31 października 2017

"Złodziej Dusz" Aneta Jadowska


Tytuł: Złodziej Dusz
Seria (tom): Heksalogia o Wiedźmie (1)
Autor: Aneta Jadowska
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Liczba stron: 448
Gatunek: fantastyka
Rok wydania: 2013

Hej Nat!
      Od zawsze szukam serii fantastycznych, by przez dłuższy czas cieszyć się jakimś uniwersum i bohaterami. O wiele bardziej wolę to od jednotomówek. Ale jak trafiłam na Anetę Jadowską? Poprzez Falkon! Była ona jednym z zaproszonych gości i uznałam, że głupio by było, gdybym nie przeczytała chociaż jednej jej książki, a że lubię zaczynać serie od początku, to padło na "Złodzieja Dusz".

      "Złodziej Dusz" to debiut Anety Jadowskiej i jak na debiut jest naprawdę dobry. Powiem szczerze, że nie spodziewałam się czegoś dobrego, jestem negatywnie nastawiona do polskich autorów, niestety doświadczenie czytelnicze robi swoje, dlatego też byłam przygotowana na kompletną klapę. No i na szczęście dostałam co dostałam.

      Dora Wilk to dorosła kobieta, która pracuje w policji. Dzięki swojemu dziedzictwu i doświadczeniu jest najlepsza. Po pracy zaś żyje pełnią życia jako wiedźma. Co najlepsze, nie jest pierwszą lepszą wiedźmą. Dora posiada w sobie dwie sprzeczne magie, magię Pani Północy, czyli wojowników, oraz magię płodności. Całość daje mieszankę wybuchową. Wszystko zaczyna się od zabójstwa staruszki, rozkręca się przy porwaniach magicznych istot, przetacza się przez bar czarta, diabła, anioła i maga, a kończy się na całkowitej demolce. Kobieta musi odnaleźć zaginionych, nie tylko dlatego, że została poproszona o to przez radę, ale i dlatego, że wśród nich znajduje się jej przyjaciółka, której czas jest policzony.

      Jak dla mnie, pomysł na historię został naprawdę dobrze przemyślany. Dobry pomysł, świetne wyszukanie informacji i doskonałe rozplanowanie fabuły to podstawa dobrze napisanej książki. Na szczęście to wszystko się tutaj znajduje. Samo zaplanowanie, jak działa porywacz, jak używa mocy, jak wybiera ofiary to dla mnie naprawdę duża sprawa. Sama czasami piszę opowiadania, więc stworzenie wątku detektywistycznego, którego rozwiązania ludzie nie domyśliliby się w ciągu pięciu minut, to dla mnie zbyt wysoki poziom (tak, wiem, niektórzy mają to we krwi, ale nie ja) i szanuję autorów, którzy to potrafią, A bezsprzecznie potrafi to Aneta Jadowska. Do magicznego śledztwa trzeba dołożyć też śledztwo w Toruniu, bo właśnie tam odgrywa się połowa fabuły. W tym mieście byłam dwa razy, więc z chęcią czytałam o miejscach, budynkach, jak one wyglądają, czym były, jednak wiem, że wiele osób może to nudzić. No cóż, prawdopodobnie mnie też zacznie, kiedy przeczytam "Złodzieja Dusz" kilkanaście razy, ale do tego czasu jest dobrze. W historii pojawia się wątek miłosny. Byłam do niego pozytywnie nastawiona, ale ciągłe spychanie Mirona do mistycznego miejsca zwanego friendzone zaczęło mnie denerwować. Było widać tam chemię, że coś się między nimi szykuje, ale nie, bo przecież przyjaźń ponad wszystko. I ja zrozumiałabym to, gdyby jedno z nich mówiło "nie", ale kiedy oboje chcą? Zaczęło mnie to trochę irytować. A do tego wplecenie Joshui... Nie ogarnęłam skąd się wzięły jego uczucia, nie miałam żadnych podstaw do tej relacji i jak dla mnie pojawiła się znikąd. Ogólnie sama historia naprawdę mi się spodobała. Fajnie została poprowadzona, ale... No właśnie...

