel" Madelyn Ford


Tytuł: My Avenging Angel
Seria: Angels and Demons (1)
Autor: Madelyn Ford
Wydawnictwo: Samhain Publishing
Liczba stron: 72
Gatunek: fantastyka, literatura młodzieżowa
Rok wydania: 2010

Hej Nat!
      Sięgnęłam po tę książkę, ponieważ spodobał mi się tytuł. Może mówienie o tej pozycji "książka" to lekka przesada, to bardziej odpowiadałaby nazwa "nowelka" albo "opowiadanie", a to z powodu niewielkiej ilości stron.

      "Mój anioł zemsty" to historia Victorii Bloom, na którą od najmłodszych lat poluje demon Asmodeus. Od dziecka również dziewczyna posiada pewien dar, a mianowicie potrafi rozmawiać z trzema duchami, które ją chronią. Gdy Asmodeus jest blisko odnalezienia Victorii, ta postanawia wezwać anioła, by ją bronił. Jej celem jest Zakiel, anioł, który naprawdę lubi ludzi, lecz coś idzie nie taki pojawia się Michael, archanioł, który wręcz nienawidzi kontaktu z ludźmi, chociaż się nimi opiekuje. Już od pierwszego spotkania między nimi zaiskrzyło.

      Historia z pozoru banalna, ale niezwykle wciągająca. Akcja zaczęła się rozwijać już na pierwszych stronach. Wręcz nie miałam ani chwili wytchnienia, co miało swój własny urok. Niestety "Mój anioł zemsty" jest dość cienki, więc odczułam niedosyt po skończeniu lektury. Treść sama w sobie była spójna i logiczna, a sceny seksu całkiem przyjemne (zdecydowanie lepsze niż w Grey'u). Nie jest jest aż taka "niegrzeczna", aby była tylko dla dorosłych, więc, według mnie, może się spodobać też i osobom 16+. Mówiąc szczerze, wciągnęłam się niesamowicie. Podobało mi się jak wszystko się potoczyło i chociaż czasami marudziłam na brak akcji, to nie wiedziałabym jak to zmienić.

      Samych bohaterów po prostu pokochałam. Victoria ujęła mnie swoją upartością, a Michael... On po prostu ujął mnie całym sobą. Zakochałam się w nich od pierwszego wejrzenia. I od samego początku wiedziałam, że oni będą razem. No przecież Victoria potrafiła utemperować Michaela ot tak! I to jest genialne! Po prostu genialne! Podobało mi się myślenie dziewczyny. Łączyła fakty, a nie podążała ślepo za ukochanym. Nie do końca rozumiem, jak Victoria mogła zaakceptować niektóre fakty, w sensie aż tak spokojnie. To tak, jakby moje życie przewróciło się do góry nogami, a ja bym powiedziała jedynie "Aha. Spoko.". To chyba nie oto chodzi. Plusem jest pociągnięcie wątku Michaela oraz Ariadny. Zaspokoiłam swoją ciekawość na temat ich poznania i dalszych losów. I całe szczęście, że nie zostawiła tego. Inaczej byłabym zła. Bardzo zła.

      W skrócie mogę powiedzieć, że to książka pełna namiętności i seksu z odrobiną akcji. Czasami potrzeba mi takich książek, zwłaszcza jak się nudzę w pociągu. Polecam, ale nie spodoba się ona każdemu.
Ściskam
Aga

26 sierpnia 2016

Sweets Book Tag

Cześć!
Zostałam nominowana do tego tagu przez Adeline z bloga "Our books, our world..." za co dziękuję. Nie przedłużając, zaczynam!

1. Donat - Książka w której czegoś ci brakowało
Zdecydowanie"Irena" Małgorzaty Kalicińskiej i Basi Grabowskiej. Recenzowałam ją na blogu i skarżyłam się, że brakowało mi takiego kopa! Cała historia miła, przyjemna, ale dość powolna i nudnawa. 90% mojej biblioteczki stanowi fantastka, więc jestem przyzwyczajona do akcji, a tutaj mi tego brakowało. Jakiegoś wielkiego dramatu, czegoś skomplikowanego. No po prostu klasycznego kopa akcji!













