29 maja 2025

Sen lekiem na całe zło? czyli "Mój rok relaksu i odpoczynku" Ottessa Moshfegh

      Są takie chwile, kiedy człowiek chce wyjść ze swojej strefy komfortu, chociażby w kwestii czytelniczej. No i ja tak postanowiłam pod wpływem jednej z moich ostatnio ulubionych TikTokerek, Olgi Waluś.

      Bohaterka powieści, młoda Amerykanka, jest piękna, chuda, świetnie wykształcona i zamożna. Na pierwszy rzut oka powinna być też szczęśliwa, ale nie jest. Mamy rok 2000, początek nowego tysiąclecia, gospodarka kwitnie i wszystko mogłoby się układać idealnie, jednak tylko długi odpoczynek i odcięcie się od rzeczywistości dają bohaterce nadzieję na dalsze normalne życie.

- Zatem jest pani wykształcona.
- Studiowałam na Uniwersytecie Columbia.
- Dla mnie to cenna informacja, ale dla pani żadna pociecha w pani stanie. Poziom wykształcenia jest wprost proporcjonalny do niepokoju, co zapewne już pani wie, skoro ukończyła pani Columbię.
      Kiedy ktoś mi mówi, że książka jest o kobiecie, która chce przespać rok życia, nie oczekuję niczego, na nic się nie nastawiam, bo nawet nie miałabym pojęcia jak ten temat ugryźć. Miałam jednak nadzieję, że to będzie konkretne, coś wnoszące w moje życie, jako iż na Lubimy Czytać książka ta zakwalifikowana została jako literatura piękna (a od tego gatunku, nie ukrywam, oczekuję wysoki poziom). Cóż, trochę bardzo się pomyliła.
      Główna bohaterka jest… Po prostu jest. I to “bycie” chce zminimalizować do snu. I jak koncepcja snu przez rok bywa kusząca i intrygująca odnośnie fabuły, tak w praktyce wyszło… fatalnie. Z jednej strony jakaś fabuła powinna być. Z drugiej strony, jaka może być fabuła, kiedy kwintesencją jest spanie? Otóż autorka postanowiła napchać książkę wielką ilością wspomnień i informacji, które do szczęścia są nam niepotrzebne. Przynajmniej z mojego punktu widzenia. No bo tak, jestem przyzwyczajona, że w książkach, które czytam, wszystko jest po coś. Dosłownie, każda scena jest potrzebna, coś wnosi, do czegoś jest wykorzystana. A w tym przypadku dostałam pełno informacji o przeszłości bohaterki, jej rodzinie, pracy, byłym chłopaku… I w teorii brzmi to dobrze, tak w praktyce zdecydowanie nie. Bo powiedzmy sobie szczerze, po co mi opisy jak niektórzy malarze tworzą swoje dzieła za pomocą spermy? Co to ma do sensu całej książki? No nic. A jedynie sprawia, że wręcz nie chce się wracać do czytania. Dodatkowo powtarzanie tych samych scen, gdzie jedyną różnicą były tematy wspomnień, chociaż nadal zachowane w tym nurcie, nadaje temu wszystkiemu nudny, wręcz usypiający schemat. Nie ma za bardzo odskoczni, chwili dla umysłu, gdzie mógłby od tej nudy uciec. Za to sprawia, że z pozoru nowa scena (na przykład pogrzeb) nie różni się niczym od całej reszty.
      Jeśli miałabym podejść do tego tylko fabularnie, wyszłoby fatalnie.I chociaż cała akcja trwa ponad rok, to przedstawione tam czynności i sceny były tak codzienne, tak nijakie, że nie odczuwało się tego. Takie sceny są ok, ale jako przebitka pomiędzy akcją, jako chwila wytchnienia, a nie całość…
      Ale przejdę do czegoś, co mnie niesamowicie wkurzyło w tej książce. To, jak według mnie jest ona toksyczna! Ja wiem, że każdy ma problemy, biedni, bogaci, różnego stopnia i nie nam je oceniać. Ale skoro już dostaję te problemy tak przedstawione, to nie mogę wytknąć ich oraz tego, jak sobie z nimi poradzono. Bohaterka zdecydowanie ma depresję, nie potrafi sobie poradzić z własnym życiem i tym, co się u niej wydarzyło. Zamiast sięgnąć po pomoc specjalisty, kombinuje na własną rękę jak sobie poradzić. I to mi przeszkadza. Tyle się trąbi, że zdrowie psychiczne jest ważne, że trzeba o nie zadbać, że nie wolno ignorować depresji, a ta książka to wszystko podważa. Laska zamiast postarać się o fachową pomoc (jest bogata, może opłacić sobie najlepszych specjalistów, ale po co, przecież można pójść na łatwiznę i po prostu przespać rok, wszystko magicznie się ułoży, nie?), postanawia znaleźć naiwnego psychiatrę, który przepisze jej leki, po których pójdzie lulu. To jest tak durne podejście… Bycie pewnym, że wszelkie problemy magicznie się rozwiążą same z siebie, jest po prostu głupie. Co najgorsze, pokazane tu zostało, że nie trzeba szukać dobrego psychiatry, wystarczy pierwszy lepszy, który przepisze leki. A najlepiej to jak najwięcej leków. Się weźmie, się prześpi, będzie dobrze, nie? A guzik prawda! Fakt, są tacy niekompetentni lekarze, jednak w takich przypadkach powinno się go zmienić, by otrzymać jak najlepszą pomoc, a nie wykorzystywać go w celu pozyskania leków. I jak już wspomniałam, nie mi oceniać powagę problemów, bo każdy odczuwa je na swój sposób, jednak nie mogłam do końca traktować tej książki poważnie, kiedy w większości powodem tego wszystkiego było odrzucenie przez byłego, strasznie toksycznego faceta. Może i
Rozmyślałam o tym wszystkim w czarnym pokoju Revy, w jej smutnej, zmechaconej pościeli, i nie czułam niczego. Byłam w stanie m y ś l e ć o emocjach , nie mogłam jednak wywołać ich w sobie. Nie umiałam nawet zlokalizować ich źródła. Czy pochodziły z mózgu ? Bez sensu. Najlepiej znałam rozdrażnienie: uczucie ciężkości w piersi i wibracje w szyi, jakby moja głowa szykowała sie, żeby wystrzelić w górę jak rakieta. To jednak zdawało sie działać jak reakcja fizjologiczna - bezpośrednio powiązana z systemem nerwowym . Czy smutek działał tak samo ? A radość? A tęsknota ? A miłość? ".
      No ale nie samą fabułą żyje książka, co nie? Ważna jest też bohaterka. Szkoda tylko, że w tym przypadku nie na wiele się zdała. Może i zachowanie anonimowości bohaterki byłoby dobrym zabiegiem, kiedy porusza się tematy leków i problemów psychicznych, jednak w tym przypadku ani mnie to grzało, ani ziębiło. Fakt, że nie mogę jej inaczej nazwać jak bohaterka czy kobieta to jedyny skutek tego zabiegu. Ale jeśli chodzi o jej charakter… Huh, tu zaczyna się ciężko. Bo nie do końca mogę ją jakoś opisać. Dziewczyna ewidentnie ma depresję, jednocześnie chce żyć i wycofać się z rzeczywistości. Ale cała reszta? Nie za bardzo jestem w stanie ją opisać. Pracowita? Nie powiedziałabym. Uparta? Chyba jedynie w dążeniu do przespania tego roku. Przyjacielska? A w życiu! To jak traktuje swoją przyjaciółkę (trudno mi nazwać relację tych dwóch kobiet przyjaźnią, ale cóż, autorka tak to opisała) to totalne ignorowanie i olewanie, co było również powiedziane nam przez samą bohaterkę. Czy jest miła? Zostało nam “pokazane”, że głównie tylko podczas brania leków na spanko. Tak więc bohaterka jest dla mnie nijaka i nie bardzo jak mam się z nią utożsamić czy wejść w jej skórę.

