20 stycznia 2025

Elfka z elfem to całkiem dobrana para, czyli "Ucieczka Apsary" Katarzyna Podstawek, Katarzyna Rutowska

      Kiedy widzę ładną okładkę, nie mogę się doczekać, aż przeczytam daną książkę. Zazwyczaj pozycja taka i tak kończy na moim wiecznym TBR, ale sa przypadki, takie jak tutaj, które doczekają się czytania prędzej niż później. A jeszcze jak to jest książka z wydawnictwa SQN, to już w ogóle mój must have (w sensie, że kiedyś na pewno przeczytam. Kiedyś). No i tak było w przypadku tej pozycji. Poleżała ona trochę na półce w Legimi, a jak nabrała już mocy urzędowej, wzięłam się za czytanie.

      Elaman, pochodząca z arystokracji elfka, jest przyszłą studentką, która właśnie zmierza do domu wujostwa, by przygotować się do kolejnego etapu w swoim życiu. Jednak pod namową wuja, decyduje się na jeden wieczór szaleństwa. Dziewczyna, całe życie trzymana niczym słowik w złotej klatce nareszcie czuje, że żyje. Alkohol i dobra zabawa sprawiły, iż elfka wraz z nowo poznanym elfem z dalekiego państwa, o którym wiedziała niewiele, wyruszyli w podróż do stolicy. Na trzeźwo wizja problemów była tak przerażająca, że wyjazd i ucieczka w przygodę zostaje zmieniona na porwanie, by tylko uniknąć wściekłości wuja i odpowiedzialności za swoje czyny.
      Liczne przygody i relacje, które się nawiązują w trakcie trwania wędrówki, wyłaniają na wierzch prawdziwe charaktery elfów oraz mieszają w ich życiu. Droga do przeszłości może zostać zamknięta już na zawsze.

