26 listopada 2024

Idziemy na wojnę na odwyku, czyli "Republika Smoka" Rebecca F. Kuang

      Skoro już stwierdziłam, że będę kończyć zaczęte serie, to nie mogłam zapomnieć o drugim tomie Wojen Makowych, czyli Republice Smoka. Czy miałam duże oczekiwania co do tego tomu? Ależ oczywiście. Pierwsza część bardzo mi się podobała. Pochłonęłam ją całkowicie, dlatego też spodziewałam się, że drugi tom serii również będzie dobry. Chociaż nie ukrywam, że bałam się, iż dopadnie mnie fatum drugiego tomu. Cóż… Niestety, sprawdziło się i jedno i drugie.

      Rin próbuje okiełznać Feniksa, jednocześnie chcąc pokonać Cesarzową. Wewnętrzna wojna, wrogie państwo, które nagle chce pomóc, a do tego służba pirackiej królowej to dopiero góra lodowa tego, co się dzieje w państwie i życiu dziewczyny. Zmiana ustroju politycznego państwa nie jest tak prosta, jakby się mogło wydawać, o czym na własnej skórze dowiedziała się Rin.

-Wypiłeś już?
Chłopak osuszył kubek i skrzywił się.
-Już tak. Fu!
-Świetnie. Więc teraz poczęstuj się grzybkiem.
-Co?- Kitaj, aż zamrugał.
-W tym kubku nie było narkotyku.
-Ty dupo wołowa!- rzuciła Rin.
-Nie rozumiem.- Kitaj ściągnął brwi.
Chaghan rzucił mu lekki uśmieszek.
-Chciałem zobaczyć, czy naprawdę wypijesz końskie szczyny.
      Naprawdę lubię, kiedy kolejne części zaczynają się w krótkim okresie po poprzednich tomach. Dzięki temu łatwiej jest mi zacząć. No więc nie miałam żadnego problemu, żeby po prostu na nowo wejść w ten świat.
     Najbardziej w tym tomie podobało mi się, że autorka pokazała go więcej. Już nie mamy tylko wspomniane kraje, miejsca czy osoby, ale doświadczamy ich z Rin. Piracka Królowa? Jest. Hesperianie? Są. Plemię bliźniaków? Obecne. Czyli to, co mnie ciekawiło po pierwszym tomie, tutaj zostało to zaspokojone. I chociaż większość akcji to były walki, to jednak zdarzyły się momenty, by odetchnąć i dowiedzieć się czegoś o stworzonym świecie czy osobach.
      Skupię się jednak na czymś, co jest plusem i minusem tej historii. Większość tej części to wojna. Dosłownie wojna. Bitwy, walki, ataki, cały czas coś się dzieje na froncie. Dla mnie to jest minus, ponieważ niezbyt lubię typowe wojny, które ciągną się przez wiele, wiele stron. Nie lubię, kiedy stanowią one większość fabuły. O wiele bardziej wolę czytać o przygotowaniach, małych potyczkach, nierozwlekający opis wojny i koniec. Nie mogę jednak zaprzeczyć, że wojna została opisana naprawdę dobrze. Doceniam to, jednak to po prostu nie moje klimaty. Nie lubię książek typowo wojennych. Dlatego najlepiej mi się czytało początek Republiki Smoka i wszystkie działania okołowojskowe.
      Autorka operując słowem pokazuje, że świat po prostu idzie do przodu, nie patrząc na to czy ktoś jest gotowy czy nie. Momentami pędzi na złamanie karku, a ludzie mogę jedynie wbić się w niego, próbując przeżyć. Wszędobylskie okrucieństwo czy zbrodnie wojenne zostały dosadnie opisane, by czytelnik bez problemu mógł sobie wyobrazić makabryzm tamtych chwil. I właśnie za to szanuję autorkę. Tak jak w pierwszym tomie nie idzie na około. Po prostu opisuje jak było. Przecież wojna nie jest milusim spacerkiem, więc dlaczego miałaby większość rzeczy owijać w bawełnę|? Niestety, wojna jest okrutna, jest krwawa i to widać. A w momencie, kiedy do akcji wkraczają bogowie, którzy jedyne czego pragną to zabijać i siać chaos, wszystko po prostu potęguje.

