Co jakiś czas czyszczę sobie facebooka i discorda, wychodząc z grup i serwerów, które umierają, bądź w których nie ma nic interesującego. No i ostatnio dołączyłam do serwera książkar, gdzie znajduje się sekcja książek miesiąca. No i w sierpniu wybór padł na “I nie było już nikogo” od Agathy Christie. Dlatego też wyszłam ze swojej strefy komfortu i przeczytałam.
Wyspa Żołnierzyków od zawsze była na językach ludzi, dlatego, kiedy dziesięcioro gości otrzymało zaproszenia do przyjazdu w owe miejsce, nie zastanawiali się długo. Cały pobyt minąłby pewnie spokojnie, gdyby nie fakt, że już od pierwszego dnia zaczęli umierać goście. Nikt nie miał alibi, a na wyspie przebywali jedynie oni. Kto zabijał? Jak? I dlaczego?
Nie mogąc opuścić wyspy, próbują odnaleźć mordercę i sami ujść z życiem.
Wprowadzenie naraz dziesięcioro głównych bohaterów nie było dla mnie przyjemne. Zapamiętanie kto jak się nazywa, jakiego charakteru jest, kim z zawodu jest było dla mnie dość długie i często posiłkowałam się ściągawką. Bardzo krótkie rozdziały, pisane z perspektywy wszystkich osób niestety pogłębiały moje ogłupienie. Dopiero w momencie, kiedy liczba bohaterów została zredukowana, mogłam na spokojnie ogarnąć kto kim jest. I jak dla mnie to był jedyny minus tej książki.
“I nie było już nikogo” to świetny kryminał, w którym zagadki i tajemnice czyhają na każdym kroku. Naprawdę trzeba się zagimnastykować, by odgadnąć mordercę. I chociaż znałam go po kilkunastu stronach, po jego zachowaniu nie mogłam odczuć, by to był on. Dla mnie to było coś fenomenalnego, bo autorka bawiła się, zabijając kolejno ludzi. Miałam wrażenie, że autorka po prostu kładła im kłody pod nogi, a bohaterowie po prostu żyli własnym życiem. Obserwowanie jak działa ich psychika, jak nastawiają się przeciwko sobie, by zaraz współpracować i chwilę później znowu wskazywać kto mógł zabić było naprawdę przyjemne.
Już po drugim morderstwie można się domyśleć jak kolejno będą ludzie zabijani. Jednak mały szkopuł tkwi w tym, że niektóre rodzaje śmierci można inaczej interpretować, inaczej uzyskać, patrząc na to, co znajduje się na wyspie. Dzięki temu jest małe zaskoczenie, nie jest aż tak przewidywalnie. Mimo to, nie wiadomo kiedy nadejdzie kolejna śmierć. Nie ma wytycznych, że każdego dnia, każdego ranka znajdzie się trupa. Pomiędzy śmiercią dwóch osób mogło minąć kilka godzin, mogła całą noc, nic nie było wiadome jeśli chodzi o czas i ofiarę.
Zakończenie było dla mnie czymś dziwnym, lecz jednocześnie niesamowitym. Jak bardzo trzeba było przemyśleć kolejność zabijania, relacje między bohaterami, ich psychikę, by samo zakończenie oprzeć nie na działaniu mordercy, tylko stanie, w jakim się znajdowała jedna z postaci. Tak, to mały spoiler, ale nie powinien zepsuć zabawy, ponieważ finał i tak jest niesamowity pod względem przygotowania go i dążenia do niego.
Miałam mały problem z epilogiem. List wyjaśniający wszystko był z jednej strony potrzebny, a z drugiej zbyt długi. Zdecydowanie kilka razy chciałam go zostawić i nie czytać, jednak jak już to była końcówka to dokończyłam go. Ale ledwo. Po prostu był nudny, chociaż wyjaśniał wszelkie motywy i pomysły mordercy. Dopiero po przeczytaniu go poczułam, że taki epilog był naprawdę potrzebny. Nie wypowiedź śledczego, czy scena schowania dokumentów do archiwum, lecz właśnie list mordercy, wyjaśniający wszystko. Ale nadal był on nudny.
