26 listopada 2022

Cnotliwa Panna nie taka Cnotliwa i nie taka Panna, czyli "Krew i Popiół" Jennifer L. Armentrout

Tytuł: Krew i popiół
Seria (tom): Krew i popiół (1)
Autor: Jennifer L. Armentrout
Tłumaczenie: Danuta Górska
Wydawnictwo: Muza / You&Ya
Liczba stron: 512
Gatunek: fantastyka
Rok wydania: 2022

      Bardzo długo wzbraniałam się przed tą książką, sama nie wiem czemu. Jakoś nie czułam, żeby to było to, czego potrzebowałam. Ale wszędobylska obecność Hawke’a jako książkowego męża i postaci, do której się wzdycha, sprawiła, że po nią sięgnęłam.

      Poppy, jako Panna, żyje bardzo rygorystycznym życiem. Wiecznie skryta za welonem, jedynie kilka osób może zobaczyć jej twarz czy z nią porozmawiać. Do tego nikt nie może jej dotknąć, a swoje życie musi poświęcić na przygotowanie do Ascendencji. Jednak Poppy o wiele bardziej ciągnie do miecza czy łuku. Jej życie zmienia się diametralnie, kiedy poznaje Hawke’a.

      Na samym początku muszę zaznaczyć, że uwielbiam, jak do fantastyki dodaje się coś nowego, jednak kiedy ktoś próbuje dodać nowe rasy, które nazywa wilkłak (czemu nie wilkołak?!) czy wampr (a wampir?!), to dla mnie jest trochę naciągane. Ale i tak uśmiałam się przy nazwie SYSUNI. Tak, sysuni, ostatni w tym sezonie! No ale kobieta się stara W każdym razie wracając do fabuły, jestem za. Jestem jak najbardziej za. Fajny pomysł, by poprowadzić fabułę z perspektywy osoby, która jest odizolowana od innych, która nie wie za wiele. Dzięki temu również i my jesteśmy powoli wprowadzani w tej świat, a nie przygnieceni nawałem informacji. Jednaj z drugiej strony cały czas męczyło mnie czym dokładnie jest Ascendencja, na czym polega rytuał, o co chodzi. Tak, to potrafi wkurzać za każdym razem jak się czyta o tym wydarzeniu. Męczące było też to, że autorka trochę zbyt wolno przedstawiała fakty odnośnie całego świata, więc błądziłam po omacku, nie wiedząc czy coś jest dobre, czy nie, bo… Bo po prostu za mało wiedziałam o świecie. Niestety w fantastyce ważne jest dawkowanie informacji o powstałym świecie w ten sposób, by nie powiedzieć za dużo, lecz jednocześnie by czytelnik czuł się swobodnie i wiedział na czym stoi. Tutaj mi tego zabrakło, co trochę zabrało przyjemności z czytania.
      Musiałam też pamiętać, że całość dzieje się w czasach średniowiecznych, gdzie to mężczyzna miał władzę nad wszystkimi, w tym nawet nad swoją żoną, to on czuł się ważniejszy. To daje się bardzo odczuć, kiedy Poppy jest ofiarą przemocy nie tylko fizycznej, ale i psychicznej czy seksualnej. Samym tym zabiegiem autorka niejako dodała karty do talii Hawke’a, który dosłownie odwrotnym zachowaniem będzie tym lepszym, tym, którego się będziemy trzymać.
      Największym atutem fabuły nie były walki, czy ucieczki, lecz chemia między dwójką bohaterów. Armentrout udało się stworzyć relację, która, chociaż trochę toksyczna, miała w sobie to coś, co mnie trzymała przy telefonie. I jasne, postacie poboczne były fajne, wszystkie przeszkody w dążeniu do celu pasujące, lecz to właśnie romans był tą kotwicą. Ale i tu mam pewne zastrzeżenia. Pamiętajcie, jeśli kobieta mówi NIE, to znaczy NIE. Po prostu. Naprawdę raniące było dla mnie, kiedy Poppy mówiła nie, a facet brnął dalej, jakby miał w dupie jej słowa. W realnym życiu tak może wyglądać początek gwałtu. Książkę tę czyta wiele młodych osób, więc chcąc czy nie chcąc będą marzyły o takim facecie i spotkaniach z nim. Patrząc na to jakie wzorce młodzież bierze z książek boję się, że nie będą potrafiły powiedzieć STOP, kiedy będą dochodzić do granicy. No bo jak to tak, w książce bohaterce się podobało, więc czemu ona ma powiedzieć nie? Co z tego, że jej się nie podoba/boi się chłopaka/nie jest gotowa, przecież może jej się spodobać. Jestem kategorycznie przeciwna przedstawianiu w taki sposób mężczyzn. Wyjątek jest, kiedy bohaterka rozumie, że to złe i podkreśla to, a nie cieszy się jak napalona małolata. No. Wyrzuciłam z siebie swoje żale odnośnie tego punktu.

