30 listopada 2017

Rozmowa z... Anną Stańczyk

Matka, pisarka, gracz komputerowy i wybitnie zdolna manualnie kobieta. Projektuje i szyje pluszaki. Uwielbia gry komputerowe, bo, jak sama mówi,"podobnie jak książki, przenoszą mnie do innej rzeczywistości, w której mogę dodatkowo poczuć się głównym bohaterem. Bo są barwne, pełne magii, bo mogę być czarodziejką, a jak mi się znudzi - ogrzycą". Lubi bawić się grafiką komputerową, przerabianiem zdjęć i fotomontażem.

Zapraszam do czytania!






Masz jakiś rytuał, bez którego nie potrafisz pisać? Czy po prostu siadasz i tworzysz?
Lubię, gdy podczas pisania wokół mnie jest względny porządek, przynajmniej w zasięgu rąk. Nic mnie wtedy nie rozprasza. Lubię też ciszę, ale niestety przy moich domownikach rzadko miewam ten luksus. No i zawsze stawiam sobie kawę na parapecie przy stole. Bez kawy czegoś mi brakuje, gdzieś mnie nosi.

Czy masz jakiegoś pisarza, który jest dla Ciebie inspiracją?
Inspiruję się wieloma pisarzami, ale tak naprawdę nie mam jakiegoś ulubionego, którego styl szczególnie by mnie zachwycał. Mogę powiedzieć, że podziwiam autorów, którzy potrafią barwnie snuć opowieści i robią to w sposób bardzo płynny oraz naturalny, wciągając czytelnika w głębiny swojej wyobraźni. Takimi bajarzami są m.in. mój ukochany Tolkien oraz Stephen King.

Pisanie książki nie jest łatwe, trzeba mieć pomysł, trzeba mieć talent, trzeba mieć czas, a przede wszystkim trzeba mieć nerwy. Co skłoniło Cię do napisania?
Do napisania książki skłoniły mnie dwie rzeczy. Po pierwsze chęć sprawdzenia czy potrafię, po drugie - moje dziecko. Napisałam Straterię dla córki, bo chciałam jej sprawić przyjemność, ale też pokazać, że chcieć to móc.

Czym różni się napisanie książki dla dzieci od napisania książki dla każdego, albo dla dorosłych?
Żeby pisać dla dzieci, trzeba samemu stać się znowu dzieckiem, wczuć się w ich poziom rozumowania, wrażliwość charakterystyczną dla danego przedziału wiekowego. Trzeba uruchomić wspomnienia i przypomnieć sobie co takiego nas fascynowało, przerażało, śmieszyło X lat temu. Trudność tworzenia literatury dziecięcej polega na odpowiednim dopasowaniu języka tak, żeby był w miarę prosty, zrozumiały, a jednocześnie nie był infantylny. Dzieciaki nie chcą być traktowane jak maluchy. One są inteligentne, cwane i przebiegłe. W mig wychwycą fałsz czy sztuczne podlizywanie się. Należy je traktować z respektem i pokorą. Ja miałam o tyle ułatwione zadanie, że posiadam takiego dzieciaka i znam trochę jego psychikę oraz wiem, co go interesuje 😉

Chciałam kiedyś napisać bajkę dla dzieci i kompletnie nie wiedziałam się za co zabrać. Na co trzeba zwrócić uwagę przy pisaniu tego rodzaju książki?
Na to pytanie już odpowiedziałam wyżej. Nie jestem żadnym autorytetem, żeby kogoś uczyć pisania dla dzieci. Ja zrobiłam to intuicyjnie, kierując się wiedzą i wyczuciem, co będzie się podobało mojej córce oraz jej rówieśnikom. Jak w każdej powieści, na pewno musi się tam znaleźć jakiś konflikt, który zaciekawi młodych czytelników, niebezpieczeństwo, barwni bohaterowi, no i przydałby się morał lub jakieś przesłanie, drugie dno opowieści. Chyba to czyni książkę wartościową, że zostawia coś w głowie, czegoś uczy.

Wiadomo, często pomysły na historie bierzemy w życia codziennego. Były jakieś sytuacje, które Cię zainspirowały?
Takich sytuacji było sporo. Niektóre z mojego własnego dzieciństwa, inne z obserwacji. Dziecięce wyobrażenia, lęki, fantazje. Na pewno bardzo silny wpływ miały też na mnie przeczytane książki i obejrzane filmy, zwłaszcza fantastyka, którą kocham. Pomysł na książkę, którą obecnie piszę powstał dzięki programowi dokumentalnemu w telewizji. W połączeniu z moimi wspomnieniami, związanymi z pewnym wyjątkowym miejscem, powstała koncepcja fabuły thrillera.

