31 lipca 2023

Niebieskie Digi Dongi, czyli "Barbarzyńcy z Lodowej Planety" Ruby Dixon

Tytuł: Barbarzyńcy z Lodowej Planety
Seria (tom): Barbarzyńcy z Lodowej Planety (1)
Autor: Ruby Dixon
Tłumaczenie: Adriana Celińska
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 408
Gatunek: fantastyka, erotyk, sf
Rok wydania: 2015

      Kiedy na Tik Toku i Fb zalała mnie fala zdjęć odnośnie książek o niebieskich olbrzymach, a w komentarzach ludzie pisali, że to gniot i pornol, wiedziałam, że chcę to przeczytać. Tak absurdalny pomysł aż się prosił o przeczytanie.

      Georgie jest z pozoru zwykłą dziewczyną, nie wyróżnia się niczym pośród innych ludzi, jednak dla kosmitów spełnia określone wymagania jak niebycie w ciąży czy odpowiedni wiek. I właśnie dlatego postanawiają ją uprowadzić, by… Sprzedać ją innym kosmitom. Jednak jako iż są załadunkiem dodatkowym, ponad zlecenie, które kosmici otrzymali, ci nie przejmowali się do końca stanem kobiet. Bo tak, porwali ich więcej. Kiedy jednak lądują awaryjnie, to właśnie Georgia, jako nieformalna liderka, jest jedynym ratunkiem dla kobiet.

Moja partnerka - rezonane mojego khui, sens mojego życia - którą dopiero co odnalazłem, właśnie wbiła swoją malutką, dziwną stópkę w moją klatkę piersiową. Kopnęła mnie. Jakby nie chciała się parzyć.
      Pierwsze kilka stron były dla mnie bardzo chaotyczne. Nie bardzo wiedziałam o co chodzi, aż do momentu porwania przez kosmitów. I wtedy już zaczynało być łatwiej. Chociaż jedno wydarzenie było dla mnie dziwne. Książka jest erotykiem, tego nie da się ukryć. Ale kiedy doszło do gwałtu, został on całkowicie pominięty, nawet nie napisano wprost co się dzieje, tylko dopiero po nim zostało wspomniane co się wydarzyło. To z jednej strony dało poczucie, że książka może być mocniejsza, zwłaszcza że to kosmici i w ogóle, a z drugiej strony można było pomyśleć, że wszelkie sceny zbliżenia będą pomijane, co kompletnie nie pasuje do erotyka. Dlatego, mając taki mindfuck w głowie, nie wiedziałam co mogę w środku znaleźć.
      Cała fabuła opiera się na próbie interakcji pomiędzy Georgią i Vektalem oraz późniejszą próbą stworzenia klanu. Cała zabawność skupia się na tym, że Georgia mówi po angielsku, a Vektal po swojemu i nijak się nie rozumieją. Fajnym smaczkiem było fonetycznie zapisane słowa, które wypowiadała Georgie, a które nasz niebieski kosmita nie ogarniał.
     Ale wracając do początku, nasza słodka parka spotyka się zaraz po rozbiciu. Ona zamarza, jest wygłodzona, źle się czuje, on czuje rezonans w piersi i uważa ją za swoją partnerkę. Więc co robi prawdziwy kosmita, kiedy spotyka swoją bratnią duszę, której nie zna, a która jest nieprzytomna? Robi jej minetkę. No parsknęłam ze śmiechu! To było tak absurdalne, ale jednocześnie zostało to w jakiś sposób wyjaśnione, więc się nie czepiałam. Kultura kosmitów rządzi się swoimi prawami, a mi, człowiekowi, nie idzie jej zrozumieć haha! Jednak! Z drugiej strony jest to dość niepokojące jak pod przykrywką partnerstwa można romantyzować gwałt i się nawet nie zorientować, że coś jest nie tak. Fakt, autorka powinna trochę inaczej to obejść, zaznaczyć konkretnie, że to jest złe. I też nie dziwię się, że można tego “nie zauważyć”, skoro jest to opakowane w otoczkę partnerstwa, niewiadomej i rezonansu. Ale wracając jeszcze do fabuły, oni jakoś musieli się dogadać i uratować resztę kobiet. Przez większość fabuły Georgie i Vektal starali się nie tylko zaznajomić i porozumieć, ale stworzyć związek. Muszę tutaj wspomnieć, że historia kosmitów została dobrze wytłumaczona, co przyczyniło się do pewnych ułatwień dla niebieskiego klanu, jak i dla ludzi. I w tym momencie już było czuć, że będzie milutko.
      Fabuła kilkakrotnie starała się nas nakierować na drogę niepokoju, byśmy martwili się o Georgie, o jej zdrowie czy życie, jednak przez cały czas miałam wrażenie, że okrywa mnie ciepła kołderka i nie muszę się o nic martwić. Gwałt z początku trochę mnie zwiódł i naprawdę miałam nadzieję, że to będzie odrobinę ostrzejsze, a dostałam przyjemnego, lekkiego erotyka, dosłownie comfort book, który ma za zadanie bawić, a nie martwić. I tak, to zadanie zostało spełnione.

