26 listopada 2022

Cnotliwa Panna nie taka Cnotliwa i nie taka Panna, czyli "Krew i Popiół" Jennifer L. Armentrout

Tytuł: Krew i popiół
Seria (tom): Krew i popiół (1)
Autor: Jennifer L. Armentrout
Tłumaczenie: Danuta Górska
Wydawnictwo: Muza / You&Ya
Liczba stron: 512
Gatunek: fantastyka
Rok wydania: 2022

      Bardzo długo wzbraniałam się przed tą książką, sama nie wiem czemu. Jakoś nie czułam, żeby to było to, czego potrzebowałam. Ale wszędobylska obecność Hawke’a jako książkowego męża i postaci, do której się wzdycha, sprawiła, że po nią sięgnęłam.

      Poppy, jako Panna, żyje bardzo rygorystycznym życiem. Wiecznie skryta za welonem, jedynie kilka osób może zobaczyć jej twarz czy z nią porozmawiać. Do tego nikt nie może jej dotknąć, a swoje życie musi poświęcić na przygotowanie do Ascendencji. Jednak Poppy o wiele bardziej ciągnie do miecza czy łuku. Jej życie zmienia się diametralnie, kiedy poznaje Hawke’a.

      Na samym początku muszę zaznaczyć, że uwielbiam, jak do fantastyki dodaje się coś nowego, jednak kiedy ktoś próbuje dodać nowe rasy, które nazywa wilkłak (czemu nie wilkołak?!) czy wampr (a wampir?!), to dla mnie jest trochę naciągane. Ale i tak uśmiałam się przy nazwie SYSUNI. Tak, sysuni, ostatni w tym sezonie! No ale kobieta się stara W każdym razie wracając do fabuły, jestem za. Jestem jak najbardziej za. Fajny pomysł, by poprowadzić fabułę z perspektywy osoby, która jest odizolowana od innych, która nie wie za wiele. Dzięki temu również i my jesteśmy powoli wprowadzani w tej świat, a nie przygnieceni nawałem informacji. Jednaj z drugiej strony cały czas męczyło mnie czym dokładnie jest Ascendencja, na czym polega rytuał, o co chodzi. Tak, to potrafi wkurzać za każdym razem jak się czyta o tym wydarzeniu. Męczące było też to, że autorka trochę zbyt wolno przedstawiała fakty odnośnie całego świata, więc błądziłam po omacku, nie wiedząc czy coś jest dobre, czy nie, bo… Bo po prostu za mało wiedziałam o świecie. Niestety w fantastyce ważne jest dawkowanie informacji o powstałym świecie w ten sposób, by nie powiedzieć za dużo, lecz jednocześnie by czytelnik czuł się swobodnie i wiedział na czym stoi. Tutaj mi tego zabrakło, co trochę zabrało przyjemności z czytania.
      Musiałam też pamiętać, że całość dzieje się w czasach średniowiecznych, gdzie to mężczyzna miał władzę nad wszystkimi, w tym nawet nad swoją żoną, to on czuł się ważniejszy. To daje się bardzo odczuć, kiedy Poppy jest ofiarą przemocy nie tylko fizycznej, ale i psychicznej czy seksualnej. Samym tym zabiegiem autorka niejako dodała karty do talii Hawke’a, który dosłownie odwrotnym zachowaniem będzie tym lepszym, tym, którego się będziemy trzymać.
      Największym atutem fabuły nie były walki, czy ucieczki, lecz chemia między dwójką bohaterów. Armentrout udało się stworzyć relację, która, chociaż trochę toksyczna, miała w sobie to coś, co mnie trzymała przy telefonie. I jasne, postacie poboczne były fajne, wszystkie przeszkody w dążeniu do celu pasujące, lecz to właśnie romans był tą kotwicą. Ale i tu mam pewne zastrzeżenia. Pamiętajcie, jeśli kobieta mówi NIE, to znaczy NIE. Po prostu. Naprawdę raniące było dla mnie, kiedy Poppy mówiła nie, a facet brnął dalej, jakby miał w dupie jej słowa. W realnym życiu tak może wyglądać początek gwałtu. Książkę tę czyta wiele młodych osób, więc chcąc czy nie chcąc będą marzyły o takim facecie i spotkaniach z nim. Patrząc na to jakie wzorce młodzież bierze z książek boję się, że nie będą potrafiły powiedzieć STOP, kiedy będą dochodzić do granicy. No bo jak to tak, w książce bohaterce się podobało, więc czemu ona ma powiedzieć nie? Co z tego, że jej się nie podoba/boi się chłopaka/nie jest gotowa, przecież może jej się spodobać. Jestem kategorycznie przeciwna przedstawianiu w taki sposób mężczyzn. Wyjątek jest, kiedy bohaterka rozumie, że to złe i podkreśla to, a nie cieszy się jak napalona małolata. No. Wyrzuciłam z siebie swoje żale odnośnie tego punktu.

