Szkoła Kacpra ma jeden stały element, a mianowicie “żartownisia”, Aleksego Chmielnika, który terroryzuje szkołę. Niestety, lecz jego dowcipy czasami wykraczają poza mury placówki edukacyjnej, o czym przekonał się sam Kacper, kiedy wyjechał na wycieczkę w Bieszczady. W przypływie weny dowcipnej, Aleks postanowił Kacpra zamknąc w łazience i podszyć się pod niego podczas zbiórki. Skutkiem tego było samodzielne dostanie się Kacpra na zamknięty szlak, wpadnięcie do jaskini i wzywanie ratowników do siebie i zagubionego kota-żbika. Cały ten splot wydarzeń sprawił, że nasz bohater zyskał supermoce i postanowił ratować ludzi. Bo nie tylko Nowy Jork potrzebuje superbohatera, czyż nie?
— Chyba żaden z twoich ulubionych superbohaterów nie miał partnerki czarownicy, co?Sam początek stanowi pewnego rodzaju chaos narracyjny. Mamy teraźniejszość, przeszłość, zmianę narratora, a to po to, by dowiedzieć się jak się to wszystko zaczęło i połączyło. Mimo wszystko nie dało się zgubić czasowo, o co się trochę bałam. Za to czułam w sobie niepewność, czy to tu zaczyna się główna opowieść? Czy to tu jest początek fabuły? Na szczęście bardzo szybko te wątpliwości zostały rozwiane. I też bardzo się cieszę, że był taki początek. Zarysował mi mniej więcej osobowość Aleksa i to, jaki będzie dla naszego bohatera. Albo raczej jaki w ogóle będzie. I samo to, że został nałożony na początku na niego taki nacisk dał mi trochę do myślenia, że ta postać może być ważna. Dlatego doceniłam wszystko, co dane mi było o nim wiedzieć.
— Temu w kostiumie nietoperza czasem pomagała... — Chłopak zamilkł nagle. Zobaczył zawód na pyszczku żbikowej postaci Jagody. — A nie... Pomyliłem się. Ona tylko robiła sztuczki na scenie.
Jagoda jako kot nie potrafiła się śmiać. Zamiast klasycznego chichotu wychodziło jej ciche, rytmiczne sapanie. Tak było i tym razem.
— Słabe kłamstwo — powiedziała. — Ale słodkie. Dziękuję.
Wracając do głównej fabuły, cieszyłam się, że Bartek wybrał tak młody wiek dla bohatera. Mógł się skupić na dojrzewaniu, tego jak dzieci odbierają świat, jak inaczej niż dorośli podchodzą do posiadania mocy i… I jak można się tym bawić! Przede wszystkim bawić! Bo pomimo powagi sprawy, jest tutaj mnóstwo humoru, który jest adekwatny nie tylko do chwili, ale też do osobowości bohatera. Ale też poruszane są ważne tematy, jak brak rodzica, tęsknota, czy dylemat utraty cennych pamiątek na rzecz pomocy innym. Mimo iż jest to książka z oznaczeniem 10+ znalazło się tu kilka rzeczy, nad którymi i ja zaczęłam się zastanawiać, które naprawdę dały do myślenia. Takie wplecenie poważniejszych spraw naprawdę świetnie wyszło. Wszak książka poprzez zabawę może prowadzić do głębszych refleksji, czyż nie?
Muszę też zwrócić uwagę, że duża część książki to sceny walk. Jest ich trochę. Nawet dość spoko. A dodatkowo niektóre są naprawdę długie. ALE! Ich opisy nie są rozwleczone. Pomimo dużej objętości i dokładnego opisywania praktycznie każdego ruchu, nie tylko byłam w stanie wyobrazić sobie przebieg walki, co nie wynudziłam się, a tego się strasznie bałam. Cała fabuła, czy to te spokojniejsze części, czy właśnie akcja, wciągnęły mnie za uszy i nie chciały puścić. I nie tylko mnie! Czytałam córkom, to młodsza uśmiechała się zadowolona (ma 2 miesiące, mogła nie zrozumieć niektórych rzeczy haha), a starsza słuchała uważnie pomiędzy bieganiem po pokoju (bunt dwulatka i te sprawy, nie wysiedzi na tyłku dłużej niż minutę), dlatego nie mogę się doczekać, aż one podrosną i same sięgną po tę pozycję. Bartłomiej świetnie manewrował słowem, pokazując nam, że dzieci inaczej odbierają kwestię posiadania mocy niż dorosły. Ten drugi by by ostrożny, rzadko kiedy by zaryzykował, że wyda się jego tożsamość (co innego w książkach i filmach czy serialach, tam jest wszystko wyreżyserowane, jasne?), że będzie miał problemy. Tutaj zaś Kacper świetnie pokazuje, że dzieci chcą się mocami bawić, wręcz pochwalić, testować. Niektórzy, właśnie jak bohater, chcą ją wykorzystać do czynienia dobra. Bo przecież wiele dzieci za młodu na pytanie “kim chcielibyście być, jak dorośniecie” odpowiadają, że superbohaterem, strażakiem, czy policjantem. I w takim przypadku, kiedy otrzymują moce, ich marzenie się spełnia. Mogą pomagać innym! Bo też może nie do końca zdają sobie sprawę z ryzyka i odpowiedzialności, ale to już indywidualna kwestia.
