W tomie drugim mamy do czynienia z morderstwem. Wuj Signy, Elijah, zostaje oskarżony o zabójstwo, a nasza bohaterka znowu musi dowiedzieć się prawdy i uratować rodzinę. Do tego na horyzoncie pojawia się Los, brat Śmierci, który chce rozdzielić zakochanych i zemścić się na swoim rodzeństwie. W całym tym zamieszaniu nie brakuje również Blythe, która po “tajemniczej chorobie” z tomu pierwszego wraca do socjety i próbuje żyć dalej.
Los był głupcem, jeśli myślał, że ona mogłaby porzucić Śmierć. Jej miłość była jak zima, niezachwiana i wszechogarniająca. Była stała jak lato i dzika jak sama natura.Wprowadzenie Losu na koniec pierwszego tomu dało mi małego mindfucka oraz wskazało kierunek, w jakim może podążyć seria. Nie wiedziałam tylko, czy braciszek naszego Śmierci będzie tym dobrym, czy wręcz przeciwnie, będzie głównym antagonistą. No i nie zdziwiłam się, kiedy Los okazał się zły. Cóż, można się było tego spodziewać. Jednak zaskoczeniem było dla mnie powód tego, że Los jest wrogiem. To, jak potoczyła się przeszłość braci była dla mnie zaskakująca i czymś nowym w porównaniu z tym, co czytałam.
W każdym razie bardzo, ale to bardzo spodobało mi się jak autorka nie dała mi ani chwili na wytchnienie czy odpoczynek. Prosto z pierwszego tomu wpadamy w akcję i praktycznie od razu morderstwo. Wprowadzenie do świata? Przypomnienie sobie fabuły poprzedniej części? A gdzie tam. Dostałam morderstwo na twarz i musiałam się z tym zmierzyć! Akcja działa się za akcją, jedynie momentami przerywana spokojem, by złapać oddech. Tutaj w teorii mamy mniej zdarzeń z socjetą, Signa nie dąży uparcie do zamążpójścia, ponieważ może już dysponować nie tylko swoim majątkiem, lecz i posiadłością. Fakt, musi poznać mieszkańców okolicy jej domu, wydać bal, by się pokazać jako Pani na Włościach, lecz to wszystko ma drugie dno. Nie chodzi już o szlachtę, dobrze urodzonych czy kandydatów na męża, lecz o rozwiązanie problemu. Każde zdarzenie, każda akcja przeplata się ze sobą, tworząc łańcuch reakcji. I tylko Signa może nakierować końcowy wybuch.
Nowością dla mnie była perspektywa Blythe. Do teraz została mi ona przedstawiona jedynie przez Signę, a tutaj wchodzimy do jej umysłu, możemy dowiedzieć się, co się dzieje w dwóch różnych miejscach w kraju, nie ograniczając się do terenu, gdzie przebywała Signa. To też było całkiem dobrym zabiegiem, ponieważ mogłam poczuć emocje, jakie towarzyszyły Blythe, kiedy ta dowiadywała się całej prawdy. Co innego dorastać w wiedzy, że ma się jakiś związek ze śmiercią, a co innego dowiedzieć się, że kuzynka ma nie tylko moce Śmierci, lecz i się z nią kontaktuje. Takie wrzucenie na głęboką wodę było zdecydowanie potrzebne. A patrząc na to o czym będzie kolejny tom, było to fenomenalne przygotowanie.
Jak w pierwszym tomie, tak tutaj plot twist był trochę z dupy. Może utraciłam zdolność dedukcji bądź zgadywania sprawcy/rozwiązania, lecz czytając końcówkę z jednej strony była trochę rozczarowana, że nie dostałam więcej wskazówek i nie rozgryzłam tego sama (nadal twierdzę, że było ich za mało, by na spokojnie się wszystkiego domyślić), lecz z drugiej strony trochę skleiło to moje zranione serduszko i dało nadzieję, że kolejna część będzie prawdziwa bombą. Niestety, z bólem serca muszę przyznać, że bywały momenty, dosłownie na kilka stron, że się trochę nudziłam i nie mogłam się doczekać, aż nadejdzie jakaś akcja. Nie było ich wiele, ale były na tyle wyraźne, że zapamiętałam to uczucie chwilowego znudzenia. Tylko to sprawiło, że mogę przyznać, iż “Foxglove” dopadł syndrom tomu drugiego.
