13 września 2024

Najlepsza zabójczyni z rozdmuchanym ego, czyli "Szklany Tron" Sarah J Maas

      Szklany tron zna chyba każdy fan fantastyki. Cały czas czytałam opinie, że to jedna z lepszych serii, że jest genialna… A że czytałam Dwory, inną serię od tej samej autorki, zaryzykowałam znowu.

      Celaena jest znana w całym państwie jako najlepsza zabójczyni. Dlatego też wyrok swój odsiaduje w kopalni, która dosłownie zabija człowieka, wyniszczając go. Całe jej życie zmienia się w momencie, gdy następca tronu przybywa do kopalni i oferuje Celce umowę. Jeśli wygra turniej i odsłuży kilka lat jako osobista zabójczyni Korony, zdobędzie wolność. Wiedziona tą pokusą zgadza się, a miasto, oprócz walk i treningów wita ją potworami i tajemnicami z dawnych lat.

- Wybierz coś innego. Może nasz trening stanie się ciekawszy. Mam nadzieję, że wreszcie się zmęczę.
- Obedrę cię żywcem ze skóry i wycisnę ci gałki oczne! - mruknęła Celaena, podnosząc rapier - To cię na pewno zmęczy.
      To moje drugie podejście do serii, dlatego mniej więcej wiedziałam czego oczekiwać. Miałam jednak nadzieję, że tym razem odbiór byłby lepszy.
      Nie ukrywam, fabuła całkiem mi się podobała. Sam pomysł jak połączyć życie pałacowe i dawne tajemnice było dobrą drogą. Nudno czytać o paniusi na salonach, ale o zabójczyni to co innego, zdecydowanie lepiej. Do tego podziwiam, że autorka tak komplikowała wszystko, tak utrudniała życie bohaterom, że gdy tylko zbliżałam się do jakiejś odpowiedzi, rozwiązania problemu, czy po prostu jakieś informacji, nagle myk, jeszcze większy chaos i wszystko, do czego dążyłam, oddalało się ode mnie o kolejne kroki. I tak cały czas. Jak trzeba wymyślić, a przede wszystkim ile tego trzeba wymyślić, żeby zapełnić tak całą książkę! Jednak z drugiej strony wykonanie tego wszystkiego było już zdecydowanie gorsze. Zdecydowanie zmarnowany potencjał. I nie wiem czy to wina tłumaczenia, czy autorka tak właśnie napisała, to po prostu momentami… nudziłam się! Pomimo ciągłej akcji, ciągłych plot twistów, byłam znudzona. Nie potrafiłam się wdrożyć w fabułę, nie potrafiłam tego wszystkiego odczuwać, ale jednocześnie doceniałam to wszystko, co zostało stworzone.
      Jeśli chodzi o fantastyczny świat, to z pozoru nie do końca mi na początku pasował. Był zupełnie odrealniony od świata wykreowanego przez Maas. Jednak im dalej w las, tym drzewa jakieś zieleńsze. Mając już jakieś podstawy i nawiązania, jakoś łatwiej było to wszystko połączyć, dopasować do siebie.
      Brakowało mi rozwinięcia turnieju. Zbyt duże skupienie na postaci Celki (wątek miłosny śmiało można było wyrzucić do kosza) sprawiło, że jedna z dwóch najważniejszych linii fabularnych została potraktowana po macoszemu. Niektóre konkurencje zostały tylko wspomniane, a treningi skrócone do minimum, a przecież to od niego zależało, czy Celka wróci do kopalni, czy też nie. I tu też leży niewykorzystany potencjał. Bo przecież nasza Celka jest zabójczynią! Można by idealnie przedstawić tę stronę jej osobowości, pokazać nam cały obraz dziewczyny, a nie tylko panienkę w zameczku w sukniach z marzeń. To by tak pięknie to dopełniło, ale nie, bo po co. Lepiej pisać o słodyczach i zamkowym życiu Celki. No ludzie, trzymajcie mnie, bo kiedyś rzucę tym telefonem przez książki, które na nim czytam. A obecnie nie mam żadnego w zapasie!
      Największa wadą tej książki jest to, że niektóre rzeczy muszą zostać opisane, nazwane, bo inaczej ich nie odczuwamy. Celaena jest zabójczynią - nazwali to, ale po jej zachowaniu tego nie widać. Celka była w kopalni, gdzie wyniszcza się organizm - ok, pokazali to na początku, ale potem praktycznie nic z tego nie wynikło, ani stan zdrowia dziewczyny, ani osłabienie, ani nic, po prostu fakt, który dodaje dramatyzmu postaci. Chaol i Dorian są wieloletnimi przyjaciółmi - po ich zachowaniu nie powiedziałabym, o wiele bardziej wyglądają jak książę i kapitan gwardii, którzy współpracują wiele lat. Rozumiecie o co chodzi? To tak, jak kiedy ktoś mówi, że jest fajny, bo z jego zachowania tego nie wynika, ale chce, by każdy wiedział, że jest fajny. Niestety, wiele rzeczy tak zanika. Ale z drugiej strony trzeba by było przerobić ponad połowę książki, jak nie więcej, żeby to wszystko ukazać.
      Odnośnie trójkąta miłosnego mam tylko jedno zdanie: Dziadostwo. Po prostu dziadostwo.