Świat wykreowany w książce jest prosty, ale jednocześnie magiczny. Magia nie jest przesadzona, nie wylewa się drzwiami i oknami, lecz subtelnie zaznacza swoje terytorium i krąży wokół niego. Nie spotka się wiedźmy za rogiem, trzeba ją poszukać w wyjątkowych, nawet ukrytych miejscach. Chyba że to się zmieni przy kolejnych superbohaterach. Ale na tę chwilę wygląda to tak, jakby nasz świat dostał oprószony odrobiną magii, co jest świetne na sam początek przygody z fantastyką.
— A ty kto? — warknął potwór.No cóż, już od pierwszych stron Kacper okazał się bardzo pomysłowym, odważnym i sympatycznym chłopcem. Nie chciał sprawiać problemów, niezbyt chciał się wyróżniać, wolał unikać kłopotów. Jednak to się zmienia w chwili otrzymania mocy, co dla mnie jest zupełnie normalne. Psychika dziecka działa inaczej niż dorosłego, więc nie spodziewałam się niczego innego. Ba! Byłam niezmiernie zadowolona, że jego osobowość ukierunkowała się w ten sposób, a nie inny. Bartłomiej idealnie wpasowuje się w grupę autorów, którzy potrafią w logiczny i naturalny rozwój postaci bazując na doświadczeniach i przypadkach w fabule. Dlatego tak dobrze czytało mi się tę książkę. Bo bohater ewoluował, zastanawiał się nad tym co robi, analizował. A do tego był nieznośnie zabawny i mimo wszystko przeuroczy. No o takim synku można pomarzyć! (Oprócz kwestii kłamania. Rozumiem, ale wolałabym, by moje dziecko mnie nie okłamywało)
— Berek! — odpowiedział głośno zamaskowany osobnik z żółtą chustą na twarzy.
Potem ruszył w kierunku włochatego olbrzyma.
Pani Żbik, czyli Jagoda, od początku zdobyła moje serce. Zwłaszcza przez imię, bo starsza córka ma takie samo. I już dzięki temu jakoś przyjemniej się czytało. Ale do rzeczy. Jagoda jest czarodziejką, która strzeże Zaklęcia. Przez “przypadek” owy skarb połyka Kacper, więc siłą rzeczy kobieta jest związana z dzieciakiem. Pomaga mu, trochę szkoli, ale przede wszystkim jest przy nim. I jak dla mnie jest fenomenalna. Z pozoru ma zimne serce i chłodną osobowość, ale pod tym wszystkim można znaleźć bijące, cieplutkie serce, które martwi się o Kacpra. Na kolejnych stronach Bartek powoli przedstawiał nam jej historię, ziarenko po ziarenku, fakt po fakcie, aż ukształtowała nam się jej cała przeszłość w niezbyt szalonych kolorach. Przykro mi było, że przeżyła akurat to, co przeżyła, ale cała jej historia ukształtowałą ją właśnie taką jaka jest.
Na koniec został Szymon, kuzyn Kacpra i główny mózg ekipy. Ojejciu, jak ja go polubiłam. jest specyficzny, bo to nerd komputerowy z głową nie od parady. Z komputerami zrobi wszystko. I chociaż może to być trochę naciągane, że taki młodziak tak sprawnie posługuje się tym wszystkim, włamuje się do różnych rzeczy, to jednak można to wybaczyć. Każdy superbohater ma przecież swojego pomocnika, co nie? No i właśnie Szymon się w tym świetnie sprawdza. Jako iż jego charakter jest momentami dość męczący, nie ma za bardzo przyjaciół, a jak to dzieciak chciałby się chwalić innym wszystkim, czym może, by zyskać chociaż trochę aprobaty i uznania innych. Szymon dodaje takiego smaczku całości, dopełnia pozostałą dwójkę, tworząc grupę prawie-idealną.
Opór powietrza szybko stał się tak silny, że zerwał mu z głowy kaptur z uszami. Gdyby nie maska, kryjąca się pod nią, rozbawiona twarz chłopca z pewnością wyglądałaby jak uśmiechnięta kałuża z wybałuszonymi oczyma, pomarszczona przez małe fale.Moim głównym gatunkiem jaki czytam to fantastyka, dlatego nie mogłam się doczekać, aż wreszcie Bartek ją wyda. No bo jako fanka Marvela uwielbiam superbohaterów! A do tego kotowaty superbohater? Jestem za! I ani przez sekundę się nie rozczarowałam. Książka oczarowała mnie po całości. Świetnie skomponowana fabuła idealnie nadająca się dla dzieci, momentami dająca do myślenia, ale nadal bawiąca przez cały czas. Rozbudowani i charakterystyczni bohaterowie, którzy specjalizują się każdy w czymś innym, posiadający mocne charaktery, ale jednocześnie dający się lubić. I dość prosty, ale spójnie wykreowany świat fantastyczny to zdecydowanie dobry zbiór cech książki, którą mogę polecić z czystym sercem. Bo tak, właśnie Zadziwiającego Żbika mogę tak polecić. Złapie was za uszy i pociągnie do czytania, a puści dopiero na sam koniec. Prosty język, niezbyt skomplikowana fabuła, ale całość niezwykle przyjemna w odbiorze. Czytajcie!
Za dostęp do książki dziękuję Autorowi, bawiłam się przednio czytając!
Tytuł: Zadziwiający Żbik
Autor: Bartłomij Sztobryn
Wydawnictwo: Wydawnictwo K2A
Liczba stron: 392
Gatunek: fantastyka, dla dzieci, dla młodzieży
Rok wydania: 2024
0 komentarzy:
Prześlij komentarz