      Weźmy na odstrzał bohaterów. Wiele osób twierdzi, że Teodora to typowa Mary Sue (panna idealna). Technicznie mają rację. Wiedźma jest piękna, inteligentna, mądra, wygadana, sprytna, a do tego potężna i utalentowana. A do tego jest przepiękna, wręcz idealna. Nienaganna figura, piękne włosy, czyli jak 99% bohaterek. Nie ma w niej wad, oprócz tego, że usilnie trzyma się swojego człowieczeństwa. Przynajmniej to jest wadą dla magicznych. Do tego Dora słucha "jedynej, prawdziwej muzyki" czyli rocku i metalu, ubiera się w tym stylu i wali ciętymi ripostami praktycznie cały czas. Najzabawniejsze jest to, że podczas czytania w ogóle mi to nie przeszkadzało, a wręcz przeciwnie. Dopiero kilka dni po przeczytaniu w głowie pojawiła mi się myśl "Hej, coś jest nie tak". Muszę przyznać, że inteligencja wiedźmy została fajnie przedstawiona, pokazując niekonwencjonalne rozwiązania problemów, czyli jak połączyć systemy i sprawić, że nie będzie przez to kłopotów. Podobało mi się to, naprawdę podobało, byłam wręcz zachwycona, ponieważ ja sama na to bym nie wpadła. Do tego konsekwencje bitwy z jednej strony są przegięciem, ponieważ dają Dorze power up, ale z drugiej strony mają logiczne wytłumaczenie, co jest akceptowalne. Czasami ma się wrażenie, że Jadowska stworzyła Dorę jako super siebie, to jest Dora jest Anetą, ale taką ulepszoną. To fajny zabieg, ponieważ oddaje realizm postaci, ale można tu przegiąć, co odrobinę zgubiło autorkę. Ogólnie mówiąc Dorę, mimo tych wszystkich wad, pokochałam. Mogłaby się częściej mylić, ale na rozluźnienie idealnie się nadaje.

      Kolejni bohaterowie to Miron i Joshua. Wolę opisać ich razem, ponieważ wychowali się razem od dziecka, praktycznie cały czas są razem i są swoimi przeciwieństwami. Miron to wnuk Lucka, buntownik, rozrabiaka, ma pełno panienek, cięty język i jest niebezpiecznie podobny do Dory. Joshua to wnuk Gabriela, istny świętoszek, prawiczek (no cóż, anioły są bardzo płodne, a bycie ojcem równa się jednoznacznie z byciem dorosłym i koniec z zabawami i swobodnym życiem). Mirona w książce jest o wiele więcej, to on towarzyszy Dorze w wyjazdach, chroni ją i bije się w jej imieniu, dzięki czemu Teodora jest odrobinę bardziej bezpieczna. Chociaż i anioł, i diabeł mają ponad trzysta lat, zachowują się jak nastolatkowie, albo młodzi dorośli. W ich relacji oraz relacji z Dorą plusem było to, że nie krępowali się. Rozmowy były o wszystkim, a te o seksie i z podtekstami były luźne, frywolne i zabawne. Dobra, czasem zawstydzały Joshuę, ale to logiczne, cnotliwy aniołek prawiczek, który niezbyt przepada za Dorą (na szczęście jest logiczne wytłumaczenie tego, chwała za to, że Aneta to rozwinęła, a nie wzięła relacji z kosmosu) ma rozmawiać z nią o seksie? Oj! Z jednej strony obaj są swoimi przeciwieństwami, z drugiej zaś idealnie się dogadują i dopełniają. Czy wspomniałam, że obaj są piekielnie przystojni? No to mamy dwóch ideałów.