Jakbyś przekonała dzieci do czytania?
Jak zachęcić dzieci do czytania? Najlepiej własnym przykładem. Dzieci powielają zachowania rodziców. Jeśli pokażemy im, że książka nie gryzie, że wybieramy ją często zamiast telewizora czy komputera, to one się książką zainteresują. Jeśli od małego im czytamy, to one uzależniają się od tej formy pobudzania wyobraźni.

Dlaczego smoki? Dlaczego nie wróżki albo jednorożce?
Jako głównych bohaterów mojej książki wybrałam smoki, bo są to epickie stworzenia - najsilniejsze, najmądrzejsze, niepokonane, barwne, jedyne w swoim rodzaju. Chciałam przez to stworzyć większy kontrast między nimi a małą dziewczynką, żeby potem w spektakularny sposób odwrócić ich role 🙂. Im większy kontrast, tym większe emocje. Poza tym, bardzo lubimy smoki. Tak po prostu 🙂

Gdybyś musiała zamienić bohaterów książki w zwierzęta, to w jakie i dlaczego?
Zwierzęta zamiast smoków? Musiałyby być wytworne i piękne jak konie oraz waleczne i latające jak orły. Z połączenia wychodzi mi gryf (nie było mowy, że mają być to zwierzęta z naszego świata).

Masz może jakieś plany na kolejne książki? A może już zaczęłaś jakąś pisać?
Wyprzedziłam pytanie 🙂. Zaczęłam pisać drugą część Straterii, ale chwilowo się z tym  wstrzymałam, przynajmniej dopóki nie znajdę wydawcy części pierwszej. A od kilku tygodni pracuję nad projektem thrillera psychologicznego, któremu poświęcam bardzo dużo czasu. Na razie jestem na etapie konstruowania fabuły, kompletowania informacji, rozpoznawania tematów, które posłużą mi za wątek główny oraz tło powieści.

Chciałabyś, aby pisanie było Twoją główną pracą, czy może traktujesz to raczej jako hobby?
Nie chciałabym zarabiać na życie pisząc. Wyobrażam sobie, że to byłoby bardzo stresujące. Dla mnie pisanie jest formą sztuki, wyrażania siebie. Jest to ciężka praca, ale głównie przyjemność. W momencie, gdy od jakości i wydajności mojego pisania zależałoby czy będę miała co włożyć do garnka, cały czar tworzenia by prysł, zostałaby tylko monotonna harówka. Poza tym, nie ma co się oszukiwać - na zyski, pozwalające się utrzymać mogą liczyć wyłącznie autorzy bestsellerów. Chociaż z drugiej strony, można sobie pomarzyć, czemu nie.


Na sam koniec wywiadu chciałabym dodać kilka słów. Jak wiadomo, a przynajmniej mi, każdy autor roztacza wokół siebie aurę, która albo trzyma czytelnika na dystans podczas wywiadu, albo autografów, albo też przeciwnie, wręcz przyciąga. W przypadku Ani czułam się jakbym znalazła się pod puchową, cieplutką kołderką w zimowy, śnieżny dzień. Kobieta jest tak przecudowna, tak wspaniała i miła, że mam nadzieję, że szybko znajdzie wydawcę. Należy jej się!

Opis oraz zdjęcie wzięte z grupy na fb "Znamy-czytamy.pl". Grupa otwarta, więc każdy może zobaczyć :)

26 listopada 2017

Falkon 2017

To już trzeci rok, kiedy byłam na Falkonie jako wolontariuszka. Dla niewtajemniczonych, Falkon to konwent miłośników fantastyki i nie tylko. W tym roku zabrałam ze sobą chłopaka i miałam nadzieję, że ten rok będzie wyjątkowy. I był. Wyjątkowo nudny... Zacznę więc od minusów.

Najbardziej zabolało mnie to, że nie było sceny. Była 2 lata temu, była rok temu, a w tym roku nie! I cały pokaz cosplay'u przenieśli do antresoli, czyli mało miejsca. A gdzie występowała Grupa Filmowa Darwin? Na auli, gdzie już 30 minut przed rozpoczęciem ich panelu nie było miejsca, a ja nie mogłam wejść wcześniej, ponieważ miałam dyżur. Normalnie oni występowali na scenie i praktycznie każdy mógł ich zobaczyć. W tym roku to wyszło okropnie.