Ludzie chcą i będą chcieli cię wykorzystać lub zniszczyć. Jeżeli chcesz przetrwać, musisz się opowiedzieć po jednej ze stron. Dlatego, moje dziecko, nie próbuj uchylać się przed wojną. Nie wzbraniaj się przed cierpieniem. Kiedy usłyszysz przeraźliwy wrzask, biegnij prosto w jego stronę.
      Jeśli chodzi o Rin, to widać, że się zmieniła i to bardzo. Ma w sobie Feniksa, więc musi się mu przeciwstawiać, a jednocześnie wykorzystywać jego moc. Aby okiełznać Feniksa, ćpa. Niestety, ale za tym idzie fakt, że jest momentami nieznośna. Rozumiem, że uzależniona osoba myśli tylko o narkotykach, lecz tutaj było to dość męczące. Ale nadal, pomiędzy tymi kiepskimi momentami, jest sobą, agresywną, odważną, dążącą do celu. Można powiedzieć, że w pewnym momencie obiera sobie drogę “po trupach do celu”. Ale też przyznam, że w całej tej fabule, czy to podczas lepszych czy gorszych dni, cały czas widać, że Rin jest po prostu wrakiem człowieka. Ledwo się trzyma czy to fizycznie, czy to psychicznie. Patrząc na to wszystko, widać, że bohaterka zmienia się pod wpływem historii, nie pozostaje jednostajna, dostosowuje się, bądź wręcz przeciwnie, stawia się, w zależności od tego, co się z nią działo,bądź jaka była presja otoczenia. Jak dla mnie Rin należy do tej grupy bohaterów, która została stworzona realnie, która po prostu żyje. Mam wrażenie, że to nie autorka pisze jej historię, tylko nakierowuje, a postać sama żyje.
      Postacie drugoplanowe i dalszoplanowe jak zwykle na wielki plus. Wiele z nich było charakternych. Wiele z nich można było poznać po samym zachowaniu z poprzedniego tomu, ponieważ pomimo dziejącej się historii po prostu pozostali w głębi siebie sobą. Kto miał się zmienić, ten się zmienił. A kto miał możliwość zostać sobą, pozostał. Nie stanowią one tła, nie są szarzy, których nie widać, lecz wybijają się osobowością jak i po prostu byciem. Napędzają fabułę na równi z Rin, nie odstępują jej na krok.

Nezha wytrzasnął skądś niewielką paczkę kleistej mąki ryżowej. Przesypał ją do blaszanej miski, dolał wody z menażki i zaczął wyrabiać.
Rin trąciła patykiem cherlawe ognisko. Płomyczki zafalowały i przygasły; następny podmuch wiatru zgasił je na dobre. Jęknęła i sięgnęła po krzemień. Na wrzątek musieli zaczekać przynajmniej kolejne pół godziny.
- Wiesz, mógłbyś to po prostu zanieść do kuchni.
- W kuchni nie powinni wiedzieć, że mam tę mąkę - odparł Nezha.
- Rozumiem - pokiwał głową Kitaj. - Pan generał kradnie racje.
- Pan generał nagradza swoich najlepszych żołnierzy noworocznym przysmakiem - poprawił Nezha.
- Ach, czyli nepotyzm.
      Drugi tom Wojen Makowych sprawił mi trochę problemów. Warsztatowo pozostał na równie wysokim poziomie. Świetnie opisana fabuła, doskonale przedstawiony kolejny kawałek świata i realnie przedstawiona wojna to był przepis na doskonały drugi tom. Jednak w tym wszystkim pojawia się mój gust czytelniczy, ponieważ nie lubię, kiedy większość książki stanowi wojna, dlatego, nie ukrywam, troszkę się męczyłam z tą książką. Jednak wspaniali bohaterowie, Rin, która doświadczyła zmian w sobie, Nezha, który posiada tajemnicę, czy bliźniacy Suren, którzy pokazali swoje pochodzenie, oraz wiele, wiele innych sprawili, że ta historia po prostu ożyła i szła własnym torem. Fatum drugiego tomu spadło, lecz ukazało się w postaci moich preferencji czytelniczych, niż jakości pozycji. Zdecydowanie polecam! I tak, sięgnę po ostatni tom serii.