      Co do bohaterów, to mam mieszany uczucia. Poppy jako Panna, która ma minimalny kontakt ze światem wie nadwyraz dużo, co trochę mnie dziwiło. Fakt, wymykała się i dużo rozmawiała ze swoim strażnikiem czy przyjaciółką, ale to nadal duża wiedza. Plus w momentach sam na sam z Hawke stawała się panną bez mózgu, której jedynie facet w głowie. Proszę was, laska kreuje bohaterkę na silną babkę, która nie boi się bitki i bez żalu poświęci swoje życie, a gdy chodzi o faceta to mózg jej topnieje? Tak, w grę wchodzą emocje i że pierwszy raz była bliżej z osobnikiem przeciwnej płci, no ale błagam was, to tak mi nie pasowało do niej. Gdyby nie to, Poppy byłaby świetna! Uparta, charakterna, zadziorna i dążąca do celu. Takie bohaterki lubię i cenię, ba! Szukam ich! Znaczy tak, każdy ma jakieś wady,ale niektóre z nich po prostu przekreślają u mnie szanse na polubienie.
      A Hawke… Ach Hawke… Jestem na niego zła. Fakt, jest fantastycznym facetem, o którym marzą kobiety i pewnie zostałby moim kolejnym książkowym mężem, ale ma jedną wadę, której nienawidzę. Kiedy kobieta mówi nie, to znaczy nie i koniec kropka. Nie idziesz dalej, nie nalegasz, nie przekonujesz, bo nie znaczy nie. I choćby skały srały, nie przekraczasz granicy! To jest po prostu romantyzowanie braku poszanowania kobiecej granicy. A co, jakby taki Hawke znalazł się w klubie? Laska mówi nie, a on swoje i musi zamawiać anielskiego shota, bo nie czuje się bezpiecznie. I mam gdzieś, że jest odważny, wytrwały i dba o swoich ludzi. Ta jedna wada sprawiła, że go jedynie lubię, a nie kocham (w życiu realnym bym go nie trawiła, ale to fikcja, więc mogłam spojrzeć łaskawiej).
      Armentrout potrafi stworzyć również postacie drugoplanowe. Charakterne, różnorodne, ale jednocześnie w typie rasy, którą stworzyła. To bardzo ważne, bo potem wychodzą takie kwiatki jak rodzinny wilkołak zachowujący się jak sztywny wampir. Na przykład taki Kieran, który, gdy go poznajemy, jest niczym połączenie dupka i wrzodu na tyłku, a koniec końców lubimy go coraz bardziej. Albo Alastir, który wydaje się służbistą bez serca. Oni wszyscy mają wyraźne charaktery, da się ich polubić, albo i nie, bo są jacyś, nie są mdłymi kluchami.

      Ogólnie książka ma wady, ma toksyczne zachowanie, które może mieć wpływ na czytelnika, ale ma w sobie coś, co aż przyciąga do czytania i aż chce się więcej. Zakończenie jest zbudowane w taki sposób, że natychmiast musiałam wziąć drugi tom i dowiedzieć się co dalej. Autorka naprawdę miała dobry pomysł na stworzenie fabuły i pociągnięcie jej, jednak najbardziej męczyłam się prz kolejny raz powtarzanych słowach uwielbienia do Hawke’a czy teksty typu “księżniczko” do Poppy. Ile można! Ale pomimo tych wszystkich wad bawiłam się fantastycznie czytając tę książkę. Zdecydowanie polecam, jednak trzeba pamiętać, że to połączenie fantastyki z romansem, który jest tutaj bardzo ważny i wyraźmy. Ale tak, polecam!

