Ali to młoda dziewczyna, która żyje w swego rodzaju klatce. Wraz z całą rodziną nie może wychodzić z domu po zmroku z powodu fobii ojca. Mężczyzna w ciemności widział potwory, przed którymi chciał chronić swoją rodzinę. Wystarczyło jedno wyjście z domu, by Ali straciła bliskich. Ten jeden wypadek pociąga za sobą konsekwencję. Przeprowadza się do dziadków. Zaczyna nową szkołę. Spotyka przystojnego Bad Boya, z którym zaczyna mieć różne wizje, kiedy spojrzą na siebie po raz pierwszy danego dnia. A co najważniejsze, zaczyna widzieć potwory, których tak panicznie bał się jej ojciec.
Każdego dnia zegar tykał - albo nie. Koniec mógł nadejść w ułamku sekundy. Mgnienie oka, oddech, chwila. Nie ma, nie ma, nie ma.Nie jestem fanką zombie, no to jedyna rasa, o której nie lubię czytać, bo jedyne z czym mi się kojarzy to walka, walka i walka, a takie książki nie za bardzo mi podchodzą. Tutaj jednak nie była to apokalipsa i rozpaczliwe próby przetrwania, lecz coś innego, coś bardziej normalnego. Ale zacznę od początku. Pierwsze strony przedstawiają z pozoru sielskie życie rodziny, które kończy się tragedią, wszyscy, oprócz głównej bohaterki, umierają. To nie spoiler, to się dzieje w pierwszym rozdziale. I z jednej strony można to ominąć, bo nie jest jakoś bardzo interesujące, ale z drugiej szkicuje nam trochę relacje między wszystkimi, a ojcem, wpadającym w paranoję. Pokazało, że to, co się później będzie działo, od dawna było połączone z rodziną bohaterki. Wkurzona byłam dopiero po tym fragmencie, kiedy nadeszła dosłownie scena z typowym liceum. O borze zielony, szumiący za oknem, myślałam, że rzucę książką o ścianę. Naprawdę nie miałam ochoty czytać dram nastolatek, zwłaszcza że byli pokazani ci popularni i wredni. Ale stwierdziłam, że dla autorki spróbuję przeczytać dalej. No i całe szczęście, że to zrobiłam, bo chociaż szkoła nadal stanowi bardzo ważną część fabuły, nie jest ona takim typowym, chamskim przedstawieniem tej placówki. Dało się jakoś wytrzymać. Większość jednak sytuacji, nawet tych w szkole, skupiała się na Ali i na zombi. Autorka zręcznie manewrowała sytuacjami pomiędzy życiem szkolnym, a zabijaniem zombi, zachowując między jednym a drugim balans.
A jeśli chodzi o zombi, jestem wdzięczna, że autorka nie poszła w klasykę. Brak tutaj rozpadających się trucheł, zgniłych, śmierdzących zwłok, które dobijają się do domu, za to mamy byty duchowe, które żywią się energią, a nie mięsem. Coś nowego i dla mnie akceptowalnego. O takich zombie mogę czytać. Jednak, żeby was nie zmylić, stwory te nadal są potworami. Strasznymi, przerażającymi, zabijającymi ludzi monstrami, które trzeba unicestwić. Co do tego nie ma wątpliwości. I dobrym zabiegiem był fakt, że nie każdy widzi zombie. I tu jest właśnie trochę wytłumaczenie początku książki, gdzie tylko ojciec Ali starał się chronić dom, bo tylko on widział te potwory.
Troszkę zabrakło mi nawiązania do Alicji w Krainie Czarów, chyba że przyjąć świat z zombi jako właśnie ta inna traina, bo przecież widząc te potwory nie jest się już takim samym. Ale z drugiej strony… Gdzie Biały Królik? Haha. A tak serio, naprawdę mogłoby być więcej nawiązań, wykorzystań oryginału.