  Tytuł: Republika Smoka
  Seria (tom): Wojna makowa (2)
  Autor: Rebecca F. Kuang
  Tłumaczenie: Grzegorz Komerski
  Wydawnictwo: Fabryka Słów
  Liczba stron: 792
  Gatunek: fantastyka
  Rok wydania: 2020

24 listopada 2024

Niby nowa seria, a jednak wszystko po staremu, czyli "Upadek i Gniew" Jennifer L. Armentrout

      To jest ten głupi stan, kiedy naprawdę chcę polubić twórczość autorki, więc co chwilę daję jej kolejne szanse, aż końcowo pewnie przeczytam wszystko, co napisała. No a że w bibliotece była jej najnowsza książka, to wzięłam.

      Calista, obdarzona magicznymi zdolnościami sierota, wraz z przyjacielem Gardym odnalazła “dom” w posiadłości barona. On, jako strażnik, ona, jako członkini jego haremu, próbują żyć spokojnie, jednak jej zdolności sprawiają, że baron wykorzystuje ją w grze politycznej. Te same zdolności powodują, że znajduje się w odpowiednim miejscu i o odpowiednim czasie, by odnaleźć postać z przeszłości i ściągnąć na siebie kłopoty.

- Ale czy weźmiesz udział w... w uroczystościach?
- Uroczystościach. - Zaśmiałam się. - Jakie to łagodne określenie.
Wyszczerzyła zęby.
- A jak powinnam to nazwać?
- Orgią?
      Całkowicie nowe uniwersum daje czysta kartę do zdobycia czytelników, czy też odbudowania sobie opinii po coraz to gorszych częściach innych serii. I w pewnym sensie właśnie tak przyjęłam ten tom i tę serię. Jako szansę na poprawienie swojego zdania o Jennifer Armentrout. A co dostałam? Porno. Nie romantasy. Porno. Zwyczajny erotyk w świecie fantasy. Muszę zaznaczyć na początku dwie rzeczy:
1. “Dorastałam” na romansach paranormalnych, gdzie ten seks był obecny, ale stanowił element romansu, związku, uczucia.
2. Nie mam nic przeciwko seksowi bez uczucia, kiedy jest potrzebny do fabuły, albo bo tak działa świat, że seks jest walutą, przedmiotem, bądź ściśle powiązany z czymś.
Nie wiem, co próbowała zrobić Armentrout, ale jest pomiędzy tymi dwiema sprawami. Próbuje dodać uczucie do fabuły, ale jego do końca nie ma, więc seks z uczuciem nie ma prawa wystąpić (jest zalążek uczucia, ale no, jak można mówić o uczuciu z kimś, kogo dopiero się poznało? Chyba że liczyć fascynację albo pokrewne uczucia). A seks potrzebny do fabuły? Niby jest potrzebny, ale jedynie nieliczne momenty. Większość zbliżeń lub macanek jest niepotrzebna, dodana bo tak, to autorka miała ochotę. Miałam wrażenie, że te elementy zostały tam dodane, by książka miała więcej stron. Sama fabuła nie była długa. Zabrakło mi trochę akcji. Niestety, tutaj pojawia się ten sam problem co w “Krew i Popiół”. Jest zbyt dużo przemyśleń głównej bohaterki o facecie i seksie. Cały czas to samo i to samo i to samo… To szybko przestało być nudne, a zaczęło być irytujące. No bo ile można.
      Jeśli chodzi o świat wykreowany, został pokazany oszczędnie. Autorka ograniczyła się do jednego miasta, a raczej posiadłości, dodając trochę opowieści o przeszłości. Tak więc nie dowiedziałam się za wiele. Co nawet mi nie przeszkadzało, bo na tak skromną fabułę wystarczało, żeby ją zrozumieć. Ale też fabuła nie była jakoś skomplikowana. Fakt, zawierała kilka ciekawych zwrotów akcji, ale, będę szczera, była nudna. Tak bardzo, że czytanie tej książki zajęło mi trzy miesiące. TRZY! To wiele o tym mówi.
      Skupiając się na fabule mam wrażenie, że istniała ona jedynie dzięki scenom erotycznym. Bez nich stałaby raczej w miejscu. No ale wiecie, jest scena uczty, jest rozmowa. I co? I seks. Jest rozmowa barona i gościa. I co? I seks. PO CO?! Rozmowa pomiędzy dwiema postaciami może być ciekawa bez wciskania seksu wszędzie gdzie się da. Tylko trzeba tę rozmowę umieć napisać. Tego jest przesyt w książce! I w każdej innej tej autorki! Wiecie, można wiele wybaczyć książce, błędy, nijakie niektóre postacie, jeśli coś innego ciągnie akcję, jeśli coś innego jest mocną stroną. Wtedy może książka by zasługiwała na ocenę 4/10, ale w momencie, kiedy fabuła opiera się na seksie, rozmyślaniu o nim, zastanawianiu się, wspominaniu, rozmowie o nim w dziewięćdziesięciu procentach, to tej fabuły nie ma. NIE MA. To jest straszne, bo widać tam zalążki potencjału.
      Jedyny plus to ten sam, co w każdej książce autorki. Zakończenie. Jak większość książki bywa wolne, nudne i po prostu leniwe, tak końcówka leci na łeb na szyję, dając nam tyle akcji, jakby Armentrout chciała całość upchnąć na około stu stronach. Dopiero to sprawia, że mam ochotę czytać, ale to przecież bez sensu, bo wiem jak będzie wyglądać następny tom. Tak samo jak każdy inny. I znowu w kolejnym tomie będę chciała czytać dopiero końcówkę. Niestety, zakończenie na tyle mnie zainteresowało, że chcę przeczytać kolejny tom.

