To naprawdę dziwne uczucie, kiedy człowiek myśli, że seria jest trylogią, a tu się okazuje, że za jakiś czas premierę będzie miał tom czwarty. Tak, Necrovet nie zakończy się na trzecim tomie i cieszę się z tego powodu. Ta seria to moje comfort books, które otulają niczym kocyk i ocieplają serduszko jak gorąca herbatka z cytrynką w zimowy wieczór. Dlatego musiałam wziąć się za tom trzeci!
Jesień przyniosła nie tylko żółte liście, lecz deszcz, pluchę, stworzenie rozkopujące groby, zły omen dla cioci Tereski oraz ptaka szczęścia, który… został postrzelony. Jednak to nie koniec, bo nadchodzi Halloween, kiedy zasłona między światami jest najcieńsza, a stwory, których zazwyczaj się nie widuje, wychodzą ze swoich ukryć.
Na początek wspomnę, że byłam zachwycona, kiedy w tym tomie pojawiły się postacie z poprzednich części. Nie miały one jakiegoś szczególnego wątku, był swego rodzaju cameo, jednak to miłe, kiedy autorka nie zapomina o postaciach pobocznych. Zwłaszcza że akcja dzieje się na wsi, gdzie każdy każdego zna, ciągle się wpada na praktycznie te same osoby, więc byłabym zdziwiona, gdyby one się więcej nie pojawiły. Ba! Byłabym rozczarowana.
A pozostając w wiejskim klimacie, muszę wspomnieć o scenie w kościele. Według mnie, była ona niesamowicie potrzebna i ważna. Dzięki niej miałam pogląd jak ludzie mniej więcej odbierają magię. I czuję tutaj trochę naleciałości średniowiecza, ale w obecnych czasach kwestia ma się często podobnie, jeśli chodzi o bycie osobą LGBTQ+. Fajnie jest pokazane, że często Kościół trzyma się konserwatywnych wartości, a wszystko co obce, nieznane i niezrozumiałe jest złe, jest dziełem szatana i trzeba to przepędzić.
Jeśli zaś chodzi o fantastyczne zwierzęta, wchodziły głębiej. Mamy tutaj nie tylko małe, słodkie zwierzątka, chomiczki, czy zające z rogami, lecz pojawiają się już zombie czy demony. Tak więc krok w głąb w folklor różnych światów. I właśnie przez kolejne stworzenia, co jakiś czas łapałam się, że wyszukiwałam nazwy w google. I z każdym kolejnym wyszukiwaniem czułam coraz większy szacunek do autorki za research, który zrobiła.
Autorka porusza jeszcze bardziej w tej części temat chorób psychicznych. Niestety, ale w naszym kraju ich świadomość jest bardzo niska, często są one ignorowane, a nawet wyśmiewane, a powinny być traktowane na równi z chorobami fizycznymi, a nawet poważniej. W tym przypadku mamy przedstawienie depresji oraz choroby afektywnej dwubiegunowej. Co mi sprawiło radość to fakt, iż zostały one przedstawione w sposób realny, rzeczywisty, bez przerysowanych kwestii. Dosłownie z szacunkiem do osób, u których je zdiagnozowano. Takie proste rzeczy sprawiają, że coraz więcej osób zaczyna interesować się tym tematem, a co za tym idzie, jest nadzieja, że ten świat będzie kiedyś lepszy.
Bardzo mnie również cieszy rozwój relacji pomiędzy Florką, a Izabelą. Wreszcie ta dwójka zaczyna się do siebie zbliżać, zaczyna być niż koleżeńska, a nie tylko połączenie szef-pracownica. Niektóre sytuacje sprawiły, że jestem strasznie podekscytowana jak dalej potoczy się droga Florki, bo nie ukrywam, ale takie zakończenie zaserwowała autorka, że potrzebuję więcej! Nie może mnie tak zostawić z TAKĄ informacją. Ona dała furtkę na zupełnie nowe “przygody” jak i rozwój.