Jeszcze raz spróbowałam wyswobodzić dłoń z jego uścisku i jeszcze raz przytrzymał ją siłą godną imadła.Ogólnie nie znoszę bohaterek tak zwanych “miękkich kluch”, dlatego byłam ciekawa jak Gena wykorzysta dziewczynę w walce z zombie. Na początku Ali jest zwykłą nastolatką, jednak pod wpływem tragicznych zdarzeń musi szybko dorosnąć. Jak na swój wiek staje się bardzo dojrzała, co widać nie tylko po tym co mówi, lecz przede wszystkim co robi, a robi naprawdę wiele. Można powiedzieć, że kategorycznie nie jest księżniczką czekającą na ratunek, tylko sama weźmie nóż i uratuje się z opresji. Sama dla siebie jest księciem na białym rumaku. Nie ucieka, nie chowa się, napierdziela do przodu, a najlepiej w pierwszej linii. Pokochałam ją za to, że obroniłaby bliskich kosztem własnego życia.
– Spróbuj tylko zwiać – mruknął. – Ani mi się waż.
– Nie próbowałam zwiać – odmruknęłam. – Chciałam tylko uwolnić rękę, żeby dać ci w twarz.
Zaraz za Ali podążą Cole, bożyszcze licealistek, obiekt westchnień chyba całej żeńskiej części szkoły. I można by uznać, że będzie zadufany w sobie, o wielkim ego, który innych ma za nim, a nawet trochę się na takiego kreuje, lecz to wszystko ma drugie dno. Chłopak martwi się o innych, nie dopuszcza postronnych do siebie, by nie narazić ich na zombi. Jednocześnie można uznać, że to typowy bad boy z czasów, kiedy książka wyszła. Pan idealny, Pan cudowny, Pan wspaniały. Momentami to wkurzało, ale no, wybaczało się wiele dla niego.
Postacie dalszoplanowe były całkiem sympatycznie stworzone. Kat była cudowną przyjaciółką, która rozświetlała tę książkę. Momenty z nią wprost uwielbiałam! Dziadkowie Ali to przeurocza para starszych ludzi, która musiała się odnaleźć w nowej roli, a mianowicie w wychowaniu nastolatki, która chodzi zabijać zombie, o czym oczywiście oni nie wiedzą. Każdy z ekipy też był ważny i inny, by już po samych słowach czy zachowaniu można było ich rozpoznać.
Wciągnęłam w płuca powietrze, odetchnęłam – i wyczułam najbardziej odrażającą woń. Zmarszczyłam odruchowo nos i skrzywiłam się. Słowo daję, gdyby ktoś wetknął głowę w odbyt zdechłego konia, to nie poczułby takiego zapachu (nigdy tego nie robiłam, tak na marginesie. Tylko sobie wyobrażałam).Książka zaskoczyła mnie nie tyle budową świata, co stworzeniem nowej wersji zombi. Dzięki temu stała się dla mnie znośniejsza, a nawet całkiem przyjemna w czytaniu. A połączyć to z delikatnym romansem i życiem szkolnym daje nam całkiem zróżnicowaną, ale spójną książkę, która zatrzyma przy sobie czytelnika. Patrząc z perspektywy czasu, książka mogła się źle zestarzeć, jednak patrząc przez pryzmat roku wydania, całość wygląda naprawdę dobrze. Że tak powiem, baba z jajami, bad boy i idealna, sarkastyczna przyjaciółka to był przepis na idealną fabułę tamtych lat. Samo czytanie zabrało mnie w nostalgiczną wyprawę w przeszłość, kiedy to książki fantastyczne dla nastolatek nie były na aż tak wysokim poziomie, a przede wszystkim miały bawić, bez doszukiwania się błędów. Zdecydowanie polecam nastolatkom, mam nadzieję, że odkryją w tej książce coś dobrego, coś przyjemnego i będą się rozkoszować czytaniem. I pamiętajcie, to tak zwany romans paranormalny, one rządzą się swoimi prawami bycia prawie idealnymi pod względem romansu!
Tytuł: Alicja w krainie zombie
Seria (tom): Kroniki Białego Królika (1)
Autor: Gena Showalter
Tłumaczenie: Jan Kabat
Wydawnictwo: HarperCollins
Liczba stron: 512
Gatunek: fantastyka
Rok wydania: 2013
To i tak jest na mojej liście do przeczytania. *Muszę się w końcu za to zabrać*
OdpowiedzUsuń