23 listopada 2022

Trolle, syreny i pani magister, czyli "Dotyk północy" Adelina Tulińska wyd. 1

Tytuł: Dotyk Północy
Seria (tom): Dotyk Północy (1)
Autor: Adelina Tulińska
Wydawnictwo: Biblioteka
Liczba stron: 288
Gatunek: fantastyka
Rok wydania: 2016

      Jadąc do szpitala nie bardzo zastanawiałam się nad wyborem książek, wszak miałam tam być tylko trzy dni. Nie miałam wtedy Legimi, więc brałam co miałam pod ręką. Oj zdecydowanie powinnam przeznaczyć więcej czasu na wybór

      Laura na co dzień żyje normalnie. Studiuje, pracuje i próbuje nie zwariować. Jednak czegoś jej brakuje. Wyjeżdża więc na wolontariat do Norwegii, gdzie ma odnowić jedną ze ścian starej posiadłości. Wszystko się komplikuje, gdy poznaje mężczyznę, który pociąga ją wyglądem i odpycha zachowaniem.

      Powiem tak, pomysł na fabułę był niczego sobie, jednak wykonanie i detale sprawiły, że nie czerpałam przyjemności z czytania. W ogóle. Zdecydowanie widać, że to debiut autorki. Wiem też, że powstało drugie wydanie tej powieści, w której chyba nastąpiły jakieś zmiany, lecz ja akurat miałam starą odsłonę.
      Sama fabuła była bardzo lekka, więc szybko się czytało, a to niezaprzeczalny plus przy słabych książkach. Drugim plusem było sięgnięcie po niecodzienne rasy, tak jak trolle czy syreny (kiedyś królowały wampiry i wilkołaki, a obecnie wróżki, więc to dość miła odmiana). Lecz mimo to nie potrafiłam się wciągnąć. Cała otoczka dlaczego to Laura została wybrana na akurat tamten wolontariat, że niedoświadczonej osobie dali do odnowienia starą posiadłość i to jak cudownie i idealnie ona to robiła jest dla mnie zbyt… Po prostu zbyt. Zalatuje trochę Mary Sue. Do tego akcja na początku rozwleka się jak ciągnący ser na tostach, by później gnać na łeb na szyję, by wszystko połączyć i nadążyć. Idzie się przy tym wszystkim wymęczyć. Ta niejednolitość w tempie akcji, brak równowagi pomiędzy szybkością i spowolnieniem akcji w odpowiednich momentach sprawiła, że kompletnie się wynudziłam, a na koniec nie do końca ogarniałam kto, co, jak i kiedy.

      Co do bohaterów, to, tak jak już wspomniałam, główna bohaterka była niczym Mary Sue. Wszystko jej się udawało, miała niesamowity talent i… zero osobowości. Wydawała mi się tak płytką osobą, że jedyną jej cechą charakteru było “patrzcie, ładnie namalowałam”. I fakt, chociaż wykazała się odwagą i tak dalej, nie czułam tego w niej. Autorka nie potrafiła pokazać w niej tej odwagi ani głębi w osobowości.
      Co do naszego bożyszcza Laury, Gabriela, to nie jest facet, o którym bym śniła. Mam wrażenie, że został stworzony na wzór bad boya, który jedyne co ma to tajemnice, złośliwość i nielubienie wszystkich, ale to nie jest to, czego oczekuję od mężczyzny, by zdobył moje serce. No nie zdzierżyłam faceta. Moze i potem się lekko zmienił i był odrobinę bardziej otwarty, to nie, po prostu nie jest to mój typ (o wiele bardziej wolę Rhysanda z pierwszych części od Maas czy Saetana od Bishop).

      Książka ma duży potencjał, byłaby naprawdę dobra i może jest w wydaniu drugim. Niestety po tej części nie bardzo mam ochotę na sprawdzenie. Może kiedyś, nie wiem, wątpię, za dużo książek mam do nadrobienia. Pozycja faktycznie plusy ma, jak rzadko używane rasy czy lekkość czytania, ale to nie wystarczyło mi, bym się cieszyła. Byłam szczęśliwa w momencie, kiedy ją skończyłam i mogłam przejść do czegoś innego. Możecie próbować czytać, ale robicie to na własną odpowiedzialność.

19 listopada 2022

Kiedy trzeba wyciągnąć czołg, czyli "Biały Żar" Ilona Andrews

Tytuł: Biały Żar
Seria (tom): Hidden Legacy / Ukryte dziedzictwo (2)
Autor: Ilona Andrews
Tłumaczenie: Dominika Schimscheiner
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Liczba stron: 509
Gatunek: fantastyka
Rok wydania: 2022

      Powoli przekonuję się do nowości i staram się, by wszędobylska obecność jakiejś pozycji mnie nie zniechęcała. Idzie coraz lepiej, dlatego też, głównie po fenomenalnej części poprzedniej, wzięłam się za Biały Żar.