2. Pudding - Książka z rozlazłym bohaterem

To chyba nie jest wielkie zaskoczenie. Muszę przyznać, że naprawdę lubię całą serię "Zmierzchu". Naprawdę lubię. To dobry odstresowywacz, zwłaszcza po całym dniu nauki. Nie wymaga myślenia i jest romans. Tylko ta Bella. Taka...Nijaka! Idealna do manipulowania. Ani to charakteru nie miało, ani osobowości. Taka panna w opałach, która czeka na księcia, żeby zarządzał jej życiem. Aż mam ochotę przybić jej piątkę. Krzesłem. W twarz.












3. Lody - Książka, która zmroziła ci krew w żyłach

Naprawdę mało czytam horrorów czy kryminałów, ale jednak w dawnych latach sięgnęłam po kilka książek Kinga. "Carrie" to jeden z pierwszych horrorów i był naprawdę dobrym wyborem. Pamiętam, że bałam się to czytać, a że mam naprawdę wybujałą wyobraźnię, to miałam przez to koszmary!














4. Czekolada - Książka, którą możesz czytać w kółko i w kółko
O losie... Nie dam tu zdjęcia, ponieważ tych książek  jest wiele! "Harry Potter" J. K. Rowling, "Czarne Kamienie" Anne Bishop, "Miłość na kołku" Kerrelyn Sparks, "Mroczny Łowca" Sherrilyn Kenyon, "Nocna Łowczyni" Jeaniene Frost i wiele innych, które po prostu kocham i dość często do nich wracam.

5. Ciastko - Książka, która złamała ci serce

To nie jest trudny wybór. Zdecydowanie "Anielski ogień" Courtney Allison Moulton.Wiązałam z tą książką wielkie nadzieje! Opis mnie przyciągnął, okładka zachwyciła, lecz wykonanie zdołowało. Widać było, że autorka ma pomysł na fabułę. Nawet konkretny pomysł, jednak... Tak okropnie to wykonała, że masakra... No po prostu zawiodłam się!












6. Cukierek - Ulubiona krótka książka oraz książka z dzieciństwa
"Jasnowłosa" Margit Sandemoto pierwsza książka tej autorki, którą przeczytałam. I zakochałam się! Chociaż to romans, to uwielbiam świat kozaków zaporoskich, ich charakter przedstawiony w tej książce i Wasię, który zakochał się w Lisie. Tak przeurocza książka, tak przecudna, że czytam ją praktycznie co 2-3 tygodnie. A czytanie zajmuje mi około godzinę.
Co do książki z dzieciństwa, to nie pamiętam. Jedyne co mogę wyróżnić, to "Mitologia" Parandowskiego. Lektura szkolna, ale pokochałam ją całym sercem. I to właśnie przez Parandowskiego pokochałam mitologię grecką i fantastykę.











7. Tort - Książka, która zawsze wprawia cie w dobry nastrój
"Moje wielkie wampirze wesele" Kerrelyn Sparke to ósmy tom serii "Miłość na kołku". Najukochańszy przeze mnie. Może dlatego, że mam słabość do głównego bohatera i jego dziadka? Nie wiem. Ale zawsze, gdy jestem smutna, sięgam po tę książkę. Jest zabawna, z dobrym humorem, a przede wszystkim lekka i sympatyczna. No i przywiązałam się do bohaterów. Chociaż znam ją na wylot, potrafi rozbawić mnie jednym zdaniem!









