20 lipca 2024

Nawet smoki potrzebują leczenia, czyli "Necrovet. Metody leczenia drakonidów" Joanna W. Gajzler

      Ostatnio wyrzucałam sobie, że nie kończę czytać serii, tylko zostawiam po pierwszym tomie, nawet jak mi się podobało. Dlatego wiedziona impulsem chwyciłam za drugi tom Necrovet.

      Florka czuje się w pracy już zdecydowanie pewniej, pomimo nieprzyjemnych wydarzeń z części pierwszej. Tym razem okolice nawiedziła plaga drakonidów! Florentyna, Bastian i Iza muszą nie tylko zaopiekować się stałymi bywalcami kliniki, lecz wyleczyć oraz złapać niektóre ze smoków. Nie jest to łatwe, kiedy smoki nie współpracują, kot rzuca przepowiedniami mącącymi myśli, a na ogonie siedzą im media.

Tyś niewinna jak nie obesrana łąka.
      Końcówka pierwszego tomu zaspoilerowała mi o czym będzie kolejna część, zanim jeszcze spojrzałam na tytuł bądź okładkę. Nawet nie wiecie jak się ucieszyłam, że to będą smoki. Akcja dzieje się niedługo po pierwszej części, dlatego wiele z światowych informacji się nie zmienia. Za to jednak już na wstępie mamy romans! Tak! Pojawił się zalążek romansu|! I to tak przeuroczego, że nie da się nie kibicować mu. Ale co do fabuły fantastycznej, nadal mamy fantastyczną obyczajówkę, z czego jestem w sumie zadowolona. Miło jest czytać coś innego niż zawsze i to dobrego! Tym razem głównym tematem są drakonidy. Byłam zachwycona, kiedy nie tylko były to takie klasyczne smoki, lecz różne rodzaje, jak aitwaras, smok-kogut, który siedzi na grzędzie i gromadzi skarby. A co najfajniejsze, smoki te nie są wymyślone w głowie autorki, lecz pochodzą z mitów i legend z różnych krajów! Fenomenalne wykorzystanie wiedzy, którą mamy pod ręką! W tym przypadku główną fabułą były smoki i widać było, że na nich się autorka bardziej skupiła, niż na innych stworzeniach. Właśnie w pierwszym tomie brakowało mi trochę myśli przewodniej, tak tutaj zostało to wszystko “naprawione”.
      Do tego fabuła zaczęła się rozrastać na naszych bohaterów. Trochę więcej dowiedziałam się o Izie, jak ma w domu, jaka jest. Jej obraz został zdecydowanie przybliżony. A dodatkowo zahaczone zostało o terapię Sebastiana i tego jakie miał i ma problemy. To równie ważny temat, który nie został zbagatelizowany. Autorka pokazała, że przez niekompetencję psychologów ludzie z łatwością mogą rzucić terapię, nawet jeśli ta jest im potrzebna.
      Naprawdę jednak podziwiam autorkę za jedno. Nie słodzi pracy jako weterynarz. Pokazuje, że ta praca może być wykańczająca psychicznie i fizycznie. Że czasami praca z klientami jest bezowocna, no chociaż dałoby się zwierzę wyleczyć, to niechlujstwo i ignorancja właściciela może doprowadzić do śmierci pupila. I jak zwykle autorka zachowała tu realizm, bo opisywała nie tylko spotkania ze zwierzakami, lecz też tą “nudną” część, jak przygotowywanie do zabiegu, sprzątanie, czy papierologia stosowana, a nawet zamawianie towaru z hurtowni (przedstawiciele niestety często potrafią zamawiać to, co oni chcą, a nie to, czego potrzebujemy, a przynajmniej w mojej pracy tak było i to było wkurzające). Widać, że wie o czym pisze!
      I tak sobie myślę, że ważnym tematem, który wstawiła autorka, jest relacja między ludźmi, a magicznymi. Ci drudzy, chociaż od ładnych kilku lat są “upublicznieni’, mają problem z odpowiednią opieką medyczną. I teraz trzeba się zastanowić, czy to dlatego, że nie lubimy nowości i wolimy się trzymać tego, co znamy, czy może boimy się tego, czego nie znamy? Bo ani jedna, ani druga odpowiedź mi się nie podoba. W tym przypadku centaur musiał przyjść rodzić do weterynarza. Nie do lekarza, chociaż to nadal pół człowiek, lecz do WETERYNARZA. No i te wszystkie magiczne stworzonka… Napisane zostało, że nieraz ludzie bywali odsyłani, bo w niektórych klinikach magicznych się nie leczyło, bo… są niebezpieczni. Nie znali ich budowy czy zachowań, ale trzymali się zasady magiczne = niebezpieczne. I takie nastawienie widać było u niektórych mieszkańców!

-Dzisiaj słyszałem, jak krzyczy na swoją córkę, bo ta chyba jej powiedziała, że ma się pozbyć Jagódki. „To nie żmija, żmiję żem czterdzieści lat temu na świat wydała!" - przedrzeźnił starszą panią. - "Żebym ciebie się nie pozbyła!".
      Co do bohaterów, jak zwykle myślę o nim ciepło. Każdy z nich się rozwinął względem części pierwszej. Poprzednie wydarzenia dały o sobie znać, co skutkowało bezsprzecznym rozwojem. I naprawdę się z tego cieszę! Każda postać musi się rozwijać, bo nabiera doświadczenia. Do tego weszliśmy głębiej w życie czy to Sebastiana, czy Izy. Każdy z nich odkrył przede mną coś, czego do teraz nie wiedziałam. Nawet Iza stała się bardziej ludzka, bardziej emocjonalna, kiedy nadeszła chwila w fabule ze szczurkiem. Naprawdę serce mi się krajało i aż byłam wściekła na właścicielkę zwierzątka, chociaż wiedziałam, że to wymyślona postać (a bo to jedna niestety taka istnieje w rzeczywistości?).

- Jedziemy poszukać rannego smoka.
- Dobra. To ja zadzwonię do kwiaciarni, żeby zaczęli robić wiązanki na wasze groby.
      Jestem zachwycona, jak z każdą kolejną częścią rozwija się fabuła, tak samo jak bohaterowie. Autorka cały czas trzyma wysoki poziom, wciąga w świat weterynarii i nie pozwala odejść. Pokazuje nie tylko te dobre, lecz i złe bądź smutne momenty w tej pracy, co da do myślenia każdemu czytelnikowi. I nadal, pomimo używania fachowego słownictwa wszystko można było zrozumieć, a do tego całość była napisana takim luźnym, przyjemnym, momentami zabawnym stylem. Każdy kolejny tom rozszerza nam budowę jak i faunę oraz florę stworzonego świata. Jednak tym razem mamy główną oś fabularną, która spaja wszystkie wydarzenia. Zdecydowanie do pochłonięcia na raz. Nie potrafiłam jej odłożyć na bok, tak bardzo chciałam czytać. Polecam!

  Tytuł: Necrovet. Metody leczenia drakonidów
  Seria (tom): Necrovet (2)
  Autor: Joanna W. Gajzler
  Wydawnictwo: SQN
  Liczba stron: 362
  Gatunek: fantastyka
  Rok wydania: 2023

1 komentarz:

  1. Jej! Kolejna ksiazka którą chce przeczytać. Na legimi mam jakieś 400 a cały czas mi się to cholerstwo powiększa. HALLO KIEDY JA MAM TO WSZYSTKO PRZECZYTAĆ?!

    OdpowiedzUsuń