Zobaczyłam czerwień.
Kapiącą na kamień.
Bryzgającą na blade kwiaty.
Krew.
      Główni bohaterowie są siłą napędową serii. Tutaj Lis jest nijaka. Niby odważna, ale ta odwaga to głównie intuicja, która zmusza ją do działania, a nie prawdziwa odwaga. Niby silna psychicznie, bo przeżyła to, co ją spotkało, ale z drugiej strony nie była sama. Cały czas powtarza, że jej układ z baronem nie zawiera seksu, że jest faworytą tylko z nazwy, a jej myśli głównie krążą wokół seksu i w jej życiu jest nad wyraz dużo zbliżeń. Wkurzała mnie od pierwszej strony. Bo pomimo bycia płytką, jest irytująca. To się wyklucza, ale jednak to tutaj działa. Ojeju, naprawdę miałam nadzieję, że gdzieś po drodze ją zabiją albo zyska charakter, jednak nic z tego. Cały czas była taka sama…
     Nasz główny facet jest typowym bad boyem. Bez emocji, zdolny do zabijania, moralnie szary, który wreszcie zaczyna coś czuć przy głównej bohaterce. Bleh. To jest wszędzie. Dosłownie wszędzie. Potężny wojownik o tajemniczej przeszłości, który nie zdradza swoich planów. On nawet nie miał podejścia do moich książkowych mężów! I jak ja miałam polubić chodzący schemat jakich wiele w większości średnich i słabych książek. I chociaż jego rasa mnie zaciekawiła, to cała otoczka wszystko zepsuła.

- Kiedy zostałaś sierotą?
- Kiedy się urodziłam? - Zaśmiałam się. - Albo wkrótce potem, jak przpuszczam.
      Czytając kolejną serię jednej autorki powinno się wiedzieć, czego się spodziewać. Miałam jednak nadzieję, że tym razem dostanę coś innego. Niestety. Pod przykrywką romantasy dostałam tandetny erotyk w świecie fantasy, który przypomina inne serie Armentrout. I tak jak one, dopiero ostatnie sto stron sprawiło mi przyjemność w czytaniu. Denne postacie, irytująca i płytka główna bohaterka, moralnie szary i schematyczny love interest nie pociągnęli fabuły, której ilość była jak w naparstku. Skromnie przedstawiony świat z nowymi rasami nie sprawił, bym poczuła się komfortowo czytając książkę. Ba, nie wciągnął mnie ani na chwilę. Jednak mistrzyni cliffhangerów sprawiła, że skumulowana akcja z całego tomu spakowana w ostatnie pięć-sześć rozdziałów przybrała taki obrót spraw, że przeczytam kolejne tomy tylko po to, by znowu złapać się na to samo.