To by było na tyle. Całkiem nieźle się bawiłam przypominając sobie książki, które czytałam.
Jeszcze raz dziękuję za nominację i jeśli ktoś chce zrobić ten tag, to dajcie link w komentarzu!
Ściskam
Aga

4 sierpnia 2016

"Upadek Kalony" Kristin Cast, Phyllis Christine Cast

Tytuł: Upadek Kalony
Seria (tom): Dom Nocy (dodatek)
Autor: Kristin Cast, Phyllis Christine Cast
Tłumaczenie: Donata Olejnik
Wydawnictwo: Książnica
Liczba stron: 160
Gatunek: fantastyka, literatura młodzieżowa
Rok wydania: 2014

Hej Nat!
      Już od jakiegoś czasu zaczytuję się w serii "Dom Nocy" autorek P.C. i Kristen Cast. Gdy usłyszałam, że wychodzą dodatki do głównej serii ucieszyłam się i tak oto zostałam właścicielką "Upadku Kalony". Byłam szczęśliwa, ponieważ kupiłam ją za około 10 zł. Miałam jednak naprawdę wysokie wymagania, ponieważ twórczość autorek znam od dawna i wiem, co potrafią.

      Jest to historia Nyks, która dopiero poznaje świat, oraz Ereba i Kalony. Energia, czyli początek wszystkiego, po obudzeniu się ze snu trwającego eony odnalazła Nyks, jedyną boginię, która została na ziemi. W podzięce bogini dostaje władzę nad pięcioma żywiołami: ogniem, wodą, powietrzem, ziemią i duchem. Aby jednak nie była samotna, Matka Ziemia z pomocą Słońca i Księżyca stworzyła dwóch mężczyzn, kochanków i wojowników bogini. Niestety, tylko jeden mógł być jej mężem. Zaczyna się test składający się z trzech zadań. Obaj mężczyźni musieli pamiętać, że ludzie nie powinni oddawać im czci.

      Sama historia jest napisana w podobnym stylu, co reszta serii. Niestety, brakowało mi tutaj takiego kopa, który ruszy to wszystko. Wszystko szło powoli, delikatnie, czasami wręcz nudno. Niby mamy ten test, ale tam nie było żadnych emocji! Czas wykonania zadania? Ok, pokazał, a teraz zajmijmy się tym, co odczuwają bohaterowie. No i to mnie denerwowało. Nawet nie wiesz jak bardzo się wściekałam, że autorki nie grały na emocjach. Nic. Zero. Null. Chociaż plusem jest to, że dzięki temu dodatkowi możemy bardziej zrozumieć Kalonę w głównej serii, jednak to i tak za mało. Widziałam, jak obaj mężczyźni zabiegają o względy Nyks, jak bardzo się starają i dlaczego chcą wygrać. Jednocześnie mogłam zobaczyć, który mężczyzna jakim uczuciem darzy boginię. To było plusem, ponieważ nic się nie komplikowało, a faceci zachowywali się zgodnie ze swoimi emocjami. Chociaż uwielbiam prostotę w fabule, gdzie pisarz swoim talentem może porwać mnie w największą przygodę, która polega na przejściu się do sklepu, to jednak tu było za mało. Zazwyczaj były to wywody o wnętrzu Kalony, a nie mam tu na myśli śledziony i trzustki. Niestety, męczyłam się przy tym. Jak normalnie uwielbiam romanse i emocje bohatera, tak te mnie nudziły.

      Co do samych bohaterów... Jestem zawiedziona! Ereb, mężczyzna, który w głównej serii jest ukazany jako ten męski, silny i stanowczy, tutaj jest mdły. Po prostu mdły i nijaki. Większość jego czynów to podlizywanie się bogini oraz robienie za tego, który wszystko umie i uratuje świat przed swoim bratem. No właśnie, Kalona. Tak samo mdły, bez męskich jaj, za to z rozterkami miłosnymi. No ludzie, ja tu czekam na jakąś akcję, namiętny romans, a dostaję TO! "Ojejciu, tak bardzo ją kocham. Co mam zrobić na zadanie? O, zrobię to! Ojej, nie wyszło mi. Ziemia jest zła, ale Nyks nie, więc jest fajnie. Następnym razem będzie lepiej i pokonam brata." Dokładnie takie miałam odczucia względem Kalony! Ereba rzadko widziałam i było coś w stylu "Wiem, że on ją bardziej kocha, a ona jego, ale dalej będę walczył, bo przecież mam szansę. I tak jestem lepszy od Kalony, więc wygram.". Naprawdę miałam ich wszystkich dość. No i jeszcze Nyks. W głównej serii przedstawiona jest jako wyrozumiała, poważna matka wszystkich wampirów, a do tego potężna i naprawdę mądra. Tutaj zachowywała się jak jakiś podlotek, a przypominam, że Energia spała EONY lat, więc taki też wiek musiała mieć nasza bogini. Niby wobec ludzi była taka, jaką znamy, ale przez pozostały czas to była nastolatka, która trzyma się kurczowo spódnicy Matki Ziemi. I to ma być bogini, która chroni cały ród wampirzy? Wydaje mi się, że nie.