Powinna raczej zawsze spodziewać się najgorszego, a wtedy będzie przyjemnie zaskoczona, jeśli nic strasznego się nie stanie.Muszę przyznać, że Signa wydoroślała z tomu na tom. Widać, że wydarzenia z pierwszej części odcisnęły na niej piętno, sprawiły, że zmieniła się i, przede wszystkim, zaakceptowała to, jaka jest. Już nie boi się Śmierci, a wręcz przeciwnie, idzie z nią w tango! Dodatkowo jest odważniejsza, bardziej ryzykuje i czuje się z tym swobodnie. Zdecydowanie widać, że się rozwija, że autorka wykorzystuje to, co już napisała, by popchnąć bohaterów i ich charaktery do przodu. To się chwali! I też dlatego nie wynudziłam się bohaterką. Bo z jednej strony ją znałam, a z drugiej potrafiła mnie kilkukrotnie zaskoczyć.
Śmierci było w tym tomie mniej. Trochę nad tym ubolewałam, bo polubiłam go w pierwszej części, ale tak została pokierowana fabuła. Jednak kiedy już się z nim spotykałam, miałam wrażenie, że był bardziej ludzki niż do teraz. Tak jakby zaakceptowanie przez Signę aury i mocy śmierdzi sprawiło, że Śmierć stała się namacalna. Zabrakło mi trochę tej aury tajemniczości. Stał się odrobinę bardziej przystępny i normalny.
Z drugiej zaś strony, jego brat okazał się przeciwieństwem. Pomimo chodzenia pomiędzy ludźmi miał taką manierę, że wyczuwałam w nim za każdym razem ten aspekt “boskości”. Zdecydowanie jego aura odzwierciedlała napuszonego pawia zadzierającego nosa. Nie polubiłam go, przyznaję się bez bicia. Ale dzięki temu mogłam go nie lubić przez całą książkę. Wszak był antagonistą, nie musiałam pałać do niego ciepłych uczuć.
Tak samo jak w pierwszym tomie, tak tutaj bohaterowie drugoplanowi zostali naprawdę dobrze przedstawieni. Nie było różnicy czy to człowiek, czy to duch, każdy z nich był jakiś, pełen osobowości i historii. Tworzyli kolorowe tło dla naszego naczelnego trójkącika. A dzięki rozdziałom z perspektywy Blythe zauważyłam, że i ona się rozwinęła. Jej choroba bardzo na nią wpłynęła i było to widać. Dziewczyna chciała wrócić do życia pełną piersią, do przyjaciół, do bycia gdzie indziej, niż tylko w łóżku. I samo to pokazuje, że każdy bohater przeszedł metamorfozę pod wpływem zdarzeń z pierwszej części. Nic już nie będzie takie samo i nikt nie stoi w miejscu.
Podobno na wojnie i w miłości wszystko jest dozwolone. Okopałem się, zgromadziłem broń i nie zamierzam się wycofać.Jedno jest pewne. Autorka miała pomysł nie tylko na stworzenie i rozbudowanie świata, lecz i na ciąg dalszy fabuły. Wszystko się łączy, nie tylko pierwszy tom z drugim, lecz i z przeszłością, z wydarzeniami dziejącymi się wiele lat wstecz. Wszystko ma swoje konsekwencje, bohaterowie dorastają, zmieniają się na naszych oczach, a my kibicujemy im. Magia może nie napływa do nas z każdej strony, nie mamy żadnych dodatkowych ras, oprócz ludzi i “bogów”, lecz to nie przeszkadza, by zatopić się w tym gotyckim, fantastycznym klimacie. Naprawdę z czystą przyjemnością zasiadłam do czytania i delektowałam się każdą stroną. Chociaż cały czas twierdzę, że “Belladonna” jest lepsza.
Tytuł: Foxglove
Seria (tom): Belladonna (2)
Autor: Adalyn Grace
Tłumaczenie: Danuta Górska
Wydawnictwo: Uroboros
Liczba stron: 400
Gatunek: fantastyka, romantasy, romans
Rok wydania: 2023
Tego też nie ma na legimi!!! JA CHCE TO PRZECZYTAĆ :c
OdpowiedzUsuń