Przyjechała z zestawem dużych papierowych toreb z różnych domów handlowych na Manhattanie. Ewidentnie trzymała je na okazję, kiedy będzie musiała coś przetransportować, najlepiej w opakowaniach, które kojarzą się z dobrym gustem i potwierdzają, że jest poważną osobą, ponieważ wydała pieniądze. Widziałam to samo u nianiek i sprzątaczek w Upper East Side, które nosiły drugie śniadania w maleńkich pogniecionych torebkach na upominki z Tiffany’ego albo Saks Fifth Avenue.
      Czytając “Mój rok relaksu i odpoczynku” miałam wrażenie, że autorka próbowała napisać książkę z głębokim przesłaniem w przystępny sposób. Depresja, próba odnalezienia siebie, poszukiwanie szczęścia… To, w czym potrzeba się zagłębić, autorka starała się poruszyć powierzchownie. Do tego jakikolwiek brak empatii sprawia, że książka jest zwyczajnie płaska, jednowymiarowa. Przez zachowanie bohaterki, jej manipulacje lekarzem, by tylko wydębić upragnione leki sprawia, że pozycja staje się po prostu toksyczna, a wręcz niebezpieczna.
      Autorka, pomimo w miarę dobrego pomysłu, nie dała rady pociągnąć tematu w interesującym kierunku, sprawiając, że całość była po prostu monotonna i nudna. Zerowa fabuła i nijaka bohaterka nie równoważy “szokujących” opisów, przez co całość czytałam znudzona, bądź znudzona i obrzydzona. Za każdym razem, kiedy sięgałam po książkę, musiałam się zmuszać do czytania. Nie czerpałam ani chwili przyjemności na żadnej ze stron. A brak jakiegokolwiek napięcia czy zwrotów akcji jedynie mnie usypiał. Zdecydowanie nie polecam.

  Tytuł: Mój rok relaksu i odpoczynku
  Autor: Ottessa Moshfegh
  Tłumaczenie: Łukasz Buchalski
  Wydawnictwo: Wydawnictwo Pauza
  Liczba stron: 272
  Gatunek: literatura piękna
  Rok wydania: 2019