      Całe szczęście, że ten dodatek był taki krótki. Nie wytrzymałabym, gdyby był dłuższy. No nie wytrzymałabym. Wzięłabym jakiś toporek i ładnie wytłumaczyła pisarkom, że nie należy tak okropnie pisać książek, zwłaszcza, że inne książki mają naprawdę dobre. "Upadek Kalony" mogę Ci polecić jedynie ze względu, że dzięki niemu wiemy jak to się wszystko zaczęło. Ale nie nastawiaj się na coś dobrego. Oj nie nastawiaj się.
Ściskam
Aga

2 marca 2016

"Krwawa hrabina" Tara Moss

Tytuł: Krwawa hrabina
Seria (tom): Pandora English (1)
Autor: Tara Moss
Tłumaczenie: Paulina Henska
Wydawnictwo: Vesper
Liczba stron: 304
Gatunek: fantastyka
Rok wydania: 2013

Hej Nat!
      Od dawna zbierałam się, żeby wreszcie napisać Ci o tej książce. Sama nie wiem dlaczego tak długo mi zeszło, ale nareszcie to zrobiłam! To jedyna książka, którą przeczytałam w czasie sesji letniej w roku 2015! Tak, pamiętam to!

      "Krwawa hrabina" to pierwszy tom serii "Pandora English", a jej autorka, Tara Moss, jest kolejną pisarką, z której twórczością nie miałam styczności, więc nie wiedziałam czego oczekiwać. Z opisu wywnioskowałam, że nie jest to żadna fantastyka. O jakże się myliłam.

      Pandora English to osierocona dziewczyna marząca o karierze dziennikarki. Na zaproszenie od swojej ciotki Celii przyjeżdża do Nowego Jorku. Już od początku miewa problemy, dziwny kierowca, drzwi, które nie chcą się otworzyć, dzielnica, o której nikt nie wie, czy też ubieganie się o pracę w jednym z lepszych magazynów o modzie. Na szczęście na pomoc przyszła owa ciotka i załatwiła dziewczynie rozmowę kwalifikacyjną w gazecie o nazwie... "Pandora". Cały problem w tym, że ciotka dziewczyny nie jest do końca... normalna. Tak samo jak otaczający ją świat. Do tego nowy krem o nazwie "Krew Młodości" jest dość podejrzliwy, tak samo jak Atanazja, modelka, która go reklamuje.