Wiecie co mnie najbardziej dziwi? Że w wielu książkach błędy wkurzają mnie niemiłosiernie, dziwię się, jak można je popełniać, jak bohaterowie mogą pójść tą drogą, niezgodną z ich charakterem, zamiast tej, którą normalnie powinni wybrać. Jeśli chodzi o tę książkę, wszelkie błędy odchodzą w dal. Tak, widziałam je. Tak, zdawałam sobie z nich sprawę. I nie, nie przeszkadzały mi w czytaniu. Nie wiem, mój mózg chyba tak polubił tę serię i po prostu przyswoił ją sobie jako comfort book, że nawet te błędy nie są w stanie zepsuć mi przyjemności z czytania.
Tytuł: Necrovet. Radiografia bytów nadprzyrodzonych
Seria (tom): Necrovet (3)
Autor: Joanna W. Gajzler
Wydawnictwo: SQN
Liczba stron: 368
Gatunek: fantastyka
Rok wydania: 2024
Jesień przyniosła nie tylko żółte liście, lecz deszcz, pluchę, stworzenie rozkopujące groby, zły omen dla cioci Tereski oraz ptaka szczęścia, który… został postrzelony. Jednak to nie koniec, bo nadchodzi Halloween, kiedy zasłona między światami jest najcieńsza, a stwory, których zazwyczaj się nie widuje, wychodzą ze swoich ukryć.
- Aa, zaraz tam bestii - powiedziała staruszka. - Nie każde zwierzę to bestia.Bawiłam się świetnie! Ha! Właśnie tego potrzebowałam! Dużo miłości od mojego Koziołka i mnóstwo fantastycznych i fenomenalnych stworzeń! Zdecydowanie to jest to, czego mi brakowało od skończenia drugiego tomu. Do tego dla mnie trzeci tom trzyma poziom pierwszych dwóch. Chociaż porusza nieco inne tematy, a raczej wgryza się w nie, nadal ta seria jest fenomenalna.
- A nie każda bestia to zwierzę - dodała Florka. Ksiądz popatrzył na nią, kiwając głową. - Tak, niestety tak. Byłoby dużo prościej, gdyby każdą bestię można było poznać po rogach, kopytach czy płonących oczach.
Na początek wspomnę, że byłam zachwycona, kiedy w tym tomie pojawiły się postacie z poprzednich części. Nie miały one jakiegoś szczególnego wątku, był swego rodzaju cameo, jednak to miłe, kiedy autorka nie zapomina o postaciach pobocznych. Zwłaszcza że akcja dzieje się na wsi, gdzie każdy każdego zna, ciągle się wpada na praktycznie te same osoby, więc byłabym zdziwiona, gdyby one się więcej nie pojawiły. Ba! Byłabym rozczarowana.
A pozostając w wiejskim klimacie, muszę wspomnieć o scenie w kościele. Według mnie, była ona niesamowicie potrzebna i ważna. Dzięki niej miałam pogląd jak ludzie mniej więcej odbierają magię. I czuję tutaj trochę naleciałości średniowiecza, ale w obecnych czasach kwestia ma się często podobnie, jeśli chodzi o bycie osobą LGBTQ+. Fajnie jest pokazane, że często Kościół trzyma się konserwatywnych wartości, a wszystko co obce, nieznane i niezrozumiałe jest złe, jest dziełem szatana i trzeba to przepędzić.
Jeśli zaś chodzi o fantastyczne zwierzęta, wchodziły głębiej. Mamy tutaj nie tylko małe, słodkie zwierzątka, chomiczki, czy zające z rogami, lecz pojawiają się już zombie czy demony. Tak więc krok w głąb w folklor różnych światów. I właśnie przez kolejne stworzenia, co jakiś czas łapałam się, że wyszukiwałam nazwy w google. I z każdym kolejnym wyszukiwaniem czułam coraz większy szacunek do autorki za research, który zrobiła.