-Idź sobie stąd. Chce umrzeć.
-Piękne dziewice nie powinny umierać w samotności- rzekł i nakrył jej dłoń własną.- Czy chcesz, abym ci poczytał w chwili twojej śmierci? Ktorą historie wybierasz?
Celeana cofnęła dłoń.
-Może o księciu-idiocie, który nie chciał zostawić zabójczyni w spokoju?
-Och! To moja ulubiona historia! Ma przecież szczęśliwe zakończenie, wiesz? Zabójczyni udawała złe samopoczucie, aby przyciągnąć uwagę księcia! Ktozby się domyślił? To doprawdy sprytna dziewczyna. A scena łóżkowa jest doprawdy urzekająca. Warto brnąc przez te niekończące się sprzeczki, aby do niej dotrzeć!
      Największy minus tej książki, to główna bohaterka. Borze zielony szumiący za oknem, jak ona mnie irytowała. Miałam wrażenie, że jest durna, chociaż nie była. Z każdą kolejną stroną miałam jej coraz bardziej dość. Taka potężna zabójczyni, taka cudowna, taka wspaniała! I chociaż na zadaniach radziła sobie całkiem spoko, tak samo jak na treningach, to nie widać było tego, kim była. Zachowywała się jak n astolatka z nadętym ego. Miałam wrażenie, że trzeba było mi przypominać jak wspaniała jest, bo nie było tego po niej widać. No naprawdę! I chociaż wiem, że musiała szybko dorosnąć, to zachowywała się jak nastolatka i trzydziestolatka jednocześnie, a dodatkowo chyba nawet wymagała, by traktowali ją jak dorosłą. A w książce ma siedemnaście lat, jeśli dobrze pamiętam. Toż to smarkula. I poza tym jak mogę uwierzyć, że tak młoda osoba będzie najwspanialszą zabójczynią w państwie? No przepraszam, ale to mi zalatuje Mary Sue. Praktycznie idealna postać. O jeżu z jabłuszkiem na grzbieciku, dawno nie wyklinałam tak bohatera. No nie mogłam baby znieść. Jedyne co ją ratuje to okruch człowieczeństwa. Znaczy, kamień człowieczeństwa. Bo jak autorzy zazwyczaj opisują najlepszych zabójców jako zimne, ciche postacie, które nienawidzą każdego, albo mają typowo neutralny stosunek do życia, tak tutaj Celka kocha piękne suknie, kocha zwierzęta, chce uratować pieska, kocha czytać… Jest po prostu człowiekiem. I z jednej strony to nie jest obraz, do którego przywykłam, tak z drugiej prawie mi on pasował. Prawie, bo jednak odrobinę kłócił się z zabójczą naturą Celki.
Wspomniałam na początku, że Celka nie jest durna? Otóż jest. Wyobraźcie sobie, macie ważny egzamin fizyczny, ćwiczycie do niego, trenujecie, aż nagle stwierdzacie, że dwie noce PRZED egzaminem nie będziecie spać, tylko czytać. Kobieto, tu się ważą losy twojej wolności, jesteś aż tak durna, czy aż tak wielkie ego masz, że nie potrzebujesz odpoczynku?! I jeszcze kreowanie postaci na wybitną zabójczynię, która przez większość czasu tylko jęczy i marudzi i narzeka… Nie. Po prostu nie.
      Przez jakiś czas miałam wrażenie, że Chaol jest tą dobrze napisaną postacią, aż właśnie drugi raz sięgnęłam po tę książkę. Ja przepraszam bardzo, ale czy ten facet ma jakieś kompetencje? Kapitan Gwardii, czyli facet odpowiedzialny na Gwardię, za bezpieczeństwo, z głową na karku, który przejmie dowodzenie w momentach grozy. A t przychodzi problem i Kapitanik nie wie jak się zachować, bo tak strasznie jest. Tak, chodzi o sytuację z niedojedzonymi psami. Nie wiedział jak postąpić, gdy znajduje resztki psów. W tej chwili tego nie wiem, ale jakbym była Kapitanem Gwardii, a do tego tak zachwalanym, tak komplementowanym Kapitanem Gwardii jak Chaol, to raczej bym wiedziała. A nie puszyła się jak paw, robiła za ważniaka i dezorientowała się, gdy coś by się gorszego działo.
      Księcia jeszcze jako tako zniosłam, chociaz nadal dziwię się, że według niego atak wściekłości, krzyczenie na przedmioty i gryzienie kija do bilardu przez OPANOWANĄ zabójczynię jest urocze. Facet chyba rzadko kiedy randkował z kobietami, skoro ma takie, a nie inne poczucie uroczości.