- Niekch cie diaplji, tso bolauo!
- Pokaż stopę - żądam.
      Co do bohaterów mam pewien problem. Mamy kilkanaście kobiet, które dla mnie są bardzo podobne. Różnią się jedną czy dwiema cechami, przez co się myliłam. O Georgie dowiedzieliśmy się tyle, że jest amerykanką. I tyle. Dosłownie tyle. Przez pierwsze kilkanaście/kilkadziesiąt stron to właśnie była główna cecha. Amerykanka. Niby tam była odważna atakując kosmitów, przez co została nieoficjalnie wybrana przywódczynią kobiet, ale nie wiem na ile to była cecha charakteru, a na ile adrenalina i wściekłość. Dopiero na kartach książki dowiedziałam się zaledwie kilku informacji o niej. No nie podobało mi się to. Zabrakło mi właśnie lepszego poznania koboety, żeby jakoś bardziej połączyć ją z Vektalem.
      No i Vektal. Wszystkie jego akcje, całe jego zachowanie powstało pod wpływem rezonansu. Rezonans ten wskazuje mu partnerkę, z którą będzie na całe życie. I super, dało to genialnego kopa fabule, ale nie wiedziałam czy on jest taki rzeczywiście czy przez pryzmat rezonansu. I raczej się już nie dowiem. Ale! Patrząc na niego jako ogół, Vektal wydaje się samcem alfa, dla którego najważniejsza jest partnerka. Zrobi coś wbrew jej woli jedynie po to, by zapewnić jej bezpieczeństwo. Chodzący ideał faceta, który swoją kobietę traktuje jak królową, daje jej wspaniały seks, a jego priorytetem jest uszczęśliwianie swojej partnerki. Prawdopodobnie bym się po pewnym czasie wynudziła, jakby był moim partnerem, ale na szczęście dochodzą tu inne obowiązki. Ale też z tego co mówił Vektal takie zachowanie jest podobno normalne przy rezonujących partnerkach, więc to nie jest indywidualna cecha tego konkretnego kosmity. Więc nadal mało o nim wiadomo.

Nie tracąc czujności, obserwuję, jak się rozbiera.
- Mam nadzieję, że nie uznałeś mojego burczenia w brzuchu za zaproszenie na bzykanko.
     Barbarzyńcy to absurdalny pomysł w nie do końca idealnym wykonaniu (dla niektórych średnim, a nawet słabym), który stał się moim comfort bookiem. Wiem, że nie spotka mnie nic złego. To nie jest książka, która ma czegoś nauczyć, czy coś w nas zmienić. Podeszłam do niej jak do pozycji, która będzie bezsensowna, kompletnie nic nie wnosząca do życia, ale dająca dobrą zabawę. I z takim podejściem nie rozczarowałam się. Jedyny minus to romantyzowanie gwałtu, czego nie popieram kompletnie. Przeczytałam to w dwa dni i bawiłam się doskonale. To był idealny odpoczynek po całym dniu spędzonym z dzieckiem. Nie musiałam myśleć, skupiać się, po prostu płynęłam z fabułą. I z takim nastawieniem serdecznie polecam.

2 komentarze:

  1. Jak będę chciała przeczytać coś tak głupiego, że aż fajnego to z pewnością sięgnę :D. Takie ksiażki tylko dla rozrywki też są potrzebne ;). Dobra recenzja. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie książki tylko dla rozrywki są potrzebne!
      Kiedyś ktoś powiedział, że książki sprawiają, że człowiek jest mądrzejszy. A guzik prawda! Książka to taki sam relaks jak film czy serial. Tylko bardziej z literkami xD

      Usuń