      Nevada stoi na czele rodzinnej agencji detektywistycznej. Jest chodzącym wykrywaczem kłamstw, a jej moc w ostatnim czasie dość szybko urosła. Już nie tylko rozpoznaje kłamstwa, lecz też potrafi siłą wyciągnąć prawdę. Tym razem musi znowu współpracować z Szalonym Roganem, co jest ciężkie patrząc na to, co ich łączyło jeszcze niedawno. Do tego Roger nadal coś czuje do Nevady, a ta ma na głowie uratowanie nie tylko życia dziecka, co i całego miasta.

      Pierwszy tom dosłownie pokochałam. Miał w sobie dokładnie to, czego potrzebowałam, a do tego równowaga pomiędzy akcją a romansem została zachowana. W tym tomie trochę większą przewagę miał jednak romans, chociaż akcja mocno się odcisnęła. Była poważniejsza, bardziej skomplikowana, chociaż momentami można było się uśmiechnąć (pamiętajcie, nigdy nie lekceważcie fretek!). Cała fabuła opiera się na dążeniu do tego, kto dokładnie jest odpowiedzialny za katastrofę, która dosięgnęła Houston. Nevada wraz z Roganem musi się dość sporo napracować i nagłówkować, by wykminić kto i dlaczego to robi, a dodatkowo jaki będzie ich następny krok, by zapobiec większym szkodom. Naprawdę podobało mi się jak autorzy po prostu rzucali kłody pod nogi naszej parze, a ułatwienia wcale nie były tak oczywiste. Fajnie, że zostało pokazane, że życie, pomimo pracy i konfliktów, dzieje się dalej i kolejne zdarzenia są nieuniknione. No bo przecież czas nie zatrzymuje się w momencie, kiedy zaczynają pracę, co nie? Bardzo podoba mi się, że mamy zderzenie dwóch światów. Nevada musi na wszystko zapracować własnymi rękoma, Rogan za to wszystko ma jak na wyciągnięcie ręki przez to jaką ma opinię i ile pieniędzy posiada. Dwa tak różnorodne podejścia do życia nie mogą się skończyć nudą. Niektórzy zarzucają książce chaos pod względem akcji. można tak uważać, to fakt, ale jak dla mnie to całkiem zrozumiałe. Tam dzieje się wszystko, częstokrotnie wszystko naraz i bohaterowie po prostu muszą to ogarnąć najlepiej jak mogą. Mam wrażenie, że autorzy postawili bardziej na realność, czyli nie idziemy liniowo i zdarzenia nie dzieją się kolejno, tylko tak jakby było w rzeczywistości. Jak się wali, to wszystko i nie ma przebacz. Dla mnie naprawdę niesamowity plus.

      Co do bohaterów, to pokochałam ich jeszcze bardziej. Nevada zyskała na pewności siebie, sile charakteru (to nie tak, że go brakowało, po prostu tutaj jest jeszcze silniejszy), a do tego ma większą wiarę w siebie. Rogan odkrywa przed nami coraz więcej siebie, stając się odrobinę bardziej ludzki. Między tą dwójką cały czas iskrzy, to nie tyle napędza akcję, co jest po prostu naturalne i dodaje pikanterii podczas ich spotkań. Bardzo mi się podoba, że Rogan nadal jest sobą, stanowczym, bezwzględnym, upartym i zabójczym facetem, którego przeszłość zmieniła. W tym tomie jego przeszłość została trochę bardziej ukazana, dzięki czemu można zbliżyć się do niego, poznać, trochę bardziej zrozumieć. Normalnie w romansach w jego towarzystwie znajdowałaby się panna w opałach o uległym usposobieniu. Czy to opis Nevady? A w życiu! Laska prędzej użyłaby wszystkich środków jakie ma, by skopać mu dupę, nawet jeśli wiedziałaby, że przegra, niż stała się bezbronną księżniczką czekającą na swojego księcia na rumaku. Aż nie raz miałam ochotę krzyczeć “Do boju dziewczyno! Pokaż jak to robimy!”. Postać 3xF - fenomenalna, fantastyczna no i fajna. Dosłownie babka z jajami, która rządzi.
      Tuż obok naszej głównej dwójki stoi rodzina Nevady, fenomenalna ekipa, która rozwala system. Każda z nich zachowała swój charakter z poprzedniej części, a dodatkowo rozwinęła się, dorosła. Żadna z nich przeszła lekką metamorfozę przez zdarzenia w poprzedniej części, lecz nadal zostały sobą. Naprawdę uwielbiam tę rodzinę. Wręcz da się wyczuć miłość pomiędzy nimi, te więzi rodzinne, które ich spajają. A to, że każdy z nich jest w stanie poświęcić życie dla jakiegokolwiek członka rodziny jest cudowne! Łapie za serce!