      Fabuła rozwija się w miarę szybko, nie miałam czasu się nudzić, co chwilę zaskakiwały mnie jej mini przygody. Mini, ponieważ problem z drzwiami nie można nazwać normalną przygodą, a jednak był całkiem zabawny. Spodobał mi się ogólny pomysł na fabułę. Nie był klasyczny ani przerysowany, lecz w sam raz. Widać było tą nutkę oryginalności, którą szuka się w książkach. A przynajmniej ja ją zobaczyłam. Książkę samą w sobie czytało się naprawdę szybko i przyjemnie, a bohaterka zachwyciła mnie swoim zachowaniem. Spokojna, lecz idąca za własnymi marzeniami. Waleczna, lecz nie agresywna. Przeniesiona do świata fantastycznego przyzwyczaiła się w dość krótkim czasie, co było dość zaskakujące. Nie wiem czemu, ale Pandora od początku zyskała moją sympatię. Miała w sobie to coś, co przyciąga ludzi. Chociaż byłam pełna podziwu, że dała sobie radę w tym nowym świecie. Ja, na jej miejscu, pewnie bym się pogubiła już po chwili! Duch, który ze mną rozmawia... Moja pierwsza rozmowa z nim to prawdopodobnie byłyby moje krzyki i rzucanie wszystkim w zjawę. Tak, to w moim stylu. Dlatego też nie do końca mogę zrozumieć jej zachowanie! Argh! Przecież to duch! Żywy (martwy?) duch! Jak można się tego nie bać?! Przecież on nie żyje! Już nie wspomnę o potworach z niższych pięter, ale tutaj Pandora pokazywała swój strach, co było pocieszeniem. Tylko po jaką cholerę ona tam schodziła?! Przecież jak się słyszy dziwne odgłosy, albo wie, że jakiś korytarz jest pusty i nie wolno tam schodzić, bo to niebezpieczne, to się tam nie schodzi. Czyżby brakowało jej instynktu samozachowawczego?!

        Pamiętam, że wręcz nie mogłam oderwać się od tej pozycji. No cóż, brak myślenia jest przydatny pomiędzy egzaminami. A poza tym student robi wszystko, byle tylko się nie uczyć. Ale nawet jakby to nie był okres sesji, to nie mogłabym się od niej oderwać. Przyciąga do siebie ciekawą fabułą, niezbyt skomplikowanym językiem i tą okładką. Tą przepiękną okładką, w której się zakochałam już od pierwszego wejrzenia. Tylko spójrz na nią. Taka delikatnie i subtelna, a zarazem tajemnicza i mroczna. Jedna z moich ulubionych!

      Największym minusem jest to, że cała historia nie jest na tyle rewelacyjna, bym zapamiętałą ją po dłużej przerwie od książki. Kończąc tą recenzję jestem niecały rok od przeczytania książki i muszę do niej sięgać, ponieważ nie pamiętam wielu rzeczy (zbyt wielu!). Tak nie powinno być. Tak nie ma z genialnymi książkami (jak na przykład "Czarne Kamienie" Anne Bishop). Największy minus i chyba jedyny. Nie jest to jakaś wybitna książka, która odmieniła moje życie, tylko raczej zapychacz czasu podczas sesji. No dobra. Bardzo przyjemny zapychacz czasu, który mnie wciągnął.

      Tak więc... Ogólnie polecam, ponieważ jest całkiem miła, a nawet sympatyczna. Można spokojnie umilić sobie czekanie w kolejce, albo jazdę autobusem. Nie wymaga za wiele myślenia, co czasami wychodzi na dobre. Więc nie wymagaj za wiele od tej książki. Po prostu nie wymagaj. Ale przeczytaj!
Ściskam
Aga

9 stycznia 2016

"Mały Książę" Antoine De Saint-Exupery #BookAThon

Tytuł: Mały Książę
Autor: Antoine de Saint-Exupéry
Tłumaczenie: Henryk Woźniakowski
Wydawnictwo: Znak
Liczba stron: 112
Gatunek: Literatura dziecięca
Rok wydania: 1943

Hej Nat!
      Drugim wyzwaniem w BookAThonie było przeczytanie książki z listy 100 tytułów BBC. Mój wybór padł na lekturę z młodych lat, a dokładniej "Małego Księcia". Z tego co pamiętałam, to uwielbiałam tą książkę. Przeczytałam ją w dwie przerwy tuż po zadaniu jej do czytania. A do tego ostatnio w kinach pojawił się film na podstawie Księcia, więc powiedziałam do siebie "dlaczego nie?". Ty oto sposobem "Mały Książę" pojawił się na mojej liście.

      Książka ta jest o małym chłopcu, Księciu, który przemierza planety, by odnaleźć prawdziwą przyjaźń. Chociaż spotyka wiele postaci, które starają się pomóc zrozumieć co to znaczy prawdziwa przyjaźń, to jednak żadna z nich nie okazuje się jej godna.