Jest jakaś ogromna różnica pomiędzy żywą istotą a martwym ciałem (...)
– Duch, który tkwi w tym ciele… – podjął filozoficznie. (...) – Gdy go nie ma, nie ma już ognia napędzającego worek z kośćmi. To, co jest w każdym z nas najcenniejsze, to właśnie duch. Nawet jeśli ten duch jest okrutny i straszny, to on żyje, reszta to tylko powłoka. To trochę jak z sakwą. Pusta zawsze wygląda gorzej od pełnej, nawet jeśli w środku jest łajno. Z tym że trudno dostrzec z daleka, co jest w środku. Z żywymi istotami jest podobnie.
      Przyznaję się szczerze, kupiła mnie okładka. Nie kryję się z tym. Jestem okładkową sroką i jestem z tego dumna. No ale przecież zobaczcie tylko, piękna elfka i elf, przypominający dżina. No to jest cudo! Ale też niewiele zdradzała z fabuły, którą mogłam w środku znaleźć. Szkoda, bo kocham spoilery (tak, uwielbiam spoilery. Nie osądzajcie). Dlatego podeszłam do tego z czystą głową i to była najlepsza decyzja. Na początku myślałam, że to będzie niewinna, prosta opowieść o drodze dwóch elfów, którzy napotykają przeszkody, a do tego pokonują swoje granice, by przeżyć najlepszy czas jak mogą. O jak się myliłam. To, co zaczęło się pijacką przygodą i impulsywnym pomysłem, by pojechać do stolicy, skończyło się czymś o wiele poważniejszym i już nie takim niewinnym. I to mnie zdecydowanie kupiło! Ale idąc do początku, pierwsze strony pokazują mniej więcej jak Elaman ma w życiu, jak została wychowana i czego się od niej oczekuje. I też to nakreśliło mi dwie drogi fabuły, albo będzie cnotliwa, niepewna, strachliwa i będzie się pilnowała przestrzegania prawa i tego, co wypada, albo wręcz przeciwnie, poczuje wolność i będzie robiła wszystko to, czego nie robiła do teraz. Jakie było moje zaskoczenie, kiedy otrzymałam połączenie obu ścieżek.
      Odpowiedzialne, logiczne i zdecydowanie przemyślane wykorzystanie charakteru dziewczyny i jej poczucia braku kontroli przez innych spowodowało, że zamiast prostej drogi do celu otrzymałam drogę pełną zakrętów, nowości i przełamywania swoich granic przez elfkę. O rajuniu! Do tego elfka uwielbiała czytać powieści młodzieżowe, więc jej porównanie rzeczywistości do fikcji, próba wykorzystania swojej wiedzy z książek podczas poważnych problemów czy próby nawiązania relacji z innymi była wręcz zabawna! Ale! Samej Elaman, to znaczy jej solowej fabuły, nie było zbyt wiele, bo praktycznie na początku książki poznała Czadaramę, zielonego elfa, który przedstawił się jako pielgrzym. I w tym momencie zaczęła się jazda. Nasza dwójka została grzecznie wywalona z karczmy za zakłócanie spokoju (śpiewy i głośne zachowanie po alkoholu, no kto by się tego spodziewał). I wydaje mi się, że to był punkt zapalny całej tej przygody.
      Elaman w książce jest nastolatką, dopiero poznaje świat. I właśnie to poznanie mogłam z nią dzielić. Ona nie tyle widziała coś nowego, ona się po prostu uczyła świata. A autorki pozwoliły, byśmy uczyli się razem z nią. To, co na początku było nam pokazane, stopniowo się rozwiewało, ukazując coraz to większy świat oraz światopogląd. Byłam zachwycona tym, jak naturalnie przychodziło dowiadywanie się jak naprawdę wygląda świat poza strefą przyjazną elfom. I to, jak ten świat został stworzony! Naprawdę, jestem zachwycona budową świata.
      Muszę przyznać, że książka daje wiele do przemyślenia. Sytuacje w niej zawarte często odzwierciedlają naszą rzeczywistość. Ba, nie tylko sytuacje, lecz atmosfera czy po prostu nastroje polityczne. Przeciągnięcie naszego świata do tego stworzonego w książce było naprawdę dobrym zabiegiem, bo nie tylko sprawia, że po prostu łatwiej wejść w fabułę, lepiej się rozumie co tam się dzieje, lecz również daje możliwość zastanowienia się, czy u nas naprawdę jest aż tak źle i czy możemy coś zrobić, by nie doznać sytuacji z książki. Wiele wątków dotyczy dyskryminacji, rasizmu czy seksizmu, więc można powiedzieć, że tematy bardzo obecnie aktualne.
      Oczywiście nie mogę zapomnieć o wątku romantycznym. przeplata się on przez całą książkę, pojawia praktycznie co chwilę, jednak nie jest on ani wymuszony, ani wepchnięty na siłę. Wszystko pojawia się wręcz naturalnie, powoli, małymi kroczkami zbliżając do siebie odpowiednie osoby w odpowiednim momencie.