Postacie poboczne pojawiają się jedynie na samym początku książki i końcu, przez prawie całą powieść mamy do czynienia jedynie z dziesięcioma głównymi bohaterami, co przyjęłam z ulgą, bo jednak im więcej postaci się pojawia, tym trudniej jest ich wszystkich zapamiętać. Tutaj postacie dalszoplanowe były po prostu wykorzystane i odstawione. Nie brały udziału w głównej fabule, więc ich charaktery nie zostały rozwinięte, czemu nie miałam za złe, bo dobrze rozumiałam, że rozwinięcie ich byłoby niepotrzebne.
Tytuł: I nie było już nikogo
Autor: Agatha Christie
Tłumaczenie: Roman Chrząstowski
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
Liczba stron: 216
Gatunek: kryminał, sensacja, thriller
Rok wydania: 1939
Wyspa Żołnierzyków od zawsze była na językach ludzi, dlatego, kiedy dziesięcioro gości otrzymało zaproszenia do przyjazdu w owe miejsce, nie zastanawiali się długo. Cały pobyt minąłby pewnie spokojnie, gdyby nie fakt, że już od pierwszego dnia zaczęli umierać goście. Nikt nie miał alibi, a na wyspie przebywali jedynie oni. Kto zabijał? Jak? I dlaczego?
Nie mogąc opuścić wyspy, próbują odnaleźć mordercę i sami ujść z życiem.
Raz dziesięciu żołnierzyków pyszny obiad zajadało.Muszę przyznać, że rzadko kiedy czytam kryminały. Cóż, mam umysł ścisły, i chociaż powinnam w takim razie lubić ten gatunek, bo jak w działaniu mam składniki, a nie mam wyniku, tak nie lubię niespodzianek i praktycznie od razu spoileruję sobie dosłownie wszystko. Tak było również i w tym przypadku. I to mi polepszyło komfort czytania książki.
Nagle jeden się zakrztusił – i dziewięciu pozostało.
Tych dziewięciu żołnierzyków tak wieczorem balowało,
Że aż rano jeden zaspał – ośmiu tylko pozostało.
Ośmiu dziarskich żołnierzyków po Devonie wędrowało.
Jeden zostać chciał na zawsze… No i właśnie tak się stało.
Wprowadzenie naraz dziesięcioro głównych bohaterów nie było dla mnie przyjemne. Zapamiętanie kto jak się nazywa, jakiego charakteru jest, kim z zawodu jest było dla mnie dość długie i często posiłkowałam się ściągawką. Bardzo krótkie rozdziały, pisane z perspektywy wszystkich osób niestety pogłębiały moje ogłupienie. Dopiero w momencie, kiedy liczba bohaterów została zredukowana, mogłam na spokojnie ogarnąć kto kim jest. I jak dla mnie to był jedyny minus tej książki.
“I nie było już nikogo” to świetny kryminał, w którym zagadki i tajemnice czyhają na każdym kroku. Naprawdę trzeba się zagimnastykować, by odgadnąć mordercę. I chociaż znałam go po kilkunastu stronach, po jego zachowaniu nie mogłam odczuć, by to był on. Dla mnie to było coś fenomenalnego, bo autorka bawiła się, zabijając kolejno ludzi. Miałam wrażenie, że autorka po prostu kładła im kłody pod nogi, a bohaterowie po prostu żyli własnym życiem. Obserwowanie jak działa ich psychika, jak nastawiają się przeciwko sobie, by zaraz współpracować i chwilę później znowu wskazywać kto mógł zabić było naprawdę przyjemne.
Już po drugim morderstwie można się domyśleć jak kolejno będą ludzie zabijani. Jednak mały szkopuł tkwi w tym, że niektóre rodzaje śmierci można inaczej interpretować, inaczej uzyskać, patrząc na to, co znajduje się na wyspie. Dzięki temu jest małe zaskoczenie, nie jest aż tak przewidywalnie. Mimo to, nie wiadomo kiedy nadejdzie kolejna śmierć. Nie ma wytycznych, że każdego dnia, każdego ranka znajdzie się trupa. Pomiędzy śmiercią dwóch osób mogło minąć kilka godzin, mogła całą noc, nic nie było wiadome jeśli chodzi o czas i ofiarę.
Zakończenie było dla mnie czymś dziwnym, lecz jednocześnie niesamowitym. Jak bardzo trzeba było przemyśleć kolejność zabijania, relacje między bohaterami, ich psychikę, by samo zakończenie oprzeć nie na działaniu mordercy, tylko stanie, w jakim się znajdowała jedna z postaci. Tak, to mały spoiler, ale nie powinien zepsuć zabawy, ponieważ finał i tak jest niesamowity pod względem przygotowania go i dążenia do niego.
