16 stycznia 2020

Jestem bogaty, więc kupię sobie łuk czyli "Arrow" sezon 1

Nazwa: Arrow
Tytuł oryginalny: Arrow
Rok produkcji: 2012
Gatunek: science fiction, akcja
Odcinki: 23x42 min
Reżyseria: David Nutter, Guy Norman Bee, John Behring
Kraj oryginalnej premiery: USA

Moja chęć na kolejne seriale ze stajni DC nie mija, wręcz przeciwnie. Wraz ze zbliżającym się crossoverem zaczynam oglądać zalegające sezony, by tylko móc ogarnąć co, gdzie, jak i kiedy. Dlatego tym razem wzięłam się za Arrow, a to wszystko przez "Flasha", gdzie jest mały crossover tych dwóch seriali. Wstyd się przyznać, ale nigdy nie skończyłam pierwszego sezonu, dwa razy rzucałam gdzieś po trzecim odcinku, ale tym razem dotrwałam do końca. I się nie zawiodłam.

Arrow to historia Olivera Queena, który po 5 latach bycia na "bezludnej" wyspie wraca do domu. Uratowany rozbitek otrzymuje od swojego ojca misję, by naprawić miasto. Wraz z misją pojawia się tajemniczy notatnik, zawierający listę nazwisk osób, które działają niezgodnie z prawem pod przykrywką bycia politykiem, czy po prostu bogaczem. Oliver nie zastanawia się ani na chwilę, zaraz po powrocie ubiera kaptur i rusza w miasto niczym Robin Hood. Problem jedynie w tym, że nie rabuje bogatych i oddaje biednym, a zastrasza i morduje złych ludzi. Bycie mścicielem idzie mu całkiem dobrze, ale z biegiem czasu zyskuje pomoc, ponieważ sprawy stają się poważniejsze i bardziej zawiłe, niż na początku myślał.

Na samym początku serialu miałam lekki mindfuck. Wraca po 5 latach z bezludnej wyspy, doskonale umie walczyć i strzelać z łuku i od razu bierze się za naprawianie miasta. Dlaczego? Co? Jak? Hę?! Ale z każdym odcinkiem, z każdą retrospekcją, która się pojawiała, otrzymywałam nie tyle podpowiedzi, co po prostu odpowiedzi, których potrzebowałam, by to wszystko ułożyć w całość. To był naprawdę dobry zabieg, o wiele lepszy niż jakieś rzucenie komentarza czy opowiedzenie komuś swojej historii. To było przemyślane i poniekąd stanowiło pół serialu, chociaż doskonale znałam końcowy rezultat retrospekcji. Jeśli chodzi o współczesną część historii to naprawdę byłam zadowolona w jakim kierunku poszła, że zostało w nią wplątane tak wiele powiązanych ze sobą osób. I też nie wszystko dostałam jak na tacy, musiałam odkrywać razem z Oliverem to, co się działo w mieście. Bawienie się w grę "ten jest winny, tez niewinny" było zabawne, ale większość moich typów była błędna. No cóż, chyba nie mam umysłu do rozwiązywania zagadek kryminalnych. A sam koniec? Naprawdę podobało mi się do czego to wszystko dążyło. Twórcy nie dali mi ochłapów, żebym skupiła się na Oliverze i jego akrobacjach, ale naprawdę dopilnowali, by wszystko w końcu dotarło do czegoś poważnego i dużego.
A wątek romantyczny? Coś innego niż zazwyczaj. Nie mamy wielkiej miłości od pierwszego spojrzenia, lecz


Oliver Queen, główna postać seriali i zarazem ciacho. Co ja mogę o nim powiedzieć? Jest specyficzny. Bardzo specyficzny. Ma własne wartości, którymi się kieruje, o których, co ważne, nigdy nie zapomina. To one motywują go do działania i podejmowania pewnych decyzji. I właśnie przez nie bywał wkurzający, na przykład w stosunku do swojej siostry. Fakt, postępował logicznie, ale mimo wszystko nie pasowało mi to. No bo kurcze, po pięciu latach powraca do domu i od razu ojcuje siostrze, która zmieniła się właśnie przez jego zniknięcie. Jego obecność nie naprawi wszystkiego w ciągu sekundy i on chyba nie zdaje sobie z tego sprawy. Dodatkowo coś mi nie grało, kiedy po tylu latach wraca i od razu jest specem komputerowym. Ok, pomagał ojcu, ale nadal nie pasowało mi to do obrazu uratowanego rozbitka zabójcy. Ale ogółem Oliver jest całkiem dobrze wykreowany. Powstrzymuje emocje, bo tego się nauczył na wyspie, odgradza od siebie bliskich, by ich nie zranić, ale jednocześnie chce być blisko, tęskni za nimi. Wydaje mi się, że jest po prostu zagubiony i nie wie jak okazać swoje emocje.