Jeśli kapłan jest w porządku, lud go zawsze złapie.
      Główni bohaterowie to coś, co w większości napędza fabułę. Dlatego tak ważna jest ich kreacja, bo nawet najlepsza historia może zostać porzucona, kiedy postacie nas po prostu zniechęcają. Na szczęście w tym przypadku jest odwrotnie. Elaman jest naiwna i niewinna. Całe życie żyła pod kloszem, widziała tylko to, co pozwoliła jej matka i w sumie w teorii miała dobre życie. To wszystko rzuciło się na jej charakter. Wszędzie widzi dobro, nie wierzy, że ludzie i elfy mogą być złe i okrutne, a więc nie skrzywdzą jej bez powodu, no bo dlaczego? Niestety, na własnej skórze doświadcza tej nienawiści i niechęci do jej rasy, co powoli zmienia jej charakter. Elfka jest świetnie wykreowana. Jako iż fabuła trwa zaledwie kilka dni, to dziewczyna nie zmieni się całkowicie, ale też nie pozostanie taka sama jak na początku podróży. I świetnie to widać podczas ostatnich stu, może pięćdziesięciu stron, kiedy Elaman próbuje być twarda, odważna, a jednak gubi się w swoich słowach i zaczyna panikować niczym mała dziewczynka. Ta scena świetnie pokazuje jak dopracowana i ogarnięta zmiana w elfce została stworzona, jak umiejętnie nią kierują.
      Czadarama za to jest Pielgrzymem i we chyba we wszystkich znaczeniach tego słowa. Jest wiernie oddany swojemu bóstwu, codziennie z nim rozmawia, modli się, śpiewa. Dosłownie wszystko robi w tego imieniu, a jeśli napotyka coś na swojej drodze, oczywiście według niego jest to w imieniu bóstwa. Jednak w tym wszystkim jest trochę naiwny. Wystarczy wspomnieć, że to bóstwo postawiło coś na jego drodze, a on z miejsca w to wierzy. Jednak z drugiej strony, patrząc na to jak potrafi walczyć i bronić się, nie bałabym się o jego bezpieczeństwo. Można powiedzieć, że jest niczym fanatyk religijny. Tak, to chyba powinno pasować do jego postaci. Fanatyk religijny. Ale pomimo tego wyraźnie widać jego łagodną stronę. Mimo swojej świętej misji otwiera się na nowe rzeczy jak i osoby. Dojrzewa się, wychodzi ze swojej strefy komfortu, jednak nadal pozostając sobą. Czadarama nie jest typowym książkowym mężem. Nie jest przystojny, lecz specyficzny, nie rzuci wszystkiego dla kobiety, chociaż według mnie jest moralnie szarą postacią, co wychodzi dopiero z czasem. Ale mimo to sprawia, że myślę o nim ciepło.
      Najbardziej jednak w tej serii pokochałam dwie postacie. Wujka i ciotkę Elaman. No cudo! Wujaszek jest takim typowym wujaszkiem, który dba o rodzinę, który dla swojej siostrzenicy i jej bezpieczeństwa zrobi wszystko. Za to cioteczka… Kluseczka jest fenomenem tej książki. Uwielbiana przez swojego męża, złotousta, pełna cierpliwości, lecz gdy coś pójdzie nie tak, wydrze się niczym rasowa banshee. Uwielbiam te fragmenty, kiedy to ona przejmuje stery. O takich postaciach i sceny z takimi osobami kocham w książkach.

Mają tam takie powiedzenie: czasem zły wóz może dowieźć cię do dobrego miasta.
      Ucieczka Apsary jest świetną książką na jesienne bądź zimowe wieczory. Przeniosła mnie do całkiem innego, lecz, o dziwo, podobnego do naszego świata. Przygody dwóch elfów, które rozpoczęły się przez pijański wieczór, sprawiają, że nie tylko chcę się uśmiechać lecz również skłaniają do rozmyślań odnośnie problemów naszej rzeczywistości. Sam styl pisania jest przyjemny, a fabuła, chociaż prosta, to wciąga po całości. Chociaż brakowało mi rozwinięcia systemu magicznego, to mam nadzieję, że w następnych częściach dowiem się o tym więcej i jeszcze bardziej pokocham ten świat.
      Chociaż na początku myślałam, że tę książkę czytam w złym momencie swojego życia, to z całą pewnością mogę powiedzieć, że bawiłam się niesamowicie! I chociaż były momenty, kiedy musiałam odłożyć książkę na bok, to wiem, że w luźniejszym okresie po prostu pochłonęłabym ją na jeden raz, ewentualnie na dwa wieczory. Polecam wszystkim fanom tak zwanej cozy fantastyki!

  Tytuł: Ucieczka Apsary
  Autor: Katarzyna Podstawek, Katarzyna Rutowska
  Wydawnictwo: SQN
  Liczba stron: 464
  Gatunek: fantastyka, romantasy
  Rok wydania: 2024