  Tytuł: Upadek i Gniew
  Seria (tom): Przebudzenie (1)
  Autor: Jennifer L. Armentrout
  Tłumaczenie: Emilia Skowrońska
  Wydawnictwo: Akurat
  Liczba stron: 448
  Gatunek: fantastyka, romantasy
  Rok wydania: 2024

6 listopada 2024

Psianiołek, groby i miłość, czyli "Necrovet. Radiografia bytów nadprzyrodzonych" Joanna W. Gajzler

      To naprawdę dziwne uczucie, kiedy człowiek myśli, że seria jest trylogią, a tu się okazuje, że za jakiś czas premierę będzie miał tom czwarty. Tak, Necrovet nie zakończy się na trzecim tomie i cieszę się z tego powodu. Ta seria to moje comfort books, które otulają niczym kocyk i ocieplają serduszko jak gorąca herbatka z cytrynką w zimowy wieczór. Dlatego musiałam wziąć się za tom trzeci!

      Jesień przyniosła nie tylko żółte liście, lecz deszcz, pluchę, stworzenie rozkopujące groby, zły omen dla cioci Tereski oraz ptaka szczęścia, który… został postrzelony. Jednak to nie koniec, bo nadchodzi Halloween, kiedy zasłona między światami jest najcieńsza, a stwory, których zazwyczaj się nie widuje, wychodzą ze swoich ukryć.

- Aa, zaraz tam bestii - powiedziała staruszka. - Nie każde zwierzę to bestia.
- A nie każda bestia to zwierzę - dodała Florka. Ksiądz popatrzył na nią, kiwając głową. - Tak, niestety tak. Byłoby dużo prościej, gdyby każdą bestię można było poznać po rogach, kopytach czy płonących oczach.
      Bawiłam się świetnie! Ha! Właśnie tego potrzebowałam! Dużo miłości od mojego Koziołka i mnóstwo fantastycznych i fenomenalnych stworzeń! Zdecydowanie to jest to, czego mi brakowało od skończenia drugiego tomu. Do tego dla mnie trzeci tom trzyma poziom pierwszych dwóch. Chociaż porusza nieco inne tematy, a raczej wgryza się w nie, nadal ta seria jest fenomenalna.
      Na początek wspomnę, że byłam zachwycona, kiedy w tym tomie pojawiły się postacie z poprzednich części. Nie miały one jakiegoś szczególnego wątku, był swego rodzaju cameo, jednak to miłe, kiedy autorka nie zapomina o postaciach pobocznych. Zwłaszcza że akcja dzieje się na wsi, gdzie każdy każdego zna, ciągle się wpada na praktycznie te same osoby, więc byłabym zdziwiona, gdyby one się więcej nie pojawiły. Ba! Byłabym rozczarowana.
      A pozostając w wiejskim klimacie, muszę wspomnieć o scenie w kościele. Według mnie, była ona niesamowicie potrzebna i ważna. Dzięki niej miałam pogląd jak ludzie mniej więcej odbierają magię. I czuję tutaj trochę naleciałości średniowiecza, ale w obecnych czasach kwestia ma się często podobnie, jeśli chodzi o bycie osobą LGBTQ+. Fajnie jest pokazane, że często Kościół trzyma się konserwatywnych wartości, a wszystko co obce, nieznane i niezrozumiałe jest złe, jest dziełem szatana i trzeba to przepędzić.
      Jeśli zaś chodzi o fantastyczne zwierzęta, wchodziły głębiej. Mamy tutaj nie tylko małe, słodkie zwierzątka, chomiczki, czy zające z rogami, lecz pojawiają się już zombie czy demony. Tak więc krok w głąb w folklor różnych światów. I właśnie przez kolejne stworzenia, co jakiś czas łapałam się, że wyszukiwałam nazwy w google. I z każdym kolejnym wyszukiwaniem czułam coraz większy szacunek do autorki za research, który zrobiła.