Kolejną osobą w drużynie Strzały był John Diggle, czyli pierwotnie ochroniarz Olivera. Był dość... Specyficzną osobą, ale od razu zdobyła moją sympatię. Z jednej strony były żołnierz chowający emocje, by dobrze chronić, ale z drugiej strony całkiem sympatyczny facet, który chce chronić przyjaciela. Jestem wprost zachwycona, że dostał swoją przeszłość, którą bezczelnie wykorzystywali do napędzania fabuły. To coś, co idealnie pasuje do konfliktów i problemów! Miałam ochotę go przytulić, walnąć w łeb, kopnąć i znowu przytulić! A reakcja, że Oliver jest Strzałą? Hej, jest dobra! Nie wychwala go pod niebo, że jest taki cudowny, tylko po prostu reaguje ludzko! Chyba w w każdej postaci w jakiejkolwiek recenzji będzie zdanie mówiące, czy osoba zachowuje się ludzko, czy też nie. Ale co ja poradzę na to, że właśnie to jest dla mnie ważne.

Jednak moją ukochaną postacią jest Felicity. Kocham takie kobiety! Inteligentna, zabawny, zadziorna, a do tego zręczna. Mnie kupiła od pierwszych chwil. Dołączyła do zespołu Strzały sama, bez zaproszenia po prostu się wepchała i została. Tutaj brakowało mi opowiedzenia jej historii, skąd się wzięła, co przedtem robiła, nawiązania do jej przeszłości, ale może to się zmieni w przyszłych sezonach! Na tą chwilę jestem nią po prostu zafascynowana!


Jeśli chodzi o resztę postaci, to mam mieszane uczucia. Niektóre zostały naprawdę dobrze stworzone, a niektóre po prostu potraktowane po macoszemu. Na przykład była Olivera, Laurel, została pokazana całościowo, co się z nią stało, jej charakter, uczucia, ale za to przyjaciel Olivera był dla mnie po prostu płaski. Kompletnie go nie ogarniałam, nie wiedziałam jaki jest, oprócz tego, że lubił zabawę i zaczął zmieniać się na lepsze. Naprawdę. Serial potraktował go jak przedmiot, a nie jak osobę. Wziąć, wykorzystać i zostawić. Przynajmniej tak go odebrałam. Ojciec Laurel był za to naprawdę fajnie przedstawiony. Opiekuńczy tatusiek, który nienawidzi Olivera, bo obwinia go za śmierć swojej córki Sary. Co z tego, że ona była dorosła i dobrowolnie popłynęła rejsem, to wina Olivera! Bo to on ją zaprosił! typowy ojciec. Ale rozumiałam go i miał naprawdę fajne motywacje do działania i konkretnych sytuacji.

Ogólnie serial naprawdę dobrze zrobiony. Konkretni bohaterowie napędzają całość, antagoniści mają konkretne powody do działania, chociaż mogłoby to być bardziej rozbudowane, ale patrząc na filmy DC jestem zadowolona. Właśnie! Bo najpierw oglądałam filmy DC, które kompletnie mi się nie podobały. Za to widać, że więcej czasu i myśli poświęcają na seriale, by je rozbudować. Oj tak, w seriale to potrafią. Dlatego byłam naprawdę zdziwiona, że to wszystko było tak rozbudowane. Pierwsze odcinki jakoś ciężko mi się oglądało, ale już od trzeciego wciągnęłam się na maksa i po prostu pochłonęłam. Nie wiem czy filmy i seriale stanowią jedno uniwersum, ale wiem, że seriale tak. Flash, Arrow, Supergirl, DC LOT i inne, dlatego mam co oglądać. Na tą chwilę wiem, że sezon 2 Arrow poczeka trochę na mnie, bo mimo, że mi się podobał, to jednak muszę trochę ochłonąć. Polecam!

0 komentarzy:

Prześlij komentarz