Kolejne, miejsce dla graczy. Normalnie na scenie były pokazywane rozgrywki z komentarzami, albo można było zobaczyć jak ktoś gra patrząc z tyłu. W tym toku? Gracze byli niczym małpy w zoo. Nie żartuję. Odgrodzony klatką pokaźny teren, gdzie znajdowały się stoiska komputerowe. Wejście tam mieli tylko gracze i to nie przez główną halę wystawców, ale całkowicie inne wejście od zewnątrz.


Kolejny minus, taki mały, ale jednak, to wystawcy. W tym roku nastawiłam się na gadżety z LoLa, w poprzednich latach było tego pełno, to miałam nadzieję, że i w tym będzie dużo. Praktycznie nic nie było. Naprawdę! Najwięcej było podkładek, a tak to naprawdę niewiele rzeczy. O wiele więcej było z serii "manga i anime". Ja nie wiem, jakaś moda, czy co?


Następny minus to ustalenie sal. Ja rozumiem, brak miejsca i dużo prelegentów, ale przenoszenie sali z prelekcjami o mandze i anime do szkoły programowej mi się wybitnie nie podobało. Latanie tam i z powrotem, gdzie miałam jedynie (a może aż) 3 godziny wolnego pomiędzy dyżurami jakoś mi się nie uśmiechało. Było trochę wolnego miejsca w gamesroomie, tam mogli zrobić warsztatową kolejną i może by się udało. Niestety nie byłam w szkole programowej, więc się o niej nie wypowiem.
Najbardziej ubolewam nad tym, że nie kupiłam żadnej książki. Owszem, była promocja książki po 10/15zł, ale nie było żadnej, którą bym chciała. Ale stoisk z książkami było dość sporo. Nawet z komiksami było stoisko! Chata Wuja Freda, Makowe Arty i tak dalej. Szkoda, że nie było Lisich spraw :(



Co do plusów, to niektóre stoiska. Moja przyjaciółka na jednym z nich za 5 złotych wygrała chokera z kryształem Swarovskiego.


Gamesroom jak zwykle dał radę. Pod zastaw plakietki na szyję (chyba tak było, nie jestem pewna), można było wypożyczyć grę i grać ze znajomymi. A wybór był spory!


Podobały mi się niektóre prelekcje jak mity medyczne czy prelekcja o statystyce. A nawet tak sobie podobało mi się o sekcji zwłok. Widać było, że laska ma na tym punkcie świta. Wiadomo, czasami było więcej osób, czasami mniej. Najśmieszniej było, kiedy była cała aula ludzi, a nas prawie nie było widać. Musieliśmy pokazywać kartki "15", "10", "5" oraz "KONIEC", by prelegent nie musiał martwić się czasem. A jak pokazywać, jak nas nie widać?


Kolejną fajną rzeczą była arena, gdzie można było się nauczyć walczyć. Wiek? Nie grał tam roli!


Jak w tamtym roku, w tym można było odwiedzić kawiarnię/pub z Gwiezdnych Wojen! Wejść, zrobić sobie zdjęcie. Naprawdę dobrze wykonane!



Była strefa z retro grami, niestety było mało miejsc, a chętnych pełno, więc się nie dostaliśmy :(


Kolejny plus to, który dla niektórych jest minusem, wystawa Comic Conu. Wielkie to to było, głośne. Bardzo głośne. Rządziły basy, co mi się średnio podobało. Można było podejść, zrobić zdjęcie i w sumie to tyle. Spoko, ponieważ cosplay był na wysokim poziomie, a źle, ponieważ to było nudne...


A jeśli chodzi o cosplay... I tak, robione od tyłu, z boku, ponieważ miałam mało czasu dla siebie i robiłam w biegu :D


A w niedzielę o godzinie 16 w gamesroomie...


I koniec Falkonu. Chyba równo o 16 wszystko zaczęło się składać. No to na koniec jeszcze trochę zdjęć!



A właśnie! Co kupiłam? Kalendarz dla leniwych buł sukcesu, przypinkę (a w zasadzie miałam ją za darmo na podstawie zdjęcia mojego i mojego ukochanego), no i dostałam swoją pierwszą alpakę! A w kalendarzu mam dedykację od Kobiety Ślimaka z jej autografem oraz autografy od Grupy Filmowej Darwin. Mniam!