Nigdy więcej, pomyślała.
Nigdy więcej nie postawi nogi w kościele.
Nie dlatego, że przestała wierzyć w Boga - wciąż uważała, że Bóg jest dobry. To ludzie pluli nienawiścią, a wiarą wycierali sobie gęby.
      Jeśli chodzi o bohaterów, związek Florki i Bastiana wszedł na kolejny poziom, co jest ważne, bo bohaterowie nie zostają na tym samym poziomie cały czas, lecz dorastają, ewoluują, co widać chociażby właśnie w tym związku. Jednak w pewnym momencie nie wiedziałam, czy śmiać się, czy mieć minę pod tytułem “co tu się odwala” (tak, chodzi o ogonek), co idealnie pasuje do naszej dwójki! O tak, uwielbiam ich, jak się wspierają, rozumieją, walczą o siebie, a jednocześnie są dla siebie wzajemnie tak zwanymi comfort person. Pokazuje to, że związek pomiędzy człowiekiem a postacią fantastyczną (pamiętajmy, Bastian jest koziołkiem) jest możliwy i należy ich traktować normalnie, a nie jak wynaturzenie. Dodatkowo właśnie taki związek pokazuje, jak ważny jest szacunek do drugiej osoby, a tolerancyjnym powinien być każdy.
      Autorka porusza jeszcze bardziej w tej części temat chorób psychicznych. Niestety, ale w naszym kraju ich świadomość jest bardzo niska, często są one ignorowane, a nawet wyśmiewane, a powinny być traktowane na równi z chorobami fizycznymi, a nawet poważniej. W tym przypadku mamy przedstawienie depresji oraz choroby afektywnej dwubiegunowej. Co mi sprawiło radość to fakt, iż zostały one przedstawione w sposób realny, rzeczywisty, bez przerysowanych kwestii. Dosłownie z szacunkiem do osób, u których je zdiagnozowano. Takie proste rzeczy sprawiają, że coraz więcej osób zaczyna interesować się tym tematem, a co za tym idzie, jest nadzieja, że ten świat będzie kiedyś lepszy.
      Bardzo mnie również cieszy rozwój relacji pomiędzy Florką, a Izabelą. Wreszcie ta dwójka zaczyna się do siebie zbliżać, zaczyna być niż koleżeńska, a nie tylko połączenie szef-pracownica. Niektóre sytuacje sprawiły, że jestem strasznie podekscytowana jak dalej potoczy się droga Florki, bo nie ukrywam, ale takie zakończenie zaserwowała autorka, że potrzebuję więcej! Nie może mnie tak zostawić z TAKĄ informacją. Ona dała furtkę na zupełnie nowe “przygody” jak i rozwój.
      Wiecie co mnie najbardziej dziwi? Że w wielu książkach błędy wkurzają mnie niemiłosiernie, dziwię się, jak można je popełniać, jak bohaterowie mogą pójść tą drogą, niezgodną z ich charakterem, zamiast tej, którą normalnie powinni wybrać. Jeśli chodzi o tę książkę, wszelkie błędy odchodzą w dal. Tak, widziałam je. Tak, zdawałam sobie z nich sprawę. I nie, nie przeszkadzały mi w czytaniu. Nie wiem, mój mózg chyba tak polubił tę serię i po prostu przyswoił ją sobie jako comfort book, że nawet te błędy nie są w stanie zepsuć mi przyjemności z czytania.

Czasem trzeba coś rozgrzebać. Nawet w zagojonej ranie może się zbierać ropa.
      Mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że pozostajemy w stylu obyczajówki fantastycznej. Nie ma tutaj jakiegoś głównego wątku, który ciągnie się przez całą książkę, by na końcu dać nam grand finale, tylko jak to w poprzednich częściach było, mamy zbitek sytuacji, które tworzą życie codzienne bohaterów, ukazując powoli coraz więcej stworzonego świata, jednocześnie zagłębiając się w charakter, psychikę i życie postaci. Poruszane tematy są ważne, potrzebne, ale i dobrze przemyślane oraz przedstawione. Książka nie pozostaje bez wad, jednak nie psuły mi klimatu. Multum potworów i zwierząt z folklorów ubarwiają życie nie tylko bohaterom, lecz i mi. Prosta fabuła i niewyszukany język sprawiają, że jest to pozycja idealna do poduszki. Polecam prosto z serduszka!

  Tytuł: Necrovet. Radiografia bytów nadprzyrodzonych
  Seria (tom): Necrovet (3)
  Autor: Joanna W. Gajzler
  Wydawnictwo: SQN
  Liczba stron: 368
  Gatunek: fantastyka
  Rok wydania: 2024