Po pobogosławieniu przez samego Nyktosa ślubu między Poppy a Casteelem oraz szokującej informacji, iż w ciele Poppy płynie krew samego Króla bogów, nasza dwójka ma nie lada wyzwanie. Pann okazuje się prawowitą dziedziczką i władczynią krainy. I chociaż przez całe życie marzyła, by mieć władzę nad swoim życiem, teraz ta władza sięga o wiele dalej. Musi jednak zdecydować, czy zaakceptować swoje dziedzictwo, czy odrzucić to wszystko. W jej sercu nadal istnieje zobowiązanie, które na siebie narzuciła. Musi odnaleźć brata swojego męża oraz swojego własnego, a przede wszystkim zaprowadzić w królestwie pokój, co nie jest takie łatwe, ponieważ jej przeciwniczka nie cofnie się przed niczym, by dostać dokładnie to, czego pragnie.
Doceń to wszystko, co zrobiłbym i czego bym nie zrobił, żebyś była szczęśliwa. Myślę, że dobrze to wiesz. Nie ma takiej rzeczy, której bym dla ciebie nie zrobił, Poppy. Nie ma.Drugi tom zakończył się w mocnym przytupem. Trzeci zaczyna się w tym samym miejscu i praktycznie od razu po tamtej sytuacji, więc na szczęście nie było żadnych przeskoków czy niewyjaśnionych wydarzeń, ale dostałam po prostu ciąg dalszy. I bardzo dobrze! Potrzebowałam wiedzieć co dokładnie zadzieje się od razu. Tylko to był jeden z lepszych momentów w całej książce. Niestety, całość bardziej przypomina już typowy smut. Ja rozumiem, miłość kwitnie, miesiąc miodowy w pełni (sama wzięłam w zeszłym roku ślub, więc ten stan ogarniam), ale wciskanie scen seksu co chwilę mija mi się z celem. Za dużo, po prostu za dużo. Zaczyna to przypominać porno z wątkami fantastycznymi. A jak już mamy jakąś normalną akcję, to albo jest strasznie rozwleczona, albo pędzi na łeb, na szyję, byle tylko nadążyć. Zwolnienie akcji czy szybsze jej tempo jest pożądane, ale tu idzie ze skrajności w skrajność. Nie ma tego balansu, który tworzy harmonię pomiędzy spokojem, a pędzeniem działań. Już nie mówię o tym, że zauważyłam pewną tendencję dziabania w temacie do upadłego. Coś już bohaterowie załatwili? Spoko, jeszcze wrócimy do tego 7 razy, rozmyślając o tym samym, tak samo, bo raz to za mało. Ile można?! I jak kocham romantasy i smuty za to, czym się charakteryzują, tak tutaj poszło to wszystko w złą stronę.
Żebym nie tylko narzekała, mogę pochwalić autorkę za stworzenie naprawde cudownych więzi czy to rodzinnych, czy przyjacielskich. To one stanowią siłę fabuły jak i samych bohaterów. Gdyby nie to, to same charaktery by nie uratowały tej książki. Bądźmy szczerzy, bez przytyków, docinków, wstawiania się za sobą, komentarzy czy oddania sobie to nie byłoby to samo, nie byłoby to dobre. Bo nie ukrywam, nie jest to wspaniałe, ale nie jest to aż takie złe. Potraktowałam to bardziej jako odmóżdżacz po ciężkim dniu z dziećmi, kiedy jedyne co, to chciałam wziąć gorąca kąpiel, napić się zimnej mirindy i odlecieć myślami do innego świata, w którym problemy nie dotyczą bezpośrednio mnie. I to się udało. Oprócz kąpieli. Nie czytam książek w wannie, bo się boję, że albo zamoczę książkę, albo telefon, na którym nan Legimi. I nie, nie będę słuchała tego w audiobooku z dwóch powodów. Pierwszy - nie umiem skupiać się na słuchaniu książki. Drugi - nie mam zamiaru słuchać na głos jak lektor czyta scenę erotyczną, a słuchawek nie zakładam, żeby słyszeć dziecko. Tak więc została mi wersja elektryczna na Legimi i spisała się całkiem nieźle.
Pomijając już te wszystkie wyżej wymienione wady, cała reszta mi się bardzo podobała. Fabuła miała swój cel, powoli do niego dochodziliśmy, jednocześnie odkrywając z bohaterami kim są, co muszą zrobić i co chcą zrobić przede wszystkim. Nie jest łatwo ot tak z buta wejść w rolę władców, mając dodatkowo na głowie zadania, które mogą skończyć się śmiercią sporej ilości osób. Jakoś idzie go pogodzić, jednak nie bez pomocy. I wielki plus za to, że tam “proszą” o pomoc! Nie idą na chama i nie władają z tronu, bo mogą, tylko szukają wsparcia, by jak najlepiej rządzić swoim ludem. Brawo!
