19 września 2024

Jestem najlepszą zabójczynią, ale nie zabijam!, czyli "Korona w mroku" Sarah J Maas

      Ja naprawdę nie wiem, dlaczego nie umiem porzucać serii. No nie wiem. Nawet jak jest słaba, ja i tak na 90% przeczytam kontynuację. I właśnie tak się zadziało w tym przypadku. No to lecimy z tym koksem.

      Celaena wygrała turniej, więc została Królewską morderczynią. Z całych sił starała się wypełniać polecenia króla, jednocześnie pozostając w zgodzie z własnym sumieniem. A nieopuszczające ją uczucie, że w zamku coś złego i mrocznego się panoszy tylko potwierdza ciągle wzywające ją na szyi Oko Eleny. Król coraz bardziej knuje, atmosfera się zagęszcza, a Celaena musi zabić osobę, która była jej bliska. Niektóre tajemnice wychodzą na jaw, psując cały światopogląd dziewczyny.

I proszę cie, nie mów ani słowa. Rozmowę i czarowanie zostaw mnie.
Kapitan uniósł brwi.
-A więc jestem tu tlyko dekoracją?
-Ciesz się, że uznałam cie za dodatek godny siebie.
      Ten tom zaczął się trochę lepiej niż pierwszy. Początek mnie wciągnął i miałam nadzieję, że będzie to trochę bardziej ciekawsze niż poprzednia część. No cóż, na pewno mogę powiedzieć, że akcji tam było w bród. Cały czas coś się działo, cały czas Celaena musiała coś robić, ale jednocześnie wynudziłam się. I dla mnie to było dziwne, bo właśnie tyle do zrobienia, a jednocześnie nudne, nie zachęcające do czytania, dłużące się. Naprawdę nie sądziłam, że właśnie tak się da. Nadal jednak mogę stwierdzić, że sam pomysł na to wszystko był całkiem spoko. Coraz więcej informacji o świecie jest odkrywane, tajemnice przestają być tajemnicami, sprawiając, że chce się dalej czytać tylko po to, by wiedzieć co dalej, jak je rozwiązać, do czego one nawiązują. I właśnie to one głównie trzymały mnie w ryzach czytania.Gdyby nie te wszystkie tajemnice, nie skończyłabym tego tomu, to jest pewne.
      Akcją nie wychodzimy poza granice miasta, nadal chodzimy po znanym, a przynajmniej kojarzonym przez nas, otoczeniu. Jednak tym razem poznajemy posiadłości i domy mieszkańców, ich piwnice czy strychy. No i spoko, przynajmniej Maas nie ograniczyła nas do tego samego terytorium co w pierwszej części, tylko wprowadziła coś jeszcze, by jednak nas czymś zaciekawić.
      Plusem dla mnie było wreszcie ukazanie jak mniej więcej wygląda system magiczny, dlaczego jest jak jest, a dlaczego nie ma tego, czego nie ma. Do teraz to był lekki chaos, czemu jedni mają moce, a inni nie, nie było żadnej logiki w tym, a Maas niezbyt chętnie omawiała te ograniczenia. Dopiero tutaj, z czasem, odkrywała kolejno karty historii magii. Zdecydowanie podobało mi się to wdrożenie. Muszę przyznać, że systemy magiczne bywają potężne, trudne do zrozumienia dla niektórych. Nie raz analizowałam je, by zrozumieć i móc bardziej cieszyć się fabułą, dlatego, mimo późnego wprowadzenia wyjaśnienia, cieszyłam się w jaki sposób poznawałam ten system. Dało się go ogarnąć!
      Jedno muszę docenić. Czytając pierwszy tom, pojawiło się kilka nieścisłości, dziwnych rzeczy. Ten tom je wyjaśniał, sprawiał, że niektóre rzeczy miały sens, łączyły się z innymi. Brakowało mi tego.
      Update wątku romantycznego: Nadal dziadostwo.