      Co do ras, to jestem odrobinę zniesmaczona. Jadowska poleciała stereotypami. Miałam nadzieję na coś innego, ale jak wszędzie tak są magiczni przedstawieni, to chyba nie chciała się wyróżniać, jak na swój debiut. Wilkołaki są tu przedstawieni jako wielcy, umięśnieni idioci. No wiecie, ABS - absolutny brak szyi, a do tego zero mózgu. Słuchają rapu, bo na inne piosenki są zbyt głupi. Wolą agresję niż słowa. Z jednej strony spoko, przecież oni mają w sobie wilka, a wilk to zwierzę, które skupia się na instynktach, a nie problemach egzystencjalnych owcy, ale jednak to w połowie człowiek, więc trochę więcej myślenia by się im przydało dodać. Wampiry zaś, jak zwykle, zostały przedstawione jako elita elit. Wykwintni, wyrachowani, w strojach wieczorowych. Skąd ja to znam? Z miliona innych książek. Chociaż tutaj muzyka bardziej skłania się w kierunku gustu Dory, więc miałam lekki dysonans. Przecież to opery i balu pasuje muzyka klasyczna, a nie rock. Plus za urozmaicenie, minus za zły dobór. Ja rozumiem, nie zawsze styl ubierania się pasuje do słuchanej muzyki, ale jeśli chodzi o całą grupę, to powinno się jednak to jakoś połączyć. Przecież to niemożliwe, żeby cała grupa wampirów kochała rocka i ubierała się w stroje wieczorowe. Nope. Nada. Można to było inaczej wprowadzić, zmienić, ponieważ czasami mam naprawdę dość stereotypów, ale to taka bezpieczna opcja, której wielu autorów woli się trzymać.

      Na tapet muszę wziąć jeszcze świat, ponieważ nie jest taki, jak wszędzie. Zazwyczaj świat magiczny jak i ludzki jest połączony w jedno, wszyscy żyją razem i jest fajnie. Tutaj w środku miast istnieją inne miasta! W środku Torunia istnieje magiczny Thorn, do którego trzeba wejść przez przejście. owszem, wśród ludzi mieszkają nieludzie, ale muszą się ukrywać, logiczne. Natomiast w Thornie mogą być sobą, nie powstrzymywać swojej natury. Fajny pomysł, by z jednej strony dać nutkę tajemniczości i kłopotów, a z drugiej dać swobodę i frywolność. A do tego systemy. Anioły i diabły podlegają pod jeden system, wiedźmy, wilkołaki, wampiry i inni pod drugi system, a szamani pod kolejny. Tych systemów jest wiele, można się pogubić, ale plusem tego jest to, że trzeba kombinować. Stworzeni z różnych systemów nie mogą mieszać się w sprawy innych. W książce fajnie było podkreślone, że Miron, jako diabeł, nie mógł ingerować w działania magów, ponieważ byli z innych systemów i pojawiłyby się wielkie kłopoty. I właśnie to sprawia, że Dora musiała znaleźć różne obejścia, kruczki i nietypowe rozwiązania, które trochę (bardzo) skomplikowały jej przyszłość.

      Podsumowując całość mogę powiedzieć, że "Złodziej Dusz" to nawet udany debiut. Fajny świat, bohaterowie z charakterem, nowe miasta w naszym świecie, a dodatkowo magia, która jest wszędzie. To zdecydowanie mój klimat. Według wielu osób, jest to powieść z gatunku urban fantasy, lecz dla mnie to bardziej podchodzi pod romans paranormalny, ale to nic złego, uwielbiam to. Można by jeszcze trochę popracować nad rasami, albo dodać parę wad Dorze, ale ogólnie fajnie się przy tej książce relaksuje. Pochłonęłam ją w jeden dzień. Jak nienawidzę czytać w autobusie (choroba lokomocyjna, bleh), tak od tego nie mogłam się oderwać, a to o czymś świadczy. Z tego zachwytu od razu sięgnęłam za kolejne tomy, o których niedługo napiszę. Zdecydowanie polecam, ale uprzedzam, że może się nie spodobać właśnie przez idealność bohaterki i niedopracowane rasy. Ale ogólnie polecam. No wiesz, Miron!
Ściskam
Aga

4 komentarze:

  1. Przeczytała z ciekawością, ale z drugiej strony wiem , że to nie dla mnie., I o to chodzi w dobrej recenzji :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie dla mnie raczej, przynajmniej nie teraz...ale może kiedyś :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Debutów jakos się obawiam sama nie wiem czego się spodziweać. Ciekawa kiażka okładka jednak bardzo mi się nie podoba .

    OdpowiedzUsuń
  4. Już zacieram łapki, żeby dorwać się do mojego egzemplarza i go przeczytać :)

    OdpowiedzUsuń