Mały spoiler, który nie jest spoilerem. Pojawił się ktoś, przy którym piszczałam z radości. NA TO CZEKAŁAM!
Odwaga to krótko żyjąca bestia, nieprawdaż? Zawsze wpędzi cię w kłopoty, a potem szybko znika.Mam wrażenie, że trudno jest już opisywać osobno Poppy i Casteela. Od jakiegoś czasu, chociaż to dwie różne postacie, zaczęłam traktować ich jak jedno. Jedno bez drugiego żyć nie potrafi, a nawet nie chce. Jednak… Zabrakło mi pogłębiania relacji, poznawania siebie dogłębnie. Może niefortunnie użyłam tego słowa… Po prostu miałam wrażenie, że kiedy ta dwójka miała chwilę dla siebie, od razu wskakiwali na siebie, uprawiali seks gdzie się da i w sumie na tym polegał ich związek. Przecież oni nie znają się niewiadomo ile! Na jej miejscu zaczęłabym prowadzić długie rozmowy, spędzać czas na randkach, tak, po ślubie są równie istotne jak przed ślubem, czy po prostu cieszyć się bliskością małżonka, a nie wskakiwać na siebie gdzie tylko się da. To daje wrażenie, że oni są dla siebie tylko dla seksu. A nie taki związek oni przecież tworzą!
Mimo to zauważyłam rozwój u jednej i drugiej postaci. Oni trochę dorośli do swoich ról. Jeszcze nie do końca, ale już im lepiej te buty pasują. Przede wszystkim zaczęli uczyć sie na swoich błędach. I pomimo tego wszystkiego co się wydarzyło, zostali sobą. Nie zmienili się o trzysta sześćdziesiąt stopni, nadal ich charaktery, chociaż odrobinę zmienione przez te wszystkie dzieje, to należały do nich. I z tego chyba się najbardziej cieszyłam.
Jest jeszcze nasze trzecie koło u wozu. Lubię Kierana, ale momentami mnie wkurza. Akurat u tej postaci to normalne, więc się nie czepiam. Jednak do teraz był zadziorny, dogryzał innym, był taki… Kieranowy. A w tym tomie był bardziej pieskiem przy nóżce. Jak można to było jemu zrobić?! Facet, który nie rzygał co chwila tęczą z miłości do Poppy jak Casteel stał się… Mniej sobą! Tego nie można wybaczyć.
- Jesteś tu bezpieczna. - Położył sztylet obok mojej dłoni. - Ale na wszelki wypadek, gdyby ktoś się tu zjawił, najpierw dźgaj, później zadawaj pytania. Ten sposób myślenia nie powinien ci być obcy.Mam dwojakie myśli co tej książki. Z jednej strony bawiłam się przednio, znowu weszłam w ten świat, poczułam miłość bohaterów, zew przygody, moc bóstw… Ale z drugiej strony im więcej o tym myślę, tym więcej “ale” i błędów widzę. I ta otoczka cudowności powoli zanika. Dziwne zjawisko. Bo czytając, wszystko mi tak szybko minęło, w zaledwie trzy dni. Ale jak tak myślę, to niektóre rzeczy przeleciały mi za szybko, nie wzbudzając emocji jak powinno, a niektóre trochę znudziły, bo się strasznie rozwlekły. Autorka ma jednak jeden dar. Potrafi tak zakończyć książkę, że czuję przymus przeczytania kolejnej części! I to, co tu się zadziało, było dla mnie jednocześnie najdurniejszym, ale i najodpowiedniejszym zakończeniem książki. Mam tylko nadzieję, że w dalszych częściach dialogi będą na o wiele wyższym poziomie, bez naleciałości infantylności, bo styl oraz język pozostały na podobnym poziomie, tak akurat dialogów było wiele do poprawy.
- Dlaczego wszyscy zachowują się tak, jakbym bez przerwy latała i dźgała kogo popadnie?
Czy polecam? Nie umiem tego powiedzieć. Dla fanów uniwersum jak najbardziej. Czytajcie śmiało, cieszcie się każdą chwilą, ignorujcie błędy, jak momentami ja próbowałam. Jednak z drugiej strony każdy kolejny tom tej serii zawiera coraz więcej scen seksu, więc nie bardzo mam co polecić. Bo jeszcze trochę i zacznie to przypominać porno z odrobiną fabuły.
Tytuł: Korona ze złoconych kości
Seria (tom): Krew i popiół (3)
Autor: Jennifer L. Armentrout
Tłumaczenie: Jerzy Malinowski
Wydawnictwo: Muza / You&Ya
Liczba stron: 608
Gatunek: fantastyka, romantasy
Rok wydania: 2022
0 komentarzy:
Prześlij komentarz