      Co do bohaterów, to mam mieszany uczucia. Poppy jako Panna, która ma minimalny kontakt ze światem wie nadwyraz dużo, co trochę mnie dziwiło. Fakt, wymykała się i dużo rozmawiała ze swoim strażnikiem czy przyjaciółką, ale to nadal duża wiedza. Plus w momentach sam na sam z Hawke stawała się panną bez mózgu, której jedynie facet w głowie. Proszę was, laska kreuje bohaterkę na silną babkę, która nie boi się bitki i bez żalu poświęci swoje życie, a gdy chodzi o faceta to mózg jej topnieje? Tak, w grę wchodzą emocje i że pierwszy raz była bliżej z osobnikiem przeciwnej płci, no ale błagam was, to tak mi nie pasowało do niej. Gdyby nie to, Poppy byłaby świetna! Uparta, charakterna, zadziorna i dążąca do celu. Takie bohaterki lubię i cenię, ba! Szukam ich! Znaczy tak, każdy ma jakieś wady,ale niektóre z nich po prostu przekreślają u mnie szanse na polubienie.
      A Hawke… Ach Hawke… Jestem na niego zła. Fakt, jest fantastycznym facetem, o którym marzą kobiety i pewnie zostałby moim kolejnym książkowym mężem, ale ma jedną wadę, której nienawidzę. Kiedy kobieta mówi nie, to znaczy nie i koniec kropka. Nie idziesz dalej, nie nalegasz, nie przekonujesz, bo nie znaczy nie. I choćby skały srały, nie przekraczasz granicy! To jest po prostu romantyzowanie braku poszanowania kobiecej granicy. A co, jakby taki Hawke znalazł się w klubie? Laska mówi nie, a on swoje i musi zamawiać anielskiego shota, bo nie czuje się bezpiecznie. I mam gdzieś, że jest odważny, wytrwały i dba o swoich ludzi. Ta jedna wada sprawiła, że go jedynie lubię, a nie kocham (w życiu realnym bym go nie trawiła, ale to fikcja, więc mogłam spojrzeć łaskawiej).
      Armentrout potrafi stworzyć również postacie drugoplanowe. Charakterne, różnorodne, ale jednocześnie w typie rasy, którą stworzyła. To bardzo ważne, bo potem wychodzą takie kwiatki jak rodzinny wilkołak zachowujący się jak sztywny wampir. Na przykład taki Kieran, który, gdy go poznajemy, jest niczym połączenie dupka i wrzodu na tyłku, a koniec końców lubimy go coraz bardziej. Albo Alastir, który wydaje się służbistą bez serca. Oni wszyscy mają wyraźne charaktery, da się ich polubić, albo i nie, bo są jacyś, nie są mdłymi kluchami.

      Ogólnie książka ma wady, ma toksyczne zachowanie, które może mieć wpływ na czytelnika, ale ma w sobie coś, co aż przyciąga do czytania i aż chce się więcej. Zakończenie jest zbudowane w taki sposób, że natychmiast musiałam wziąć drugi tom i dowiedzieć się co dalej. Autorka naprawdę miała dobry pomysł na stworzenie fabuły i pociągnięcie jej, jednak najbardziej męczyłam się prz kolejny raz powtarzanych słowach uwielbienia do Hawke’a czy teksty typu “księżniczko” do Poppy. Ile można! Ale pomimo tych wszystkich wad bawiłam się fantastycznie czytając tę książkę. Zdecydowanie polecam, jednak trzeba pamiętać, że to połączenie fantastyki z romansem, który jest tutaj bardzo ważny i wyraźmy. Ale tak, polecam!

3 komentarze:

  1. To niestety nie są moje klimaty czytelnicze, więc raczej nie sięgnę po ten tytuł. Myślę, że lektura znajdzie swoich odbiorców.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie jestem przekonana, czy jest to akurat książka dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja od fantastyki trzymam się raczej z daleka (z pewnymi wyjątkami) , więc nie jest to propozycja dla mnie i chyba czułabym się nią psychicznie zmęczona.

    OdpowiedzUsuń