Miałam mały problem z epilogiem. List wyjaśniający wszystko był z jednej strony potrzebny, a z drugiej zbyt długi. Zdecydowanie kilka razy chciałam go zostawić i nie czytać, jednak jak już to była końcówka to dokończyłam go. Ale ledwo. Po prostu był nudny, chociaż wyjaśniał wszelkie motywy i pomysły mordercy. Dopiero po przeczytaniu go poczułam, że taki epilog był naprawdę potrzebny. Nie wypowiedź śledczego, czy scena schowania dokumentów do archiwum, lecz właśnie list mordercy, wyjaśniający wszystko. Ale nadal był on nudny.
Siedmiu żołnierzyków zimą do kominka drwa rąbało.Postacie było całkowicie od siebie różne. Każda z nich przedstawiała zupełnie inny typ osobowości. I chociaż akcja działa się zbyt szybko, by wczuć się w bohatera, to dało się zaprzyjaźnić z niektórymi, poznać je do tego stopnia, by zacząć rozumieć ich sposób myślenia.Czasami zachowania bohaterów były przerysowane, to znaczy zareagowali za bardzo, albo za mało, patrząc na to co się zadziało i jacy byli oni sami, ale z drugiej strony skąd mamy wiedzieć, jak my się zachowamy w takiej sytuacji? Czy nie zbzikujemy i po prostu nie będziemy sobą? nie da się przewidzieć, więc dla mnie było to mrugnięciem oka w stronę naturalności i rzeczywistości ludzkiego życia.
Jeden zaciął się siekierą – sześciu tylko pozostało.
Sześciu wkrótce znęcił miodek. Gdy go z ula podbierali,
Pszczoła ukuła jednego – i tylko w piątkę zostali.
Pięciu sprytnych żołnierzyków w prawie robić chce karierę.
Jeden już przymierzył togę – i zostało tylko czterech.
Postacie poboczne pojawiają się jedynie na samym początku książki i końcu, przez prawie całą powieść mamy do czynienia jedynie z dziesięcioma głównymi bohaterami, co przyjęłam z ulgą, bo jednak im więcej postaci się pojawia, tym trudniej jest ich wszystkich zapamiętać. Tutaj postacie dalszoplanowe były po prostu wykorzystane i odstawione. Nie brały udziału w głównej fabule, więc ich charaktery nie zostały rozwinięte, czemu nie miałam za złe, bo dobrze rozumiałam, że rozwinięcie ich byłoby niepotrzebne.
Czterech dzielnych żołnierzyków raz po morzu żeglowało.Rzadko kiedy wychodzę ze swojej strefy komfortu i sięgam po coś innego niż fantastyka, dlatego podeszłam do tej pozycji sceptycznie. Wiedziałam, że Agatha Christie jest Królową Kryminałów przez wielkie K, dlatego miałam nadzieję, że pomimo mojego preferowanego gustu będzie to dobre. I było. Przez pierwsze strony było mi ciężko, jednak im dalej, tym trudniej było się odciągnąć. Fenomenalne połączenie intryg i tajemnicy, okraszone psychiką ludzką, która w podbramkowych sytuacjach może nie zachowywać się logicznie sprawia, że czyta się książkę z zapartym tchem. Byłam wodzona za nos przez całą fabułę, od początku, aż do końca. Nie miałam nic przeciwko! Mała liczba stron sprawia, że “akcja” zwalnia jedynie minimalnie, a wszelkie rozmowy wnoszą coś do naszego typowania kim jest morderca. Zdecydowanie dobra pozycja, by zacząć przygodę z kryminałami. Aż mam ochotę kupić wszystkie książki tej autorki i trzymać na regale. Kto wie, może się skuszę!
Gdy wychynął śledź czerwony, zjadł jednego – trzech zostało.
Trójka miłych żołnierzyków Zoo sobie raz zwiedzała.
Gdy jednego ścisnął niedźwiedź, dwójka tylko pozostała.
Dwóch się w słonku wygrzewało pod błękitnym czystym niebem,
Ale słońce tak przypiekło, że pozostał tylko jeden.
A ten jeden, ten ostatni, tak się przejął dolą srogą,
Że aż z żalu się powiesił i nie było już nikogo.
Tytuł: I nie było już nikogo
Autor: Agatha Christie
Tłumaczenie: Roman Chrząstowski
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
Liczba stron: 216
Gatunek: kryminał, sensacja, thriller
Rok wydania: 1939