Nigdy nie było między nimi żadnych barier z wyjątkiem jego idiotycznego strachu oraz dumy. Od chwili gdy wyciągnął ją z kopalni w Endovier, a ona spojrzała na niego po raz pierwszy, nadal dumna i zaciekła mimo roku niewoli w piekle, zmierzał przez cały czas ku niej i ku tej chwili. Otarł więc jej łzy, uniósł podbrudek i ją pocałował.
      Celka. Ach Celka. Co ja mam z tobą zrobić? No nie polubiłam jej nadal. Fakt, trochę zyskała w moich oczach, ale dopiero na koniec, kiedy zyskała więcej szarych komórek i wreszcie zaczęła myśleć. Jednak do tego czasu jej status Mary Sue w ogóle się nie zmienił. Jak nią była, tak została. Panna idealna powróciła, zabójczyni o sercu z kamienia, która nie będzie zabijać. No moralnie bielutka, nie? Jednak pojawiły się tu kolejne zgrzyty. A więc tak, Celka przeżyła traumę, która bardzo mocno na nią wpłynęła. Z jednej strony rozumiem, dlaczego nie wspominałą o tym, nie chciała wracać do tego, ale z drugiej strony to miało tak ogromny wpływ na nią, że pominięcie tego faktu jest wręcz dziwne. Jakby przypominała to sobie tylko w wybranych momentach, kiedy jest potrzebne, jakby to do niej nigdy nie wracało, chociaż skojarzeń do tego wydarzenia jest wszędzie pełno. Do tego drugi tom dzieje się niedługo po pierwszym, a Celka trochę się zmieniła (pomimo tych zmian nadal jest Mary Sue, to się nie zmieniło). W ciągu tak krótkiego okresu zmieniła się z rozpuszczonej nastolatki z zabójczynię. Ta zmiana poszła na plus, w zasadzie w pierwszym tomie powinna być właśnie bardziej taka niż beztroska, ale samo to, że tak szybko tak się zmieniła mi nie odpowiadało. No ale muszę przyznać jedno. Celka wreszcie pokazała się jako zabójczyni. Widać to było zwłaszcza podczas akcji ratowania Kapitana. No ten fragment mi się bardzo, ale to bardzo podobał. Wreszcie dostałam to, o czym czytałam! Szkoda, że takich chwil było za mało.
      Chaol… Huh… Z nim mam problem. Stał się odrobinę lepszy, znośniejszy, ale nadal pozostał durny jak lewy but. No nie pasuje mi jego zachowanie do wieku. Raz zachowuje się jak czterdziestolatek, raz jak dzieciak, no nie ma balansu. Czy mógłby on gdzieś wyjechać i już nie wracać?
      Dorian zaś mnie zadziwił. W tym tomie się ogarnął i dorósł. Zdecydowanie zyskuje na uwadze i zasługuje na więcej czasu antenowego. Jestem ciekawa w jakim kierunku pójdzie jego rozwój, czy nie spierdzielą go.

Pracowałam przez dziesięć lat, aby zyskać sławę i zapracować sobie na zaproszenie do zamku. Harowałam przez dziesięć lat, by móc zjawić się tu i zaśpiewać pieśń o magii, którą próbowałeś zniszczyć. Chciałam zaśpiewać po to, abyś wiedział, że wciąż tu jesteśmy. Możesz wyjąć magię spod prawa, możesz wymordować tysiące ludzi, ale ci z nas, którzy trzymają sie starych tradycju, wciąż tu są.
      Drugi tom serii Szklany Tron był jednocześnie lepszy i gorszy. Chociaż nadal pełen akcji, zagadek i zakrętów fabularnych, to wielokrotnie łapałam się na tym, że to jest nudne. Najchętniej zostawiłabym na czas nieokreślony, ale obiecałam sobie, że przeczytam wszystkie zaczęte serie do końca. Widać było, że Maas próbuje załatać niektóre błędy z pierwszego tomu, co koniec końców czasami wychodziło jej dobrze, ale przeskok pomiędzy tomami, patrząc na krótki czas dzielący obie akcje, był momentami aż nienaturalny. Całe szczęście, że postacie (przynajmniej niektóre) rozwijają się, dając nadzieję, że kolejne tomy będą lepsze, że nie będą tak irytujący, tak denerwujący jak do teraz. Patrząc na to jak autorka wykreowała system magiczny, jestem ciekawa jak bardzo go rozwinie, na ile pozwoli postaciom w niego wejść i z niego czerpać, by fabuła stała się jeszcze bardziej magiczna. Czy się dobrze bawiłam? Nie powiedziałabym, ale zostało mi jeszcze kilka tomów do końca. Nadal mam nadzieję, że to się rozwinie i polubię tę serię! Trzymajcie kciuki!

  Tytuł: Korona w mroku
  Seria (tom): Szklany tron (2)
  Autor: Sarah J. Maas
  Tłumaczenie: Marcin Mortka
  Wydawnictwo: Uroboros
  Liczba stron: 496
  Gatunek: fantastyka, romantasy
  Rok wydania: 2013

0 komentarzy:

Prześlij komentarz