      Jak ja się cieszę, że dalej opłacam Legimi i mogłam przeczytać drugą część tak szybko. Nie mogłam się doczekać. To jedna z tych historii, których części dalszej nie mogę się doczekać. I tak samo jest tutaj. Końcówka stawia czytelnika w takim momencie, że już natychmiast potrzebujemy trzeciego tomu, żeby wiedzieć co się będzie działo. Halo! Jak można nie powiedzieć jak się to zakończy! No i co się stanie z niektórymi osobami!
      Serię kocham, po prostu kocham i już wiem, że będzie leżała na półce “Kocham, nie oddam, jeszcze będzie stempelek, żeby nikt nie zajumał”. O tak, zdecydowanie warto! Polecam z całego serduszka!

11 listopada 2022

Historia wypisana na skórze, czyli "Tusz" Alice Broadway

Tytuł: Tusz
Seria (tom): Księga skór (1)
Autor: Alice Broadway
Tłumaczenie: Sylwia Chojnacka
Wydawnictwo: Czwarta strona
Liczba stron: 378
Gatunek: fantastyka
Rok wydania: 2018

      Przyznam się szczerze, zakochałam się w tej okładce. Jest lśniąca, tajemnicza i przepiękna. Tak, to jedyny powód dlaczego zabrałam się za tę książkę. I tak, jestem okładkową sroką, którą można z łatwością przekonać właśnie piękną okładką.

      Cała nasza historia, każde wydarzenie ma nie tylko na nas wpływ, lecz również zostaje wytatuowane na naszej skórze. Wszystko zaczyna się w momencie, gdy ojciec głównej bohaterki umiera. Zgodnie z tradycją i prawem jego ciało zostało oskórowane, a z jego skóry zrobiono księgę. I to nie byle jaką księgę, bo zawierającą całe jego życie.

      Bardzo trudno jest wymyślić coś nowego w fantastyce. Czasami ma się wrażenie, że wszystkie motywy zostały już wymyślone i wykorzystane. Aż znajduje się takie perełki z nowymi elementami fantastycznymi. I ja jestem po prostu zachwycona. Autorka nie tylko oparła się na tatuowaniu, lecz głównie skupiła się na fakcie, że wszystko co robimy zostanie zapamiętane, a świat opiera się głównie na wyborach, przy czym nie zawsze mamy do wyboru czerń i biel. Bardzo wizualne są też dość drastyczne sceny. Obdzieranie człowieka ze skóry? A proszę bardzo, ona to opisze, bo dla wykreowanego przez siebie świata to jest właśnie codzienność, coś naturalnego. Ta książka, chociaż młodzieżowa, stawia wiele trudnych i poważnych pytań. Alice świetnie wplata je pomiędzy fabułę, sprawiając, że nie tylko autorka, ale i czytelnik muszą się nad nimi zastanowić. Miło jest czytać coś, co ma głęboki sens, a nie jest nudnym wywodem kolesia o jestestwie bycia czy innych prawdach niebios.

      Przyznam się, że kupiłam książkę pod wpływem chwili i ceny na okładce wersji kieszonkowej z biedronce. Jedyne czego mogę się przyczepić to nie tak cudowna okładka jak w normalnej wersji (nie świeci się aż tak, jest bardziej matowa), ale nadal ma swój urok. Czekałam, aż wielki szum o niej umilknie, żebym mogła w spokoju czytać bez wpadania na nią na każdym kroku. I nie żałuję. Czytało mi się fenomenalnie. Szybko i wciągająco - dokładnie tak to mogę opisać. Jestem zachwycona pomysłem, chociaż fakt, skrywa ona w sobie trochę nielogiczności i dziur, a drugi tom przede mną i już nie mogę się doczekać, aż przeczytam. Niestety doba się nie wydłuży, a książki na regale wstydu zalegają cały czas… Ale zdecydowanie polecam! Ma w sobie to coś, co przyciąga pomimo błędów, które zawiera.