[...] zdobywca drugiego miejsca to tylko trochę bardziej eleganckie miano dla pierwszego przegranego.
      Jestem tak bardzo zawiedziona. Po licznych komentarzach, że “Szklany Tron” jest najlepsza serią Maas miałam dość spore oczekiwania, niestety jednak legły one w gruzach. Chociaż świat stworzony został naprawdę dobrze, tak oprócz ciągłego wodzenia czytelnika za nos odnośnie rozwiązania problemów chyba jedyny plus tej powieści. Niestety, główna fabuła zazwyczaj obejmuje Celaenę i jej rumieńce do Księcia czy Chaola. To co najważniejsze, czyli turniej, został potraktowany po macoszemu. Jej zabójcza część osobowości została przytłumiona na rzecz rozpieszczonej, marudzącej i jojczącej nastolatki, która krzyczy na bile, bo nie trafiła do dziury. Ta opanowana, trzymająca emocje na wodzy jest chodzącym wulkanem emocji, które się z niej często wylewają. Nie ma nad nimi żadnej kontroli. Nauczona zabijać bez mrugnięcia okiem rumieni się od pocałunków. Książka pełna sprzeczności, chowająca to, co powinno być najważniejsze, a eksponująca typowo młodzieżowe “wartości” jak trójkąt miłosny, za ciasne pantofelki, czytanie romansów czy Mary Sue. Nawet nie mogę powiedzieć, że przynajmniej szybko się czytało. Wynudziłam się strasznie, męczyłam się okropnie. Niestety, ale bardzo dużo mam do zarzucenia tej książce. Przede wszystkim zmarnowany potencjał, bo fundamenty pod fabułę są świetne (zabójczyni po roku w kopalni bierze udział w treningu, by zyskać wolność), jednak wykonanie… Bardzo, ale to bardzo słabe. Jedyne co, to warto przeczytać przy okazji czytania Księżycowego Miasta, bo są pewne nawiązania. Nawet ponowne przeczytanie nie uratowało tego tomu. Jak był słaby, tak słaby został. Meh.

  Tytuł: Szklany tron
  Seria (tom): Szklany tron (1)
  Autor: Sarah J. Maas
  Tłumaczenie: Marcin Mortka
  Wydawnictwo: Uroboros
  Liczba stron: 520
  Gatunek: fantastyka, romantasy
  Rok wydania: 2013

0 komentarzy:

Prześlij komentarz