      Mimo, z pozoru, bajkowej formy, mogłam odnaleźć tu wiele rzeczy. Jako dziecko zobaczyłam postacie, z którymi chciał zaprzyjaźnić się chłopiec. I chociaż nie do końca to wszystko wtedy rozumiałam, to wiedziałam, że Książę nie szuka pierwszej lepszej osoby. Szuka tej bardzo ważnej osoby, z którą będzie spędzał czas.

      Jako nastolatka mogłam już zauważyć pewne elementy, cechy charakteru tych właśnie postaci, które są potrzebne w przyjacielu. Takie jak oddanie, lojalność, wierność, czy podobne. Nadal jednak traktowałam tą książkę jako bajkę.

      Dopiero w wieku młodej dorosłości zrozumiałam, może nie całkowicie, ale w znacznej części, co takiego ta książeczka chce nam przekazać. To, że przyjaźń jest ważna, wie każdy. Ale mało kto wie, jak dopierać sobie przyjaciół, czy nawet to, że o przyjaźń trzeba dbać. Nie warto uznawać za przyjaciela osobę bo "jest ładna i fajna". Taką osobę trzeba poznać, wiele z nią przejść. I akceptować ze wszystkimi wadami. Bo, jak to jest napisane w książce, "Dobrze widzi się tylko sercem. Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu". Coś, co z pozoru może być fajne, tak naprawdę może nas po jakimś czasie przerażać, ponieważ nic nie jest takie, jakie nam się wydaje.

      Naprawdę podoba mi się forma, w jakiej została napisana ta książka. Niby zwykła bajka, a zawiera w sobie tak wiele treści. Przygody (nie)zwykłego chłopca dają nam tak wiele do myślenia. Nawet nie tyle przygody, co same postacie. Czy to Książę, czy to lis, a nawet pilot i róża. Każdy z nich zmusza nas do rozmyślań i zastanowienia się nad wartościami w przyjaźni. Dzięki swojej "bajkowatości" już od najmłodszych lat mogłam wyciągnąć jakieś wnioski z tej lektury. Wiadomo, że każda lektura coś w sobie kryje, lecz ta, pod swoją niepozornością kryje wielki skarb.

      Przeczytałam ją w kilka godzin. Krótka, przyjemna, treściwa i dająca do myślenia. Tak w skrócie można ją opisać. Ale przede wszystkim pokazująca prawdę. Jestem pewna, że przeczytałaś ją kiedyś i wiesz, jak cenna ona jest. Więc już wiesz, że polecam ją z całego serca. Nie trzeba za każdym razem rozmyślać o przyjaźni. Można po prostu cieszyć się przyjemną fabułą! Jak ja to robię wielokrotnie. Tak więc... Nie czekaj. Weź książkę w łapki i czytaj ponownie!
Ściskam
Aga

3 stycznia 2016

Pierwsze urodziny bloga

To już rok, jak założyłam bloga i napisałam Początek.
A raczej rok i jeden dzień.
Przez ten rok napisałam 17 recenzji, 2 tagi i 1 Rozmowę z... Może i mało, ale jestem z tego dumna!
Książek jednak przeczytałam więcej, przez co mam kilka(naście) zaległych recenzji. Jakoś się nie mogłam zebrać.
A do tego doszedł fanpage na facebooku.
Blog odwiedziło 2924 osoby. WOW! Nigdy nie myślałam, że będę miała aż tyle wejść!
Dziękuję wam.
Do teraz myślałam, ze wszyscy blogerzy i vlogerzy mówiąc, że komentarze i wejścia ich inspirują i motywują, nie są do końca szczerzy, ale... Doświadczyłam tego na własnej skórze i mieli rację.
Każde wejście. Każdy komentarz. Każdy lajk na fb. To wszystko motywuje do pisania.
Dziękuję wam za to, ze jesteście i mam nadzieję, że zostaniecie na dłużej.

Szczęśliwego nowego roku!