Nigdy więcej, pomyślała.Jeśli chodzi o bohaterów, związek Florki i Bastiana wszedł na kolejny poziom, co jest ważne, bo bohaterowie nie zostają na tym samym poziomie cały czas, lecz dorastają, ewoluują, co widać chociażby właśnie w tym związku. Jednak w pewnym momencie nie wiedziałam, czy śmiać się, czy mieć minę pod tytułem “co tu się odwala” (tak, chodzi o ogonek), co idealnie pasuje do naszej dwójki! O tak, uwielbiam ich, jak się wspierają, rozumieją, walczą o siebie, a jednocześnie są dla siebie wzajemnie tak zwanymi comfort person. Pokazuje to, że związek pomiędzy człowiekiem a postacią fantastyczną (pamiętajmy, Bastian jest koziołkiem) jest możliwy i należy ich traktować normalnie, a nie jak wynaturzenie. Dodatkowo właśnie taki związek pokazuje, jak ważny jest szacunek do drugiej osoby, a tolerancyjnym powinien być każdy.
Nigdy więcej nie postawi nogi w kościele.
Nie dlatego, że przestała wierzyć w Boga - wciąż uważała, że Bóg jest dobry. To ludzie pluli nienawiścią, a wiarą wycierali sobie gęby.
Autorka porusza jeszcze bardziej w tej części temat chorób psychicznych. Niestety, ale w naszym kraju ich świadomość jest bardzo niska, często są one ignorowane, a nawet wyśmiewane, a powinny być traktowane na równi z chorobami fizycznymi, a nawet poważniej. W tym przypadku mamy przedstawienie depresji oraz choroby afektywnej dwubiegunowej. Co mi sprawiło radość to fakt, iż zostały one przedstawione w sposób realny, rzeczywisty, bez przerysowanych kwestii. Dosłownie z szacunkiem do osób, u których je zdiagnozowano. Takie proste rzeczy sprawiają, że coraz więcej osób zaczyna interesować się tym tematem, a co za tym idzie, jest nadzieja, że ten świat będzie kiedyś lepszy.
Bardzo mnie również cieszy rozwój relacji pomiędzy Florką, a Izabelą. Wreszcie ta dwójka zaczyna się do siebie zbliżać, zaczyna być niż koleżeńska, a nie tylko połączenie szef-pracownica. Niektóre sytuacje sprawiły, że jestem strasznie podekscytowana jak dalej potoczy się droga Florki, bo nie ukrywam, ale takie zakończenie zaserwowała autorka, że potrzebuję więcej! Nie może mnie tak zostawić z TAKĄ informacją. Ona dała furtkę na zupełnie nowe “przygody” jak i rozwój.
Wiecie co mnie najbardziej dziwi? Że w wielu książkach błędy wkurzają mnie niemiłosiernie, dziwię się, jak można je popełniać, jak bohaterowie mogą pójść tą drogą, niezgodną z ich charakterem, zamiast tej, którą normalnie powinni wybrać. Jeśli chodzi o tę książkę, wszelkie błędy odchodzą w dal. Tak, widziałam je. Tak, zdawałam sobie z nich sprawę. I nie, nie przeszkadzały mi w czytaniu. Nie wiem, mój mózg chyba tak polubił tę serię i po prostu przyswoił ją sobie jako comfort book, że nawet te błędy nie są w stanie zepsuć mi przyjemności z czytania.
Czasem trzeba coś rozgrzebać. Nawet w zagojonej ranie może się zbierać ropa.Mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że pozostajemy w stylu obyczajówki fantastycznej. Nie ma tutaj jakiegoś głównego wątku, który ciągnie się przez całą książkę, by na końcu dać nam grand finale, tylko jak to w poprzednich częściach było, mamy zbitek sytuacji, które tworzą życie codzienne bohaterów, ukazując powoli coraz więcej stworzonego świata, jednocześnie zagłębiając się w charakter, psychikę i życie postaci. Poruszane tematy są ważne, potrzebne, ale i dobrze przemyślane oraz przedstawione. Książka nie pozostaje bez wad, jednak nie psuły mi klimatu. Multum potworów i zwierząt z folklorów ubarwiają życie nie tylko bohaterom, lecz i mi. Prosta fabuła i niewyszukany język sprawiają, że jest to pozycja idealna do poduszki. Polecam prosto z serduszka!
Tytuł: Necrovet. Radiografia bytów nadprzyrodzonych
Seria (tom): Necrovet (3)
Autor: Joanna W. Gajzler
Wydawnictwo: SQN
Liczba stron: 368
Gatunek: fantastyka
Rok wydania: 2024