10 listopada 2022

Niezbyt fantastyczna fantastyka, czyli "Mara Dyer. Tajemnica" Michelle Hodkin

Tytuł: Tajemnica
Seria (tom): Mara Dyer (1)
Autor: Michelle Hodkin
Wydawnictwo: YA!
Liczba stron: 412
Gatunek: fantastyka, literatura młodzieżowa
Rok wydania: 2014

      O tej książce słyszałam już jakiś czas temu. Była bardzo polecana, a charakterystyczna okładka zapadła mi w pamięć na tyle, że bez trudu rozpoznałam ją przeglądając empik go.
Po opisie oczekiwałam kawał dobrej fantastyki, wielkie wydarzenia, coś magicznego, jakieś spektakularne moce, katastrofy na tle magicznym. Coś, co by było mocno związane z fantastyką. Niestety, ale przeliczyłam się.

      Cała historia skupia się wokół Mary Dyer, która cudem wyszła cało spod zawalonego budynku. W tym zdarzeniu straciła ona swoją przyjaciółkę, chłopaka i jego siostrę. To wszystko sprawiło, że ma SPU, przez który zaczyna mieć halucynacje, które wprost niszczą jej życie.
      Aby poczuć się lepiej i w miarę normalnie żyć, wraz z rodziną przeprowadza się do innego miasta.
     I właśnie tu zaczyna się główna akcja. Mara musi przeżyć w szkole, mając halucynacje i będąc przekonaną, że to ona zabiła swoich przyjaciół. Pomaga jej w tym Noah, chłopak, który z jakiegoś powodu usilnie stara się być blisko niej.

      Przez opis byłam gotowa na jakieś wielkie wydarzenia o naturze fantastycznej. Jakieś apokalipsy, czy duchy krążące po świecie. Coś zdecydowanie więcej, niż skrawek mocy praktycznie niewidocznej dla nikogo. Koniec końców mogę stwierdzić, że dostałam całkiem dobrą książkę o chorej psychicznie dziewczynie, której moce pojawiają się zaledwie kilka razy i to gdzieś w oddali. Widziałam tylko skutki tych momentów, które równie dobrze można było przypisać przypadkowi. A mimo wszystko historia wciąga. Z pozoru zwykłe relacje pomiędzy chłopakiem a dziewczyną, lecz napisane nie tak lekko, jak się można w tego tematach spodziewać. Koszmary nawiedzające Marę zdecydowanie zabierając cukierkowatości tej całej sytuacji.

      Plusem historii jest poruszenie ważnych tematów jak samotność, potrzeba przynależności czy też izolacja. Wielu młodszych czytelników będzie mogło odnaleźć odrobinę siebie w głównej bohaterce.

      A skoro już o niej mowa, Mara zupełnie nie pamięta co się działo w opuszczonym szpitalu. Męczy ją to, a do tego cały czas myśli o śmierci swoich przyjaciół. Zwariować idzie! A raczej jej się wydawało, że zwariowała. Dużą zaletą Mary jest cięty język. Nie znoszę bohaterów-kluch, dlatego cenię sobie dobre dialogi rozkręcające opisy. Co jak co, ale to właśnie w nich można poczuć najwięcej zabawy. Samo to, że laska jest uparta i dąży do celu nie bacząc na koszty sprawia, że aż chce się czytać. No bo przecież tak wiele może się zwalić, co nie? Ale też mimo wszystko cenię sobie sposób narracji, bo dzięki niej mogłam odczuć wszystkie emocje szargające Marą.

      Cała książka, chociaż w klimatach horroru i thrillera daje swoje pięć minut wątkowi romantycznemu, dzięki czemu jest skierowana do młodzieży, ale też wszelkie napięcia fabularne zostały ładnie wygładzone. Nie ukrywam, wciągnęłam się. Tak, brakowało mi większej ilości fantastyki, ale nie było aż tak źle. Czy polecam? Myślę, że warto po nią sięgnąć. Naprawdę dobra pozycja bez głupawych, durnych bohaterów, którzy tylko wywołują u nas wstyd za ich istnienie. No i tak okładka. Przecudowna, mieniąca się i wyglądająca inaczej w zależności skąd na nią spojrzycie.